Zatrzymałam konia i rozejrzałam się niepewnie po okolicy. Między drzewami dało się słyszeć przeraźliwy, stłumiony krzyk. Otwarłam szerzej oczy i spojrzałam na Filię.
-Co to było?-zapytałam, czując jak na plecy wstępują mi ciarki.
-Nie mam pojęcia. Ktoś krzyczał, gdzieś nie daleko…
-Trzeba to sprawdzić!-rzuciłam hardo, pokonując strach.
-Zwariowałaś? Lepiej się nie mieszać…- skarcił mnie, a potem spiął konia, który ruszył niespiesznym kłusem.
-Jak chcesz-mruknęłam, kierując Rosch’a do miejsca, z którego dochodził czyjś wrzask. Z duszą na ramieniu wjechałam między drzewa. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy usłyszałam, że Filia ruszył za mną. Zrównał swojego wierzchowca z moim.
-Ale ty jesteś uparta- burknął.
-Wiem. Nie mogę pozwolić, by przez nasze tchórzostwo komuś stała się krzywda. Zatrzymałam konia widząc między drzewami stary, zdewastowany, drewniany domek. Zeskoczyłam cicho z konia, sięgnęłam po dług sztylet i wolnymi krokami podeszłam do uchylonych drzwi. Jestem głupia, wiem. Ale moja dziecięca nienawiść i niemożność trzeźwego myślenia w podobnych sytuacjach brała górę.
Stanęłam na schodkach i zajrzałam do domu. Z piskiem wyskoczyłam na zewnątrz wpadając na filię.
-Filia! Tam… tam!... –wydukałam.
-Co?
-Tam są ludzkie zwłoki obżarte praktycznie do kości!-wydusiłam.
Czarodziej otwarł szerzej oczy, a potem skierował się do swojego konia.
-Wracamy! Już!-rozkazał.
Nie mając ochoty sprzeciwiać się wykonałam polecenie. Razem odjechaliśmy jak najdalej stąd.
***
Stanęliśmy na skraju lasu mając ochotę wrócić do miasta, które było niedaleko. Mimo to zmarszczyłam czoło.
-Filia! Możliwe, że to coś, co zabiło prawdopodobnie właściciela tego domu zagraża też innym ludziom. Nie sądzę, by jakakolwiek kreatura mogła zrobić coś tak potwornego…
Czułam jak serce mi wali.
-To niebezpieczne…-zaprotestował.
-Musimy!-Upierałam się.
W końcu chłopak skinął lekko głową.
-Dobrze, ale nie idziemy tam sami. Najpierw wrócimy do bazy, weźmiemy kogoś ze sobą i sprawdzimy to miejsce.
Skinęłam mu lekko głową.
<Filia?>