Szczęk zamka. Zamykam oczy i głośno wypuszczam powietrze.
- Miło cię znów widzieć Brann - mówię spokojnie bez kpiny w głosie. - Co tym razem? Na przesłuchanie czy misję?
Nie słyszę odpowiedzi. Podnoszę się do pozycji siedzącej i ze zdziwieniem widzę jakiegoś innego, znacznie młodszego mężczyznę. Przez moją twarz przebiega skurcz gniewu. Co ten gówniarz tu robi?
- Gdzie Brann? - rzucam gniewnie do młodego strażnika, który nie mniej gniewnie podchodzi do mnie i kopniakiem zrzuca z pryczy.
- Ruszaj się suk* - warczy. - Nie mam czasu na twoje gierki, szef czeka.
Czuję stal sztyletu na szyi i powoli wstaje. Młodzik krępuje mi ręce, przy czym jego dłonie drżą. Boi się. To pewnie jego pierwsze spotkanie z Czarną.
Popchnął mnie w stronę drzwi i dalej prowadził korytarzami do tego debila zza biurka. Weszliśmy do tej samej komnaty, co ostatnio. Tym razem czekało mnie zaskoczenie. Oprócz szefa był tam Brann i kilku innych Białych, w tym również skrępowany, Hefis.
- Mam kłopoty? - zwróciłam się bezpośrednio do starego znajomego, zupełnie ignorując resztę i sztylet wbijający się w kark. - Ten młodzik z tyłu nie był zbytnio uprzejmy.
Kątem oka dostrzegłam, że Hefisowi brak jednego oka. Przypadek? Nie sądzę. Brann milczał, za to odezwał się dowódca:
- Podczas "przesłuchania" Hefis zeznał, że nie chciałaś iść ze swoimi, dlaczego? - Jego mimo wszystko ciepłe oczy wpatrywały się we mnie przenikliwie.
- To nic specjalnego. - Wzruszyłam ramionami.- Dla mnie to obojętne, czy jestem tutaj w więzieniu, czy tam. Zresztą nie chciałam się rozstawać z moją kataną.
Cichy szept przebiegł po zgromadzonych. Ciekawe co o mnie teraz myśleli? Że jestem debilką? Wariatką? Sprzedajną dziwką? A zresztą, czy to ważne? W sumie nie... Oni przecież tylko zadecydują o moim życiu i śmierci.
- Co do katany - zaczęłam niezrażona, obojętnym tonem.- Chciałabym ją odzyskać. W zamian mogę zrobić wszystko czego ode mnie zażądacie.
Szef wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Brann'em. Chyba coś ustalili. Być może poruszyła ich moja pomoc w pojmaniu Hefisa? A może są debilami?
- Jeżeli ten miecz jest dla ciebie tak cenny to od dzisiaj będziesz pracować dla nas – oznajmił mężczyzna poważnie. - Przysięgnij nam teraz wierność, a my w zamian oddamy ci miecz...
"...i przydzielimy nadzór" to chciał powiedzieć. Zdaje się, że wydawało mu się, że mogę być w jakiś sposób przydatna dla Klanu. To całkiem możliwe... Osunęłam się na jedno kolano i pochyliłam głowę.
- Przysięgam na mój miecz wierność Klanowi Białych i posłuszeństwo ich dowódcom.- Ja również mówiłam poważnie i szczerze...
Poczułam jak sznur puszcza. Byłam wolna. Wstałam i uśmiechnęłam się.
- W takim razie którędy do wychodka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz