-Wyglądasz okropnie - powiedziała.
-Mi też miło cię widzieć - odparłam ironicznie.
-Nic ci nie jest? - zapytała jakby się o mnie w ogóle troszczyła.
-Skręciłam kostkę, jestem pokryta krwią abonitów i lepie się - mruknęłam schodząc z konia i jęknęłam, kiedy moja boląca stopa dotknęła podłoża.
-Poczekaj tu, zaprowadzę klacz do stajni. Powinnaś się umyć zanim pójdziesz do Jevryk'a. Powinnam go ochrzanić.
-Daj spokój Ana - mruknęłam, a ona poszła marudząc pod nosem. Oczywiście nie stałam tam bezczynnie tylko pokuśtykałam do dowódcy.
Nawet nie pukałam, po prostu weszłam. Jevryk zrobił przerażoną minę, wydawało mi się, że zaraz dostanie zawału. Był jeszcze bardziej blady niż zwykle. Zapewne wyglądałam okropnie, i jeszcze ta moja złowroga mina.
-Hej tato - przerwałam milczenie.
-Izzy - jęknął.
-Tak, wiem. Było trochę rozlewu krwi.
-Co?
-Ale nie mojej. – Uśmiechnęłam się lekko.
-Idź się umyć i mi opowiesz jak ci poszło - powiedział.
-Jasne - wyszłam. Cieszyłam się, że już po wszystkim... Następnym razem wezmę coś bardziej krwawego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz