Był środek nocy. Zbliżała się 24, a ja wciąż siedziałam
ukryta między gałęziami drzew. Czekałam tylko na swój cel. Mężczyzna o imieniu
Dymitr. Blaid kazał mi go zabić. Byłam tu zaledwie drugi dzień, a on wciąż mnie
sprawdzał. Zniesmaczona zobaczyłam wysokiego mężczyznę, który był moim celem.
Ukrywał się przez długi okres abyśmy go nie złapali. Był jednym z Białych.
Blaid podobno przesłuchiwał go, ale Dymitr mu uciekł. Teraz to ja miałam go
wytropić i po prostu zgładzić: szybko, skutecznie i bez światków. Gdy mężczyzna
znalazł się pode mną zeskoczyłam zgrabnie z drzewa prosto na swój cel. Nim on
jednak zdążył jakkolwiek zareagować opadł bezwładnie na ziemię. Wysunęłam z
pochwy swój nóż i podcięłam mu gardło.
Przewróciłam go na plecy i przeszukałam.
Nic jednak nie znalazłam ciekawego oprócz tego wisiorka:
Uniosłam kąciki ust i przyjrzałam się dokładnie ozdobie. Z
tyłu widniał napis 'Semper fortis'
- Zawsze silni - wymamrotałam pod nosem tłumacząc sobie
wygrawerowany napis. Założyłam wisiorek, który ułożył mi się zgrabnie między
piersiami. Wytarłam ostrze w jego koszulę i schowałam je do pochwy. Wspięłam
się na drzewo, gdzie miałam prowizoryczny plecak, a w nim linę. Przywiązałam ją
do najwyższej gałęzi. Jedną końcówkę przerzuciłam po jednej stronie, a druga
została przywiązana. Powoli zeszłam z drzewa i liną oplotłam jego talię.
Wspięłam się na powrót na drzewo i złapałam za drugi koniec sznura i
zeskoczyłam z gałęzi prosto na ziemię. Martwe ciało znalazło się niemal na
czubku drzewa, a ja obwiązałam linę wokół najniższej gałęzi. Wiedziałam, że
nazajutrz nie zostanie śladu po zwłokach, nie licząc kości, paznokci, zębów i
ciuchów - jedynych rzeczy, które nie zjadając ptaki padlinożercy. Gdy byłam już
pewna, że wszystko 'sprzątnęłam', zarzuciłam sobie plecak na jedno ramię i
ruszyłam w stronę naszych koszar.
[...] Weszłam do kamiennej budowli, która była siedzibą
oddziału i stanęłam między trzema korytarzami odbiegającymi w trzy różne
strony. Pamiętałam jedynie, że po środku są nasze sypialnie, a na końcu po
lewej stronie sale treningowe. Ruszyłam najpierw pierwszym korytarzem skręcając
w prawo, gdzie w końcu znalazłam pokój kapitana.
- Cicha... - zaczął.
Skłoniłam się lekko. Raczej dla ironii niż szacunku.
- Zabiłaś?
- Nie pierwszy i nie ostatni raz.
- Skąd mam pewność, że to zrobiłaś? - spytał spokojnie.
- Jeśli mi nie wierzysz to się pośpiesz. Zdążysz zobaczyć
jego, jeszcze, niezmasakrowane zwłoki. - Powiedziałam ze stoickim spokojem.
Mężczyzna skinął tylko twierdząco głową i przyjrzał mi się
uważnie.
- Dlaczego chciałaś do nas dołączyć?
- A dlaczego nie? Jest w końcu tutaj mój braciszek.
- Opowiadał mi o tobie. Wolisz działać w pojedynkę.
- Ale już dosyć zarobiłam na zleceniach morderstw i dosyć
koczowniczego trybu życia. Czas się ustatkować.
- Chcesz znaleźć partnera? - spytał zaskoczony.
Spojrzałam na niego kpiąco.
- Nie ta bajka, ale marzyć sobie można, co nie?
- Klucze do twojego pokoju - powiedział, kompletnie
ignorując to, co powiedziałam i rzucił mi skromny mały kluczyk.
- Dzięki. - mruknęłam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Czuj się jak u siebie w domu.
Zatrzymałam się po tych słowach tuż przy drzwiach i
odwróciłam głowę, aby na niego spojrzeć.
- Czy to ma być powitanie?
- Traktuj to sobie jak chcesz - przyznał z kamienną twarzą.
I tak wiedziałam, że się cieszył. Wyszłam z jego pokoju i ruszyłam,
aby odnaleźć swój pokój. Wiedziałam, że nikt mnie tu nie przyjmie zbyt miło.
Jako jedyna mordowałam dla pieniędzy przed ponad 10 lat. Weszłam do swojego
pokoju i rzuciłam plecak na łóżko. Otworzyłam go i zaczęłam wypakowywać swoje
rzeczy na nie, gdy ktoś wszedł do pokoju.
- Wyjazd. Nie widać, że zajęte ? - burknęłam, zbyt zajęta
układaniem rzeczy.
- Też Cię miło widzieć - zakpił.
Odwróciłam się i spojrzałam prosto na swojego brata.
- Po tylu latach zdziwiłabym się innej reakcji - przyznałam
rozbawiona.
- Nie marudź. Dostosujesz się.
- Wątpię. Wiele osób słyszało o tej 'Słynnej Morderczyni za
pieniądze' - prychnąłem niemal jak kobra z jadem.
- Więc może będą tym bardziej na Ciebie uważać? - podsunął.
- Oby. - wymamrotałam.
Przebrałam się, ale nóż w pochwie i nowy wisiorek zostawiłam
na sobie. Bez broni nigdy się nigdzie nie wybierałam - to była moja zasada.
Pamiętałam doskonale jak niemal umierałam z wycieńczenia po ataku zwierzęcia.
Ruszyliśmy razem do sali treningowej, gdzie była masa ludzi. Zaczęłam walczyć
ze swoim bratem. Jednak szybko zrezygnował, gdy padł na ziemię kilkanaście razy
w ciągu zaledwie jednego kwartału. Ulotnił się pośpiesznie, a ja po prostu
chwilę po nim wyszłam. Ruszyłam w stronę dużej polany, która znajdowała się w
środku lasu. Obok niej przepływał rwący potoczek obsypany kamieniami po obu
stronach. Ściągnęłam buty wraz ze skarpetkami i podwinęłam nogawki od spodni.
Weszłam do niego zrzucając z siebie skórzaną kurtkę. Odłożyłam także swoją
torbę i weszłam głębiej do wody, na sam środek potoku. Odetchnęłam głęboko i
spojrzałam na wodę. Pochyliłam się i dotknęłam delikatnie palcem tafli wody,
która po chwili przemieniła się w lód oplatając także moje nogi i po metrze
wokół mnie. Przesunęłam wzdłuż lodu palcem, a ten rozpłynąć się ponownie
chlapiąc na mnie wodą. Po chwili jednak poczułam na sobie czyjeś spojrzenie.
Uniosłam wzrok. Przyglądał mi się badawczo jakiś mężczyzna oparty o drzewo
oddalone ode mnie o kilka metrów.
- Nie jestem wymarłym gatunkiem tylko kobietą. Nie musisz
się na mnie tak patrzeć - wymamrotałam pod nosem.
( Narhael? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz