Oho, magia, słodko. No to jestem wiedźmą… Stanął za mną, poczułam na ramionach jego dotyk. Zaraz, moment, ej, ej, ejjjj! Ja się o macanie nie prosiłam, prze pana, ja tu nie chcę żadnego masażu czy co to ma być, miało nie być też skręcania karku..! I pstryk.
O, boję się?
Właściwie nie mam pojęcia co się dzieje… Czuję się jakby było kilka mnie, albo nie, tylko dwie – ale za to jedna nie wiedząca kompletne co się dzieje, a druga orientująca się w tym bałaganie, ale tak tylko trochę. I za cholerę nie mająca zielonego pojęcia co robić. Jestem przestraszona… Chyba idziemy tutaj, tak, z tą dziewczyną z białymi włosami i tą, która okazała się na tyle miła, że wyrok śmierci na mnie przeniosła z natychmiastowego na czas nieokreślony. Idziemy, boję się nie tyle o siebie co o Burka, idiota pewnie teraz się kręci gdzieś na zewnątrz i wcale na siebie nie uważa. Odwracam się przerażona, ale mimo wszystko już godząca się z tym, że życia wiele mi nie zostało… Budzę się na drzewie, słysząc szepty, serce podchodzi mi prawie do gardła. Daję zwierzakowi jabłko, klepię po boku, tak, dzisiaj śpimy w buszu, Burek. Jedziemy długo, długo, wcale nie kręcimy się w kółko, chociaż nie wiemy gdzie chcemy się znaleźć. Uciekam z miasta ze zdobycznym jedzeniem, wcale się nie martwię że mnie złapią, nie dadzą rady… Śpię gdzieś wtulona w kąt, niezauważona, jest dobrze. Nikt mnie nie widzi, nikt mnie nie słyszy, ja też nikogo nie zauważam. Ulga, wielka ulga, jednak kładzie się na nią cień strachu. Przepełniona wolnością, szczęściem, wspinam się wyżej i wyżej, góry są wspaniałe, las, tak… Nie ma ludzi, nienawidzę ich, jest dobrze, wystarczy mi Burek. Mimo to dziwnie się czuję, coś mnie obserwuje. To trochę niepokojące, ale nie, szum lasu i śpiew ptaków mnie uspokajają. Koń… Boli, boli, ale on jest przestraszony, boi się mnie bardziej niż ja jego. Coś szeleści, krzaki szumią, boję się. Co to? Zabiłam kogoś..? Nie, nie, jest dobrze, to trup, ale to nie moja wina, nie moja wina… Kolejne miasto, kolejni ludzie których można okraść. Chodzę bez celu, ale lubię to, jestem wolna, nikt mi nie rozkazuje. Co robić, co robić, zabiłam, niedobrze, boję się, ale jest dobrze, już dobrze. Złapali mnie, chcą skrzywdzić, boję się, ratujcie, ktokolwiek, pomóżcie, oni mnie zamknęli, coś chcą, nie chcę żeby to robili, nie… Las jest dobry, cicho, brak ludzi. Boję się ich. Boję. Nic nie pamiętam, znowu nic nie pamiętam…
„Wróciłam” do siebie nagle, bez ostrzeżenia. Świetnie. Mimo że oczy miałam cały czas szeroko otwarte czułam łzy w oczach, przez to że nie mrugałam, dopiero teraz zaczęłam przez nie widzieć. Co to, do jasnej cholery, było..?
<Tonila?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz