Był
wieczór, gdy po dwudniowej podróży do siedziby Czarnych w Cyn’torio wreszcie
zsiedliśmy z koni. Noc była chłodna, a duże miasto otoczone (jak większość Tserren-Viijskich
osad) lasem zdawało się spać. Blondyn skinął na mnie i ruszył szeroką aleją do
górującego nad resztą budynków ośrodka życia Czarnych w leśnym państwie. Cała
ich siedziba była wykonana z drewna. Miała w sobie nadzwyczajną harmonię.
Weszliśmy po schodach, na końcu których stali dwaj państwowi strażnicy odziani
w mundury z herbem króla Iviliosa- srebrną łanią, która odznaczała się na
zielonym materiale ich odzienia. Spojrzeli
na Sharona podejrzliwie.
-Spokojnie, to nowy rekrut…-mruknął.
-Generał Tiernan wie?-zapytał jeden z nich.
-Nie, ale się dowie.- Posłał im miażdżące spojrzenie.
Obaj w końcu dali spokój i wpuścili nas do środka. Główny korytarz był szeroki,
pusty i jasno oświetlony. Na boki rozchodziło się kilka korytarzy. Przystanął.
-Tu, przy pierwszej odnodze na lewo są pokoje dowódców. Radzę nie zawracać im
dupy co chwila, bo dla odstresowania się mogą ci wpakować żelazo w dupsko. Na
prawo masz bibliotekę. W drugiej odnodze są pokoje pozostałych członków
oddziału i kuchnia. Na samym końcu sala treningowa, łaźnia i wychodki. Pojąłeś?
To świetnie. Idziemy pozawracać dupę Tiernanowi. Mam nadzieję, że nie jest w
złym humorze.
Szedłem za nim nieco zagubiony. Sama świadomość, że to główna siedziba jednego
z oddziałów Czarnych mnie przytłaczała, a co dopiero wizja spotkania z dowódcą
owego oddziału.
Sharon zapukał niezbyt głośno do jednych z drzwi. Usłyszał po chwili ciche
,,wejść”.
Otwarł drzwi i wszedł do środka, a ja za nim.
-Generale.-Skinął lekko głową. Zmierzyłem wzrokiem niezbyt postawnego, smukłego
faceta odzianego w czerń. Był blady, a na głowie miał czuprynę gęstych,
ciemnych włosów.
-Sharon. Przyprowadziłeś nowego?-zapytał podchodząc do mnie.
-Owszem, generale. Narhael ma potencjał-rzucił.
-Miło mi.-Czarny uścisnął mi dłoń. Odwzajemniłem gest.
-Mnie również-odparłem.
-Masz Formę?-zapytał wprost.
-Owszem.
-Typ?
-Cienista…
-Doskonale. Więc jak? Wesprzesz nasze działania przeciwko Rebelii?-Zmierzył
mnie wzrokiem.
-Czemu nie? Chyba mam jako Człowiek Czarnej Krwi obowiązek walczenia przeciwko
pchlarzom.
Dowódca uśmiechnął się lekko.
-Owszem. Masz. Chodź, załatwimy sprawy formalne, a potem Sharon wskaże Ci Twój
pokój. Swoją drogą… Sharon, dobra robota. Jeszcze trochę udanych akcji i
wybijesz się ponad resztę posłańców.
Spojrzałem na blondyna zdezorientowany, ale on tylko wyszczerzył się do mnie
głupkowato.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz