Usiadłam załamana na skrzynkach po owocach, które stały obok gnijącej sterty śmieci. Strasznie napaliłam się na tę misję, a nasze ,,zguby” uniemożliwiały mi wykonanie jej. Spojrzałam przed siebie i zadrżałam widząc stojącego przy jakimś straganie pochylonego staruszka, który jakiś czas temu opowiadał swoim wnukom i mi historię o Jednookim. Podniosłam się i ruszyłam w jego kierunku. Poprawiłam chustę na głowie i stanęłam obok. Kupował czerwone, soczyste jabłka.
-Dzień dobry!-rzuciłam, wychylając białą łepetynę w jego stronę. Staruszek wyglądał na zaskoczonego. Przyjrzał się mi i dopiero teraz przypomniał sobie kim jestem.
-Oh! To Ty, białowłosa dziewczyno. Co Cię do mnie sprowadza? Czyżbyś zapragnęła wysłuchać jeszcze jednej historii o generale Jednookim?-zapytał, uśmiechając się pod nosem.
Zapłacił za owoce i wręczył mi jedno z zakupionych jabłek. Podziękowałam i ugryzłam je idąc obok niego w kierunku biblioteki. Owoc smakował cudownie. Znacznie lepiej niż te kradzione…
-Właściwie to nie. Znaczy, szukam towarzyszy i zauważyłam Pana przypadkiem. Nie bardzo wiem co robić. Nie wiem gdzie ich znaleźć, a to ważne- wydukałam.-Może widział Pan takich dwóch obwiesiów? Jeden szczerbaty z rzadkimi włosami, drugi wielki z chorą skórą?
Przemilczał pytanie, dopiero po chwili się odezwał.
-No tak... Może chodźmy do mojego domu. Zrobię Ci kubek herbaty, porozmawiamy. Dzieci nie ma. Pomagają matce w stajni- zaproponował.
-Oh... To bardzo miłe, ale chyba nie mogę.-Zmieszałam się.
-A to czemu?-zapytał.
-Właściwie to… Chwilka mnie nie zbawi.- Uśmiechnęłam się lekko. Nie umiałam mu odmówić, bo w jego wzroku było coś… hipnotyzującego. Przeszliśmy przez parę alejek idąc w kierunku jego domu, który znajdował się obok biblioteki. Po chwili znaleźliśmy się w skromnym, ale czystym domostwie dziadka. Staruszek podreptał do kuchni i począł krzątać się po niej. Zaraz przyniósł dwa kubki parującego naparu. Wciągnęłam zapach aromatycznej herbaty i pociągnęłam łyk. Pyszna. Usiadłam w fotelu.
-No więc, powiedz mi Białowłosa.- Zniżył głos.-Dlaczego jesteś względem mnie taka nieufna?-zapytał z iskierkami rozbawienia w oczach.
-Nieufna...? Znaczy, nie znam Pana, ale nie jestem nieufna.-Zaprzeczyłam.
Uśmiechnął się.
-Jest w Tobie coś, czego nie potrafię wyjaśnić słowami. Jakaś siła... Może nie tyle masz w sobie Biel, co pała od Ciebie moc.
Spojrzałam na niego ogłupiała.
-Nie rozumiem...- Zawahałam się. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Czułam się jak w pułapce.
-Zrozumiesz. A teraz powiedz mi, ale tak szczerze... Dlaczego interesuje Cię Jednooki?-Spojrzał na mnie przenikliwymi, mglistymi, oczyma w kolorze nieba.
-Ja... No. Ciekawa postać. Po prostu.-Wydukałam.
Westchnął.
-Nie baw się w to, dziecko. Nie zadzieraj z nim. Ta czerwona chusta z moich opowieści jest moim urojeniem, które ma w wyobraźni dzieci nadać mu bardziej przyjemnego wizerunku, ale to nie jest byle korsarz. To nie jest osoba, z którą można zadzierać... Strzeżcie się go. On czuwa. Potrafi być wszędzie... Nie da się go złapać. Nie da się pokonać...-Mówił to z dziwnym lękiem w głosie.-Jego nie da się zabić...-Ręce mu drżały, jakby miał zaraz wypuścić z dłoni kubek z herbatą.
Serce waliło mi jak dzikie. Z trudem uniosłam herbatę do ust i wypiłam zawartość.
-Ja... Muszę już iść!-Zerwałam się z siedzenia i ruszyłam w kierunku drzwi.
-Osoby, których szukasz obżerają się skradzionymi ciastkami w alejce zsypowej przy kuźni.-Uśmiechnął się.
Skinęłam nerwowo głową i wybiegłam z domu rzucając się we wskazanym kierunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz