-Rosh!-nawoływałam, ale konia jak nie było tak nie ma.
Westchnęłam zrezygnowana i postanowiłam iść w kierunku brzegu lasu.
Uniosłam głowę do góry i właśnie wtedy mym oczom ukazała się drewniana konstrukcja na jednym z drzew. Wyglądała na starą, ale solidną. Odnalazłam chwiejną drabinkę prowadzącą do domku. Weszłam dość zwinnie, mimo iż szczeble trzeszczały ostrzegawczo pod moimi nogami. Otwarłam szerzej oczy ze zdziwienia, gdy dostrzegłam skromny, ale nietypowy wystrój domku. Nieco dziecinny, ale… miał swój urok. W środku widniały stare rysunki zwierząt wykonane prawdopodobnie ręką małego artysty. Nie zdążyłam się nazachwycać, gdy do mych uszu dotarł nieprzyjemny, chrapliwy głos.
-Nie wiesz, że nie ładnie włamywać się do cudzego domu?-Odwróciłam się gwałtownie.
Przed sobą ujrzałam stworzenie, którego nie widziałam nigdy wcześniej. Prawdopodobnie był to Biały, bądź Czarny w swojej Formie. Jej głowa, bo była kobietą, przypominała głowę kocią. Długi ogon bujał się nerwowo, a w szponiastych dłoniach ściskała broń.
-Przepraszam… Ja tylko tędy przechodziłam. Domek wyglądał na opuszczony. Czysta… ciekawość-rzuciłam, kierując dłoń do sztyletu u pasa. Była w swojej Formie… Nie mam szans. Koniec ze mną. Przełknęłam ślinę patrząc na nią nerwowo.
<Soraya? Wybacz, że czekałaś tak długo…>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz