czwartek, 22 maja 2014

Od Evelynn - Początek cz.2

Niezgrabnie zsunęłam się na najbliższą półkę skalną. Za sobą słyszałam warczące stado morloków, postanowiłam się pośpieszyć. Mogłam właściwie tylko jakoś uciec, moja broń została przy wierzchowcu, który pobiegł w siną dal. Podniosłam się, podeszłam do krawędzi i sprawdziłam wysokość. Wszystko się skomplikowało jeszcze bardziej, byłam wysoko nad ziemią... Nie mogłam iść na górę do paszczy wygłodniałych morloków.
"Myśl Evelynn, no myśl !" Krzyczałam do samej siebie w myślach. Kiedy dokładnie za sobą usłyszałam kłapnięcie szczęk bezmyślnie skoczyłam z półki skalnej. Ze swojej głupoty i desperacji zdałam sobie sprawę kiedy uderzyłam prawym bokiem o zlodowaciałą ziemię. Jęknęłam z bólu kiedy poczułam ukłucie w klatce piersiowej przy głębszym oddechu. Spojrzałam nieprzytomnie na górę, morloki warczały i śliniły się jednak żaden z nich nie próbował zejść. Przewróciłam się na drugi bok po czym podparłam się na łokciach. Oddychałam powoli a mimo to za każdym razem czułam okropne kłucie w klatce w pobliżu serca. Poczułam jak łza spłynęła po moim policzku. Zebrałam w sobie siły i wstałam, kulejąc na prawą nogę zaczęłam iść na zachód.

Weszłam do małej karczmy, zmarznięta i obolała. Wszyscy obecni przenieśli swój wzrok na mnie- nie wyglądałam normalnie. Końcówki moich włosów były pokryte szronem tak samo jak szata pełna dziur. Podkrążone oczy i opuchnięta twarz, cała sina. Tak wyglądałam, a czułam się jeszcze gorzej. Podeszłam powoli do baru trzymając się zdrową ręką za poranione prawe ramię.
-Co podać ?- Wysoki i krępy mężczyzna zdawał się niczym nie przejmować. Kiedy długo nie odpowiadałam poprawił nierówno przycięte włosy po czym odszedł po butelkę brandy. Pewnie wypełnił nim kieliszek po czym mi go wręczył. Skinęłam głową w podziękowaniu i opróżniłam kieliszek. Poprosiłam o drugą kolejkę, którą równie szybko opróżniłam. Po kilku dodatkowych kolejkach sprawdziłam zawartość przyszytej do płaszcza kieszonki- na moje szczęście nic z niej nie ubyło. Poprosiłam o nocleg za który dobrze zapłaciłam. Gospodarz zaprowadził mnie do pokoju, kiedy do niego weszłam oświecił mnie blask białych ścian. Rozejrzałam się szybko, duże małżeńskie łóżko osłonięte baldachimem, mała wanna za parawanem i stolik z krzesłem. Nie potrzebowałam niczego więcej, zdjęłam z siebie dziurawą szatę którą rzuciłam niedbale na łóżko. Szłam powoli do wanny z której parowała wcześniej przygotowana woda. Zdjęłam z siebie obdarte obrania które położyłam obok wanienki. Weszłam do gorącej wciąż wody i zanurzyłam się.

Okryłam się ręcznikiem po czym podeszłam do łóżka, niestety naga położyłam się na miękkim łożu. Zdjęłam z siebie ręcznik po czym przykryłam się kołdrą w kolorze purpury.

c.d.n

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz