środa, 1 stycznia 2014

Od Mishelle- Początek

Był środek nocy. Zbliżała się 24, a ja wciąż siedziałam ukryta między gałęziami drzew. Czekałam tylko na swój cel. Mężczyzna o imieniu Dymitr. Blaid kazał mi go zabić. Byłam tu zaledwie drugi dzień, a on wciąż mnie sprawdzał. Zniesmaczona zobaczyłam wysokiego mężczyznę, który był moim celem. Ukrywał się przez długi okres abyśmy go nie złapali. Był jednym z Białych. Blaid podobno przesłuchiwał go, ale Dymitr mu uciekł. Teraz to ja miałam go wytropić i po prostu zgładzić: szybko, skutecznie i bez światków. Gdy mężczyzna znalazł się pode mną zeskoczyłam zgrabnie z drzewa prosto na swój cel. Nim on jednak zdążył jakkolwiek zareagować opadł bezwładnie na ziemię. Wysunęłam z pochwy swój nóż i podcięłam mu gardło.



Przewróciłam go na plecy i przeszukałam. Nic jednak nie znalazłam ciekawego oprócz tego wisiorka:



Uniosłam kąciki ust i przyjrzałam się dokładnie ozdobie. Z tyłu widniał napis 'Semper fortis'
- Zawsze silni - wymamrotałam pod nosem tłumacząc sobie wygrawerowany napis. Założyłam wisiorek, który ułożył mi się zgrabnie między piersiami. Wytarłam ostrze w jego koszulę i schowałam je do pochwy. Wspięłam się na drzewo, gdzie miałam prowizoryczny plecak, a w nim linę. Przywiązałam ją do najwyższej gałęzi. Jedną końcówkę przerzuciłam po jednej stronie, a druga została przywiązana. Powoli zeszłam z drzewa i liną oplotłam jego talię. Wspięłam się na powrót na drzewo i złapałam za drugi koniec sznura i zeskoczyłam z gałęzi prosto na ziemię. Martwe ciało znalazło się niemal na czubku drzewa, a ja obwiązałam linę wokół najniższej gałęzi. Wiedziałam, że nazajutrz nie zostanie śladu po zwłokach, nie licząc kości, paznokci, zębów i ciuchów - jedynych rzeczy, które nie zjadając ptaki padlinożercy. Gdy byłam już pewna, że wszystko 'sprzątnęłam', zarzuciłam sobie plecak na jedno ramię i ruszyłam w stronę naszych koszar.
[...] Weszłam do kamiennej budowli, która była siedzibą oddziału i stanęłam między trzema korytarzami odbiegającymi w trzy różne strony. Pamiętałam jedynie, że po środku są nasze sypialnie, a na końcu po lewej stronie sale treningowe. Ruszyłam najpierw pierwszym korytarzem skręcając w prawo, gdzie w końcu znalazłam pokój kapitana.
- Cicha... - zaczął.
Skłoniłam się lekko. Raczej dla ironii niż szacunku.
- Zabiłaś?
- Nie pierwszy i nie ostatni raz.
- Skąd mam pewność, że to zrobiłaś? - spytał spokojnie.
- Jeśli mi nie wierzysz to się pośpiesz. Zdążysz zobaczyć jego, jeszcze, niezmasakrowane zwłoki. - Powiedziałam ze stoickim spokojem.
Mężczyzna skinął tylko twierdząco głową i przyjrzał mi się uważnie.
- Dlaczego chciałaś do nas dołączyć?
- A dlaczego nie? Jest w końcu tutaj mój braciszek.
- Opowiadał mi o tobie. Wolisz działać w pojedynkę.
- Ale już dosyć zarobiłam na zleceniach morderstw i dosyć koczowniczego trybu życia. Czas się ustatkować.
- Chcesz znaleźć partnera? - spytał zaskoczony.
Spojrzałam na niego kpiąco.
- Nie ta bajka, ale marzyć sobie można, co nie?
- Klucze do twojego pokoju - powiedział, kompletnie ignorując to, co powiedziałam i rzucił mi skromny mały kluczyk.
- Dzięki. - mruknęłam i skierowałam się w stronę drzwi.
- Czuj się jak u siebie w domu.
Zatrzymałam się po tych słowach tuż przy drzwiach i odwróciłam głowę, aby na niego spojrzeć.
- Czy to ma być powitanie?
- Traktuj to sobie jak chcesz - przyznał z kamienną twarzą.
I tak wiedziałam, że się cieszył. Wyszłam z jego pokoju i ruszyłam, aby odnaleźć swój pokój. Wiedziałam, że nikt mnie tu nie przyjmie zbyt miło. Jako jedyna mordowałam dla pieniędzy przed ponad 10 lat. Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam plecak na łóżko. Otworzyłam go i zaczęłam wypakowywać swoje rzeczy na nie, gdy ktoś wszedł do pokoju.
- Wyjazd. Nie widać, że zajęte ? - burknęłam, zbyt zajęta układaniem rzeczy.
- Też Cię miło widzieć - zakpił.
Odwróciłam się i spojrzałam prosto na swojego brata.
- Po tylu latach zdziwiłabym się innej reakcji - przyznałam rozbawiona.
- Nie marudź. Dostosujesz się.
- Wątpię. Wiele osób słyszało o tej 'Słynnej Morderczyni za pieniądze' - prychnąłem niemal jak kobra z jadem.
- Więc może będą tym bardziej na Ciebie uważać? - podsunął.
- Oby. - wymamrotałam.
Przebrałam się, ale nóż w pochwie i nowy wisiorek zostawiłam na sobie. Bez broni nigdy się nigdzie nie wybierałam - to była moja zasada. Pamiętałam doskonale jak niemal umierałam z wycieńczenia po ataku zwierzęcia. Ruszyliśmy razem do sali treningowej, gdzie była masa ludzi. Zaczęłam walczyć ze swoim bratem. Jednak szybko zrezygnował, gdy padł na ziemię kilkanaście razy w ciągu zaledwie jednego kwartału. Ulotnił się pośpiesznie, a ja po prostu chwilę po nim wyszłam. Ruszyłam w stronę dużej polany, która znajdowała się w środku lasu. Obok niej przepływał rwący potoczek obsypany kamieniami po obu stronach. Ściągnęłam buty wraz ze skarpetkami i podwinęłam nogawki od spodni. Weszłam do niego zrzucając z siebie skórzaną kurtkę. Odłożyłam także swoją torbę i weszłam głębiej do wody, na sam środek potoku. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na wodę. Pochyliłam się i dotknęłam delikatnie palcem tafli wody, która po chwili przemieniła się w lód oplatając także moje nogi i po metrze wokół mnie. Przesunęłam wzdłuż lodu palcem, a ten rozpłynąć się ponownie chlapiąc na mnie wodą. Po chwili jednak poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Uniosłam wzrok. Przyglądał mi się badawczo jakiś mężczyzna oparty o drzewo oddalone ode mnie o kilka metrów.
- Nie jestem wymarłym gatunkiem tylko kobietą. Nie musisz się na mnie tak patrzeć - wymamrotałam pod nosem.


( Narhael? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz