piątek, 3 stycznia 2014

Od Epiceii- ciąg dalszy ,,Początku" Tonilii

Słysząc złowrogi głos obcego faceta pierwsze, o czym pomyślałam to ucieczka, ale zdawałam sobie sprawę, że nie mam szans temu, czym prędzej wskoczyłam za uchylone drzwi i przylgnęłam do ściany. Usłyszałam ciężkie kroki. Do środka wsunął wielki, łysy facet. Serce podeszło mi do gardła, a na skronie wstąpiły kropelki potu. Drzwi zaczęły się uchylać. Zmrużyłam powieki, mimo to ujrzałam wredną twarz z blizną na brwi.
-Kogo my tu mamy…-mruknął.
Czułam jak kurczę się i maleję mając ochotę zwinąć się w kłębek. Chwycił mnie za ramię i wypchnął na korytarz.
-Pójdziemy do moich kolegów i rozprawimy się z Tobą ślicznotko tak jak rozprawia się z ładnymi dzieweczkami, a potem, gdy nam się znudzisz dotknie cię kara, jaka czeka na wszystkich złodziei.
Powstrzymałam krzyk przerażenia. Pchnął mnie przodem. Łzy miałam na czubku nosa, mimo to starałam się być twarda. Nagle usłyszałam nieprzyjemny zgrzyt i oprawca zatrzymał się. Obejrzałam się niepewnie i chciałam krzyknąć, ale coś zdławiło dźwięk, jaki z siebie wydałam. Czyjeś ręce odciągnęły mnie do tyłu, a ciało faceta z poderżniętym gardłem osunęło się na ziemię ukazując wysokiego, barczystego mężczyznę odzianego w czarny strój, z kapturem na głowie i ustach i nosie zasłoniętych czarną chustą.
-Zabijcie ją…-warknęła tajemnicza postać.
Szarpnęłam się rozdygotana.
-Nie.- Usłyszałam za sobą kobiecy głos.
-Nie? Przecież widziała wszystko. Nie może żyć…-mruknął, ocierając sztylet w spodnie.
-W takim razie pójdzie z nami do Elegii…- Kobieta była nieustępliwa.
Spojrzałam na nią kątem oka. Była w identycznym stroju, co i facet. Nagle, wszyscy spojrzeli na tyły korytarza od strony schodów. Szedł nim prowadząc przed sobą wściekłą Tonilę kolejny mężczyzna o ciemnych włosach, opalonej skórze i przenikliwych, czarnych oczach. Twarz miał zasłonięte chustą jak reszta. Oczy Tonilii błysnęły na mój widok.
-Puszczaj mnie ty…-szarpała się i wyzywała sycząc przy tym jak jadowita żmija.
-Zrobiłem już na dole porządek. Chłopak z uciętą ręką zwiał…-powiedział, niskim, pięknym głosem.
-Zjebałeś, Rafa…-mruknął dryblas.
-Nie widział naszych twarzy, nie ma pojęcia, kim jesteśmy, został okaleczony. Innymi słowy jest zszokowany i przerażony.  Po kiego chuja go zabijać. Będzie srać w gacie na samo wspomnienie… Jest nieszkodliwy.- Przewrócił oczyma.
Wielkolud mruknął coś pod nosem wyraźnie zirytowany.
-Kim jesteście i czego od nas chcecie?! Puśćcie nas!-warknęła Tonila.
Posłałam jej wściekłe spojrzenie.
-Nie twój zasrany interes!-syknął dryblas.
-Spokojnie, Drągal…-rzuciła kobieta.-Nie ma mowy by je zabić. Nie zabijamy wszystkich, których spotkamy po drodze, a są odważne, że się tu wpakowały. W dodatku ta biała wróciła po koleżankę mimo niebezpieczeństwa… Lwie i gołębie serce w jednym. Ładnie.- Jej głos był spokojny, stanowczy i przyjemny dla ucha.
-Zabieramy je do NAS?!- Jego wredne oczy otwarły się szeroko.
-Tak. Masz coś przeciwko?- Rafa spojrzał na niego stanowczo.
-Mam. Nie możecie wcielać byle przybłęd...- Gul mu skakał, a na skronie wstąpiły żyły wściekłości.
-Nie Ty tu decydujesz, tylko ja… I Elegia, którego tu nie ma-rzucił stanowczo ciemnowłosy.-Zabieramy je. Ruszajcie się, szybko…-zarządził.
-Ale co?! O co chodzi?!-Tonila jak zwykle starała się buntować i udawać groźną.
Z tego co wywnioskowałam po rozmowie tajemniczej trójki chodziło o jakąś organizację… Tak przynajmniej mi się wydawało. Wyszliśmy z domu. Pies Kupczyka leżał martwy. Przeszliśmy przez mur od strony północnej i skierowaliśmy się w ciemne, śmierdzące zakamarki miasta. Ani ja ani pewnie Tonila nie bywaliśmy tam często. Po dość długiej podróży nieprzyjemnymi, ciemnymi alejami Hornvill dotarliśmy na krańce miasta przy murze, gdzie widniały kanały ściekowe ukryte za starymi kratami i krzakami. Cuchnęło potwornie. Z resztą to nasi nowi ,,towarzysze” również nie pachnieli uroczo tak jak i cała reszta miasta.
-Właźcie…-powiedział Rafa.
Dryblas wszedł pierwszy. Za nim ja z kobietą, za nami Tonila. Brunet wsunął ostatni zamykając kraty.
Uderzył mnie potworny smród. Tamci wyglądali na nieporuszonych. Sunęliśmy w kompletnych ciemnościach w śmierdzącej wodzie dopiero po chwili wchodząc na kamienne, suche podwyższenie po którym biegały szczury. Skręcaliśmy w skomplikowane zaułki i odnogi kanałów. Chciałam zapamiętać drogę, ale po jakimś czasie kompletnie się pogubiłam. Zeszliśmy schodami w dół gdzie był kolejny korytarz. Po chwili skręciliśmy w jakiś zaułek. Rafa podszedł do jednej ze ścian i wsunął palce w szczelinę między dwoma skałami. Jakiś mechanizm sprawił, że kamienna ściana nagle się przesunęła ukazując ciemne, nieprzyjemne przejście…
<Tonila?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz