wtorek, 21 stycznia 2014

Od Epiceii c.d. Tonilii.

Zamknęłam oczy z wdzięcznością żując nieduży, ułamany kawałek bochenka chleba, który dostałam od Rais. Nie byłam specjalnie głodna, więc stwierdziłam, że zachowam resztę dla naszej trójki na później. To dziwne, ale... Nie lubię jadać w miejscach publicznych, sama nie wiem czemu. Odzwyczaiłam się dawno od ciągłej, nieprzerwanej obecności innych ludzi. Nawet w pokoju nigdy nie ma czasu by posiedzieć w ciszy. Nie uważam samotności za rzecz przyjemną, czy cenną, tylko...  Po prostu... Nie daje się we znaki tak bardzo, jak kontakt z drugim człowiekiem.

Wyrwana z własnych rozmyślań spojrzałam na Tonilę pytająco, gdy usłyszałam że Eric ma do nas sprawę. Więc ten dzień jednak nadszedł...
- Idziemy...? - rzuciła białowłosa z wyczuwalną ekscytacją w głosie. - Idziemy, prawda? Póki jest wolny? - bezsilnie wręcz zerknęłam ku obojętnej Riwerze, mając nadzieje że chociaż w niej znajdę jakieś okruchy racjonalnego myślenia. Nie znalazłam tak naprawdę za wiele, nie to, co chciałam. Dziewczynka zwróciła oczy ku mnie, jakby wstrzymywała się do głosu w tej sprawie. - Epicea? - naciskała Tonila. Błagam, ja tu się zastanawiam...
- Chyba by wypadało, prawda...? - Obdarzyłam niecierpliwą kobietę bladym uśmiechem. - Bo jeszcze sami po nas przyjdą, a to mogłoby mieć nieciekawe skutki. - tak naprawdę wolałam zaszyć się w naszym pokoju i związać przyjaciółkę, by nie uciekła na misje. Nie wiem, co ona sobie wyobraża. Podnieca się pierwszą misją, chociaż na niej może stać się jej krzywda. A tego nie chce, o nie. Wolałabym iść sama, niż ją narażać, ale to po prostu chyba jej żywioł: życie w niebezpieczeństwie i brak baczenia na ryzyko. Oczka ciemnoskórej zamrugały wgapiając się we mnie, jakby wyczuwała mój niepokój, więc wzruszyłam tylko ramionami z nikłym uśmiechem.
- No to idziemy! - zakrzyknęło zadowolone dziewczę i po chwili zbierałyśmy się już z pokoju wraz z Rais. Zastanawia mnie... Co dla nas przygotowano.
Nie minęło dziesięć minut, gdy stałyśmy już przed biurem dowódcy naszego oddziału pukając do drzwi. "Wejść", zawołał Eric od środka, więc wsunęłyśmy do pomieszczenia.
- O. To wy, dziewczęta. Dobrze, że jesteście. - Uśmiechnął się facet. Przed jego biurkiem siedział młodszy brat dowódcy – Cedric. On także przywitał nas czarującym uśmiechem. - Właśnie omawialiśmy szczegóły waszej misji. On... - skinął na swe rodzeństwo - ... Będzie wam towarzyszył i pomagał wraz z Aelą. Zdradzi wam także szczegóły zadania. - na twarz Erica wkradł się cień wskazujący na powagę. - Mam nadzieję, ze się psychicznie przygotowałyście, to nie zabawa dla berbeciów i mimo dwójki starszych członków nikt nie ma zamiaru wam ciągle patrzeć na ręce, wystarczająco do was dociera? - wszystkie zgodnie skinęłyśmy głową. Nie podoba mi się to... Ani trochę.

W innym pomieszczeniu, około godziny po spotkaniu dowódcy, siedzieliśmy z Aelą i Cedric'iem w piątkę przy stole ustalając szczegóły misji. Sprawa naprawdę nie była prosta, wręcz przeciwnie. Naszym celem było wrobienie jednego z generałów armii Mercera – Dagona Rychłego, zwanego też Niekrytym Szermierzem. Jego syn miał dostarczyć zwiadowcom od Czarnych list od swojego ojca. Problem w tym, że nie wiadomo gdzie owy synek się znajduje.
- Więc tak, Riwera, zajmiesz się znalezieniem pewnego kupca. Jego imię to Percyl. Według naszych, aktualnie znajduje się w Stęchłej alei, w ukryciu. - Pociągnął miodu z kufla, by zwilżyć gardło. - Gość ma powiązania z Czarnymi i wie, gdzie znajduje się nasz synalek Dagona. Rajca wyciągnie z niego te informacje. Potem Pryzma.. - Spojrzał wymownie na dziewczynę. - Zadbasz, by nie było świadków i będziesz ochraniać tyły Riwery, gdy ta będzie podmieniać list.
- Nie możecie dać się złapać, bo cały przekręt szlag trafi. - dodała Aela poważnie w stronę białowłosej i ciemnoskórej. - Jakikolwiek świadek, który podważy prawdziwość podmienionego listu może nas spalić. - W sumie... Nie było tak źle jak się spodziewałam. Nie aż tak... Chyba. Zerknęłam na dziewczyny po mojej lewicy, wydawały się spokojne. Chociaż w oczach Pryzmy radośnie paliły się iskierki ekscytacji. Wydałam z siebie westchnienie, niestety, zauważone.
- Nie ma co się bać. - Wyszczerzył się Cedric. - Nowicjusze zawsze tak mają za pierwszym razem, przyzwyczaisz się! O ile długo pożyjesz... - Dziękuje bardzo za troskę, ale to ostatnie zdanie było zupełnie niepotrzebne!

Misja miała rozpocząć się za parę godzin, późnym wieczorem, by przed świtem zdążyć dopaść syna Dagona i podmienić mu wiadomość dla Mercera. Sama myśl o tym, że ja będę gadać spokojnie z jakimś oprychem, podczas gdy moje towarzyszki będą narażać życia w o wiele niebezpieczniejszych punktach misji była... Męcząca, bo i się taka niesprawiedliwa...
Czas upłynął szybko i nieubłaganie. Tonila i Rais były ubrane w specjalny stój dla skrytobójców i tropicieli, podczas gdy ja naciągnęłam na siebie duży, czarny płaszcz z kapturem. Czekałyśmy na Cedrica, który miał poprowadzić wymarsz i zabrać nas do miejsca, gdzie wszystko się zacznie...
<Rais?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz