wtorek, 14 stycznia 2014

Od Mishelle- Misja ,,Zabójstwo w południe"

Jak większość swojego czasu, gdy nie miałam żadnych zleceń siedziałam w wielkiej sali treningowej albo na pobliskiej polanie. Padało, więc byłam zmuszona tlić się w sali wraz z innymi. Jak co dzień walczyłam z Nickiem. Jedynie jego znałam na tyle, aby się z nim zmierzyć.
- Sztylety? - Spytał z szerokim uśmiechem.
- Poradzisz sobie? - Zakpiłam.
- Wiele się nauczyłem - zapewnił obnażając swój sztylet.
Zaśmiałam się i wysunęłam ostrze z pochwy. Lewą dłonią sięgnęłam do małej sakiewki, w której zamiast motet nosiłam długie igły z metalu. Wzięłam dwie między palec wskazujący, a środkowy. Nick był oddalony ode mnie o kilka metrów, więc gdy ruszył, aby zaatakować rzuciłam jedną igłę. Jedynie drasnęła jego policzek. Gdy wypuściłam z palców drugą, trafiła w jego łydkę. Zamarł, a ja się uśmiechnęłam. Wyrwał igłę z ciała i spojrzał na mnie.
- Nie wspominałam, że przez ten czas ćwiczyłam akupunkturę? - Zagadnęłam rozbawiona.
- Jakoś zapomniałaś - syknął i ruszył w moją stronę.
Gdy rzuciłam kolejną igłę, osłonił się ostrzem sztyletu. Uśmiechnęłam się, a gdy podszedł i zamachnął się na wysokości mojej szyi w ostatniej sekundzie uchyliłam się przed ostrzem. Odskoczyłam na pół metra i zaatakowałam go. Zamiast uderzyć w szyję jak on to zrobił, postawiłam na brzuch. W ułamku sekundy znalazłam się u jego boku, a trzon broni wbiłam w środek jego brzucha.
- Musisz jeszcze poćwiczyć braciszku - wyszeptałam rozbawiona do jego ucha. - Zginąłbyś - zauważyłam i schowałam broń do pochwy.
- Gdybyśmy walczyli naprawdę miałbym łuk - zauważył z szerokim uśmiechem.
- Gorzej gdyby była walka wręcz, co? - Zaśmiałam się, a on jedynie przewrócił oczyma.
- Cicha!
Odwróciłam się słysząc swój pseudonim. W drzwiach do sali stał mężczyzna, którego kojarzyłam. Wiele razy się mijaliśmy jednak nie mieliśmy jeszcze czasu, aby się poznać. Co, gdy się zastanowić jest wielką stratą patrząc po jego muskularnym ciele. Uniosłam kąciki ust widząc jego obnażoną pierś.
- Hę? - Wymamrotałam niechętnie powracając wzrokiem do jego oczu.
- Blaid kazał mi Cię zawołać - rzucił.
Skinęłam krótko głową i potruchtałam do niego. Usłyszałam cichy świst za sobą. Wyjęłam szybko sztylet z pochwy i odwracając się zasłoniłam oczy. W ostrze coś uderzyło, a potem opadło na podłogę. Uśmiechnęłam się widząc swoje igły i schowałam je do sakwy. Odwróciłam się i dogoniłam mężczyznę.
- Wiesz, o co chodzi? - Spytałam rzeczowo.
Pokręcił przecząco głową.
- Nie. Nic mi nie mówił oprócz tego, że masz jak najszybciej się u niego zjawić - oznajmił.
Gdy zaprowadził mnie pod drzwi naszego dowódcy zostawił mnie. Weszłam do środka i zobaczyłam Jariba za biurkiem. Przerzucał jakieś papiery z piórem w dłoni.
- Coś się stało? - Spytałam spokojnie.
- Masz pierwsze zlecenie - oznajmił.
Skinęłam krótko głową czekając na informacje.
- Ma na imię Frenrych von Aberden. Jest kupcem. Masz go zgładzić - odparł spokojnie, a ja przytaknęłam wiedząc, że to nie wszystko. - Jedziesz do Fremount w Itter-Paht – oznajmił. - Ma szybko zginąć. Wielu osobom podpadł. Bez świadków, cicho i skutecznie - sprecyzował, a ja pokiwałam twierdząco głową.
- Wszystko?
- Tak. Masz to wykonać jak najszybciej - rozkazał.
Uśmiechnęłam się, skinęłam głową i wyszłam z pomieszczenia. Od razu skierowałam się do swojego pokoju. Złapałam lekką torbę, spakowałam ciuchy, które wiedziałam na pewno, że mi się przydadzą, jakieś pieniądze i broń. Sztylet i igły wciąż miałam na sobie. Przebrałam się ze spodni i koszulki w kusicielską sukienkę, która podkreślała biust i szczupłą talię i ruszyłam w stronę wyjścia z korytarzy.
- A Ty gdzie? - Zatrzymał mnie Nick.
- Uciekam od Ciebie. - Zaśmiałam się.
- A tak na poważnie? - Przerwał mi i złapał mnie za nadgarstek.
- Bez obaw. Raczej wrócę - uśmiechnęłam się i wyrwałam rękę z jego uścisku.
Wyszłam z naszej 'siedziby' i skierowałam się do centrum miasta. Weszłam do jakiejś karczmy. Wiedziałam, że tam znajdę chętnego, kto mnie podwiezie w odpowiednie miejsce. Nie miałam zamiaru się tłuc konno, gdy mogłam pojechać w powozie. Weszłam do środka, usiadłam w kącie sali zakładając nogę na nogę i westchnęłam z rezygnacją. Nie musiałam się nawet silić, aby jakiś mężczyzna do mnie podszedł.
- Cześć mała.
- Mała to może być twoja pała - mruknęłam pod nosem widząc jego duży brzuch.
- Zabawna jesteś - zaśmiał się, a ja przewróciłam oczyma - Długo tu jesteś?
- Niestety nie. Muszę wyjechać - przyznałam z udawanym smutkiem. Choć miałam na dzieję na bardziej schludnego towarzysza podróży postanowiłam jednak wykorzystać to, co los daje.
- A gdzie się wybierasz?
- Do Fremount.
- W Itter-Paht ? - Spytał z uśmiechem.
- Jedziesz tam? - Zagadnęłam.
- Osobiście nie. Syn mojego znajomego jedzie - przyznał i uśmiechnął się. - Jeśli chcesz mogę z nim pogadać i...
- Pewnie. Mam nadzieję, że piwo w zamian Ci wystarczy. - Uśmiechnęłam się.
-O nic innego nie śmiał bym prosić - powiedział. Jednak widziałam w jego oczach błysk niezadowolenia. - Bądź tu o zachodzie - rozkazał i wstał.
Przewróciłam oczyma i wyjrzałam za okno. Miałam jeszcze kilka godzin, więc postanowiłam, że odpocznę i się rozluźnię...
[...] O umówionej porze czekałam w karczmie. Po chwili wszedł ten sam mężczyzna, z którym rozmawiałam i jakiś młody na oko 20 letni mężczyzna. Mimowolnie moje kąciki powędrowały do góry widząc jego mięśnie i przystojne oblicze. Złapałam za swój plecak i podeszłam do niego.
- Och, to ją przewieziesz - powiedział, gdy mnie zobaczył.
- Sam – przedstawił się i uśmiechnął.
- Shell - odparłam ściskając jego dłoń.
Wyszliśmy przed karczmę i chłopak wziął mój bagaż. Położył go na stercie innych walizek i toreb i pomógł mi wejść do środka powozu. Usiadł na przeciwko mnie i uśmiechnął się nieśmiało.
- Nie boisz się ze mną jechać? - Uniósł zaskoczony brwi.
- Nie mam czego - zapewniłam z uśmiechem.
- W końcu jestem Ci obcy. Znasz moje imię, a i to nie jest pewne - zauważył z zadziornym uśmiechem.
Pochyliłam się opierając łokcie na kolanach i uśmiechnęłam się niegrzecznie.
- Też nie możesz być pewny, że mówiłam prawdę. A tym bardziej, że nic Ci nie zrobię.
- Jesteś kobietą, nie skrzywdzisz mnie - uśmiechnął się szeroko.
- Skąd ta pewność? Twojemu sercu może z całą pewnością się coś stać - zapewniłam.
- Ukradniesz je? - spytał kusicielsko.
- Kto wie... - Rzuciłam jedynie i oparłam się plecami o siedzenie przyglądając się jego oczarowanym oczom.
Zaśmiałam się pod nosem i oparłam głową o brzeg okna zamykając oczy.
[...] Obudziłam się czując czyjąś dłoń na swoim udzie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Sama, który z uśmiechem usiadł obok mnie.
- Łudzisz się chłopcze - westchnęłam ściągając jego dłoń ze swojej nogi i przekładając ją na jego.
- Nie przesadzaj. - uśmiechnął się łapiąc mnie za biodra i wciągnął mnie na swoje kolana. - Przecież wiem, że chcesz się ze mną zabawić - zamruczał do mojego ucha.
- Jestem sadystką - powiedziałam z rozbawieniem.
- W to nie uwierzę.
- Zobaczysz, gdy po wszystkim będziesz miał rany cięte – zakpiłam.
- Nie zrobisz mi krzywdy.
- Póki mnie wieziesz... Masz rację, nie - przyznałam.
- Może chcesz pojeździć konno? - zamruczał i poruszył biodrami.
Roześmiałam się i przycisnęłam dłoń do jego piersi.
- Jesteś zbyt mały jak na mnie - szepnęłam do jego ucha i usiadłam naprzeciw niego. Chciał wstać, ale położyłam stopę między jego nogami. - Nie radzę - zaśmiałam się.
Uśmiechnął się chytrze i zacisnął dłoń na mojej kostce. Uniosłam drugą, aby uderzyć go w ramię, ale w ostatniej chwili także i drugą nogę złapał. Wstał i stojąc między moimi nogami podszedł do mnie i pochylił się nade mną.
- Wiesz, obawiam się, że mogę być silniejszy - przyznał szepcząc mi do ucha.
- Ty się tego nie obawiasz. Satysfakcjonuje Cię to - zauważyłam spokojnie.
- Może masz trochę racji - uśmiechnął się.
Klęknął przede mną wciąż rozsuwając mi nogi, przez co zsunęłam się niemal pośladkami na krawędź siedzenia. Ściągnął koszulkę, a ja jęknęłam cicho widząc jego mięśnie. Powróciłam wzrokiem na jego twarz i uniosłam kąciki ust.
- Może jak się trochę postarasz nie będzie aż tak źle... - Przyznałam rozbawiona. Uśmiechnął się szeroko i przyciągnął mnie do siebie, przez co oboje polecieliśmy na drewnianą podłogę. Siedziałam na jego brzuchu i zaczęłam ściągać jego spodnie, a on zajął się moją suknią.
[...] Oboje głośno jęknęliśmy, gdy we mnie skończył. Przekręcił nas tak, że znajdowałam się teraz pod nim i wyszedł ze mnie. Zaczął się ubierać i podał mi moje ciuchy. Ubrałam się szybko i założyłam buty.
- Tego nie było - powiedziałam grożąc mu palcem.
- Schowaj ten palec - ostrzegł z rozbawieniem. - Bo będzie powtórka.
- Nie mówię nie. - roześmiałam się. Wyjrzałam za okno i uniosłam kąciki ust - Szkoda tylko, że niedługo wysiadam - zauważyłam rozbawiona
- To już?! Dojeżdżamy do Fremount? - Spytał zdziwiony.
- Jeszcze kawałek – przyznałam, poprawiając ciuchy.
- Więc czas się pożegnać - westchnął.
- Nie licz na nic.- ostrzegłam i uśmiechnęłam się mimowolnie
- Zobaczymy się jeszcze? - Spytał nagle.
Wzruszyłam lekko ramionami.
- Nie wiem. Raczej tak. W końcu teraz mieszkam w Korron-Thum.
- Czyli jednak jest szansa na powtórkę. - Zauważył uśmiechając się.
- Zobaczymy - zaśmiałam się. - Gdzie moje spinki? - Mruknęłam zakładając kosmyki włosów za ucho.
Sam zaczął ich szukać aż w końcu podał mi dwie długie spinki, którymi upięłam nisko włosy.
- Dzięki.
- W końcu sam je zrzucałem – uśmiechnął się szeroko.
Pokręciłam głową i westchnęłam ciężko.
- Jesteś niereformowalny – zawyrokowałam.
- Nie znasz mnie przecież aż tak długo – wytknął.
- Seks świadczy o wszystkim – zaśmiałam się.
[…] Zatrzymaliśmy się, a wtedy Sam wysiadł i pomógł mi wyjść. Podał mi plecak, a ja uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
- Do zobaczenia za kilka dni – zawołałam za nim.
- Oby! – Zaśmiał się zamykając drzwiczki powozu i odjeżdżając.
Westchnęłam i rozejrzałam się. Znam jedynie imię, nazwisko celu. Nic więcej… Westchnęłam ciężko, więc weszłam do jakiejś dużej karczmy. Usiadłam przy barze i od razu podszedł do mnie karczmarz.
- Znasz przypadkiem Frenrych’a von Aberden’a? – Spytałam, a mężczyzna się zaśmiał.
- Każdy go tu zna i niezbyt lubi – przyznał spokojnie. – A co? Interesy?
- Mniej więcej. Słyszałam, że szuka dziwki – mruknęłam.
- Chętna?
- Dobrze płaci?
- Podobno. Ale zmarnujesz się – westchnął ciężko.
- Zobaczymy. Zawsze mogę przyjść do Ciebie, prawda? – Zaśmiałam się.
- Przenajświętsza – przyznał ze śmiechem.
- Więc gdzie go znajdę? – Zainteresowałam się.
- Powinien za chwilę przyjść – przyznał spokojnie.
Faktycznie. Po niecałym kwadransie drzwi przekroczył otyły, brzydki mężczyzna zachowujący się jak gnojek.
- O cholera – burknęłam.
- Mówiłem – zaśmiał się karczmarz.
Westchnęłam ciężko i wstałam z krzesła. Złapałam swój plecak, a gdy mężczyzna się usadowił na ławce podeszłam do niego.
- Nowa panienka? – Zarechotał.
Skrzywiłam się w duchu słysząc jego okropny śmiech.
- Tak – uśmiechnęłam się z trudem. Usiadłam obok niego i położyłam nogi na jego udach.
- Szukasz fuchy, co? – Zaśmiał się, a ja wzdrygnęłam.
- Już znalazłam – przyznałam i uśmiechnęłam się uwodzicielsko.
- Myślisz, że znajdziesz u mnie kąt? – Zakpił.
- Zawsze warto spróbować – uśmiechnęłam się.
- Może i tak.
- Więc… - Zaczęłam wyczekująco.
- Chodźmy – nakazał.
Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam, że pójdzie mi to tak łatwo. Poszliśmy kawałek i zobaczyłam woźnicę. Znowu powtórka z rozrywki? Westchnęłam cicho i weszliśmy do powozu. Po kilku minutach znaleźliśmy się w jakimś małym pałacyku. Zaprowadził mnie do przestronnej, bogato ozdobionej sypialni. Łóżko było olbrzymie. Drewniana, rzeźbiona rama i baldachim.
- Zaraz przyjdę – oznajmił i zamknął za sobą wielkie drzwi.
Rozejrzałam się z niedowierzaniem. Przesunęłam dłonią po ręcznych zdobieniach na wielkich szafach i małych szafeczkach nocnych. Gdy wszedł z powrotem uśmiechnął się widząc mój zachwyt.
- Jeśli dobrze się spiszesz zakosztujesz takiego życia – zapewnił uśmiechając się.
Zaśmiałam się i położyłam się na łóżku.
- Taki pałacyk? Z chęcią mogłabym mieć – przyznałam uśmiechając się.
- Może kiedyś dostaniesz- uśmiechnął się i nachylił nade mną. Zaczął mnie całować po szyi. Zacisnęłam powieki jak i zęby, aby tylko nie patrzeć na jego twarz. W myślach odtwarzałam muskularne ciało niedawno poznanego Sama i jego przystojny profil. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie. Kupiec zszedł ze mnie i położył się na łóżku. Usiadła obok niego i powoli zaczęłam go masować.
- Wprawiona jesteś – wymamrotał.
- Trochę się na tym znam – wyznałam.- Jeśli chcesz mogę zrobić Ci akupunkturę – zaproponowałam.
- Masz potrzebne rzeczy – spytał bez wahania.
Zaśmiałam się
- Oczywiście, że tak.
Wstałam i wyciągnęłam spod spódniczki sakiewkę z igłami do akupunktury. Usiadłam ponownie obok niego, a ten zdążył się już rozebrać aż do bielizny. Niezadowolona z widoków zaczęłam wbijać igły w nerwy tak, aby niczego nie czuł. Wzdychał co jakiś czas, a ja w końcu wbiłam mu igłę w szyję. Jęknął w poduszkę głośno.
- Och zaraz się poprawię – zapewniłam klnąc pod nosem, że nie trafiłam za pierwszym razem między kręgi szyjne. Złamałam jeden z nich, przez co oddech mężczyzny stał się nagle urywany, aż w końcu całkiem niesłyszalny. Wyciągnęłam wszystkie igły i wytarłam je o pościel łóżka. Wstałam z wielkiego łóżka i poprawiłam swoją sukienkę. Zajrzałam do szaf gdzie znalazłam wielki kufer z biżuterią damską.
- Po co Ci do cholery damska biżuteria? – Uniosłam brwi.
Bez namysłu sięgnęłam po najcenniejsze i najładniejsze ozdoby i wrzuciłam na samo dno swojej torby. Znalazłam srebrne monety jak i miedziaki, które także zabrałam. Wszystko co najcenniejsze i poukrywane zostało już spakowane. Wyszłam i okrążyłam dom. Nikogo niebyło. Ale jakim cudem? Mogłam się założyć, że ktoś taki jak on będzie miał cały dworek służby. Jednak z satysfakcją odkryłam, że albo śpią albo sobie wypoczywają w ogrodzie. Zarzuciłam plecak na ramię i szybko wyszłam z pałacyku. Poszłam szybkim krokiem w stronę centrum gdzie spotkałam odjeżdżającego Sama.
- Znowu Ty – zaśmiał się.
- Znowu ja… Wracasz już do domu? – Spytałam zaskoczona.
- Tak, miałem tylko dostarczyć kilka rzeczy – przyznał. – A Ty?
- Chciałam tu zostać i trochę zarobić, ale się rozmyśliłam. Mogę? – Spytałam wskazując drzwiczki.
Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął rękę pomagając mi wejść do powozu. Położyłam torbę na podłodze i usiadłam naprzeciw niego. Nie zadawał żadnych pytań, a ja przyłożyłam głowę do ścianki. Po chwili Sam usiadł obok mnie i okrył moje ramiona jakimś kocem. Uśmiechnęłam się do niego i położyłam głowę na jego silnym ramieniu. Objął mnie i ułożył sobie moje nogi na kolanach. Pozwoliłam się przytulić. Było strasznie zimno, a przynajmniej mi. Pamiętam, że nie musieliśmy przebyć długiej drogi, gdy zasnęłam wtulona w niedawno poznanego mężczyznę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz