piątek, 31 stycznia 2014

Od Vermeery - Misja "Poza zasięgiem wzroku"

Zapowiadał się kolejny nudny dzień w oddziale Re'Vermesch Pluvia'ńskim. Wszyscy sennie snuli się po bazie. Nawet Eroth i Shey, którzy zawsze są w nienagannej gotowości, wyglądali na pogrążonych w śnie.
Liście powoli kołysały się na drzewach w rytm ustalany przez delikatny podmuch wiatru, słońce leniwie wyłaniało się zza widnokręgu oślepiając i przedzierając się przez gęste poszycie lasu.
Wśród tego wszystkiego, w metalowej puszcze siedziałam ja. Od dwóch godzin zapatrzona w dal polerowałam kolejne sztuki broni. Delikatnie, okrężnymi ruchami prowadziłam poszarzałą już szmatkę wysmarowaną w olejkach i środkach zabezpieczających. Obserwowałam codzienną krzątaninę szturmowców, ćwiczenia słowne języków i egzaminy nowych szpiegów.
Ach ta monotonia. Dokładnie wiedziałam co będzie następnym słowem wypowiedzianym przez Rivith, jakie będzie kolejne polecenie Derhanai. A to, co za moment zrobi Thera było dla mnie jak fragment książki czytany po raz setny.
Jednak tym razem zakończenie książki było inne.
- René, rusz się. - dotarł do mnie głos mojej przełożonej. Spojrzałam na nią zmęczonym wzrokiem, gotowa wysłuchać kolejnych poleceń czy też narzekania na moje lenistwo. - Aaron ma dla ciebie zadanie.
Na samą wzmiankę o dowódcy, moje oczy zaświeciły. Od tygodni nie miałam nic do roboty, dlatego każdy moment spędzałam z szturmowcami - moją przybraną rodziną.
Automatycznie powróciłam do czyszczenia broni, jednak zmusiłam się aby przestać. Odłożyłam wszystko na bok, spojrzałam na wielką halę podzieloną na mniejsze kwadraty, gdzie każdy tak zwany pododdział ćwiczyć od rana do nocy. Ja teoretycznie powinnam ćwiczyć tak jak inni szpiedzy, aczkolwiek 17 lat nauki i treningu wystarczało mi doskonale.
Bez wahania otworzyłam drewniane drzwi opatrzone imieniem Aarona.
- Wzywałeś mnie?- zapytałam podchodząc do biurka pełnego papierów. Pośród nich siedział zamyślony mężczyzna. Na dźwięk mojego głosu machinalnie oderwał się od pracy.
- Mamy zlecenie dla szpiega. Mam nadzieję, że sobie poradzisz. -podał mi teczkę opatrzoną moim imieniem. Wyjęłam z niej plik kartek.
- Przez te wszystkie lata chyba się czegoś nauczyłam. - powiedziałam i zamknęłam za sobą drzwi.
W drodze do pokoju przeleciałam parę razy tekst wzrokiem, nie zagłębiając się w niego dokładnie. Do plecaka wrzuciłam mapę, sakiewkę, teczkę i parę dokumentów. Spojrzałam w lustro i po chwili namysłu zaczęłam grzebać w szafie. Wreszcie zadowolona wyciągnęłam znoszone bojówki, bluzkę z krótkim rękawem i wygodne,wysokie buty. Wszystko oczywiście w czarnym lub kolorze do niego zbliżonym. Na koniec powoli założyłam kurtkę. Zapięłam torbę i zarzuciłam ją na plecy.
W lesie studiowałam mapę, idąc na zachód w stronę Korron-Thum. W myślach powtarzałam trasę mojej wędrówki. Dotarcie do Delioris nie będzie aż tak trudne.
W pewnym momencie las urwał się, a przede mną roztaczała się mała wioska. Ostatnia miejscowość w państwie Re'Vermesch Pluvia. Uśmiechnęłam się pod nosem, dotarłam tutaj szybciej niż myślałam. Spokojnie weszłam do baru, właściciel bez pytań wskazał mi kto wybiera się w tamte tereny. Od wielu lat współpracowałam z miejscowymi kupcami. W wolnym czasie pomagałam im zdobyć towar lub wskazywałam miejsca, gdzie dane przedmioty pójdą bez problemu. Można powiedzieć, że zawarliśmy tajny, niepisany pakt. Ja dzieliłam się wiadomościami o mieszkańcach Re'Vermesch Pluvii, a oni pomagali mi z transportem podczas misji.
Podeszłam do stolika, mieszczącego się w lewym rogu pomieszczenia. Przy nim zasiadało pięciu mężczyzn, niektórzy z nich byli brodaci, inni łysi jak kolano. Ale pomimo wszystko mieli jedną cechę wspólną – ubraniem maskowali wielkie brzuchy. Jednak nie wszystkim wychodziło to najlepiej. Po cichu podeszłam do stołu.
- Czy słowik odwiedził grań północy? –powiedziałam, stojąc za jednym z mężczyzn. Ów osobnik podrapał się po lekko szarawej już czuprynie i zaczął głęboko dumać.
- A czy puma wróciła po martwego jelenia? – odpowiedział, kończąc nasze hasło. Widać nie był jeszcze na tyle pijany by zapomnieć o naszych uzgodnieniach.

*******

- Trzymaj się go, a trafisz do celu jeszcze przed wschodem. – powiedział na odchodnym jeden z kupców. A ja stałam jak kołek przed parą koni. Tym razem znajomi kupcy załatwili wszystko piorunem. Nim się zorientowałam u mojego boku stał chłopak. Na oko mój równolatek, może trochę starszy. Bez słowa wspięliśmy się na grzbiety koni i zaczęła się wędrówka.
-Tak, więc... –zagadnął - Co cię tam sprowadza?
- Interesy. – ucięłam krótko, ściągając delikatnie wodze – A ciebie?
- Mam parę niedokończonych spraw. - odparł bez wahania. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy.
Kiedy na horyzoncie zaczęło pojawiać się słońce, byliśmy już w mieście.
Pożegnałam się i odłączyłam od pseudo konwoju. Zajrzałam do pierwszej lepszej meliny. Ktoś na pewno słyszał o tej sprawie, w końcu zrobiło się głośno o tej zdradzie.
Pytałam szefa, kilku klientów, kelnerki. Zrobiłam wywiad prawie ze wszystkimi w dwóch innych,pobliskich barach. I oczywiście ani słowa. Postanowiłam jeszcze raz zajrzeć do teczki. Rysopis zdawał się być bardzo dokładny, choć nigdy nie widziałam kogoś o podobnych rysach. Zupełnie przypadkiem podniosłam głowę z nad pliku kartek. Wtedy doznałam olśnienia. Zdrajca zupełnie się nie maskował. Stał w odległości około stu metrów ode mnie i kupował coś na targu.
Wsiadłam na karego konia i po cichu podjechałam bliżej.
- Przepraszam pana - zaczepiłam cel mojej misji - Przybywam z daleka. Powóz mojej rodziny zepsuł się w lesie. Pomoże mi pan?
Spojrzałam mężczyźnie głęboko w oczy. Od razu wiedziałam,że nie jest pewny co do pomocy, więc starałam się wpłynąć na niego. W myślach rozkazałam mu się zgodzić. Efekt naprawdę mnie zaskoczył. Ciemnowłosy bez oporów podążył za mną, jak nieświadomy baranek na rzeź.
Wkrótce otaczał nas gęsty las. Idealne miejsce na cichą zbrodnię.
- To już za rogiem. Może pójdzie pan przodem a ja poprawię koniu uprząż? - zaproponowałam zsiadając z konia. Nie wiem czy tym razem też mu pomogłam,ale ponownie zgodził się. Wyciągnęłam z butów jeden ze sztyletów. Zakradłam się do mężczyzny i nim ten zdążył się obrócić i zapytać co z powozem, przyłożyłam ostre narzędzie do jego tętnicy szyjnej.
- Zdrajcy muszą zapłacić najwyższą cenę. - powiedziałam z ironią w głosie, po czym zakończyłam żywot tego nędznika, przecinając na raz wszystkie tętnice pulsujące pod moimi palcami.
Bezwładne ciało upadło na ziemię, wydając przy tym głuchy chrzęst. Z chirurgiczną precyzją poprowadziłam nóż, który wyjęłam z drugiego buta, po szyi trupa. Zwłoki przeciągnęłam w gęstsze zarośla i zadowolona odjechałam.

********

- Szybko Ci poszło... -stwierdził Aaron. - Coś za szybko.
- Odezwij się jak będzie kolejne zlecenie. - powiedziałam, po czym wyjęłam z torby głowę zabitego zdrajcy. - A to na pamiątkę. -rzuciłam na biurko dowódcy fragment ciała pokryty krwią. Zapewne ubrudziłam wszystkie ważne papiery, ale zanim zostałam zmuszona do wysłuchania marudzenia Aarona zamknęłam za sobą drzwi. Zadowolona wróciłam do karego konia. To naprawdę miły prezent od znajomych kupców. Teraz mam więcej do roboty niż tylko polerować broń przez cały dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz