niedziela, 2 lutego 2014

Od Ele'yasa- Początek

Spod przymrużonych powiek obserwowałem falujący dynamicznie płomień świecy. Rozchyliłem lekko wargi oddychając głośno i głęboko z rozkoszy. Moje palce powoli wplotły się w złote, dość długie, lekko kręcone włosy mojego obiektu pożądania.
-Mocniej! Postaraj się trochę bardziej…-jęknąłem, przyciskając głowę, która dawała mi teraz tyle przyjemności bardziej do swojego krocza.
-Staram się…-Usłyszałem melodyjny, dość wysoki głos.
Zapaliłem fajkę i zaciągnąłem się wypuszczając obłoki dymu z ust.
Mokry, śliski język wodził powoli wzdłuż mojego kutasa.
Rozparłem się wygodniej w fotelu. Serce zabiło mi mocniej, gdy usłyszałem nagle głośne dobijanie się do drzwi. Zerwałem się z fotela i nim zdążyłem naciągnąć gacie na dupę drzwi poleciały razem z zawiasami. Do środka wparowało trzech dryblasów, którzy stanęli jak wryci, gdy zdali sobie sprawę z tego, co tu się właśnie działo.
Spojrzałem na nich oburzony.
-No co się tak gapicie?!-zapytałem.-To już nawet nie można sobie dziwki do domu zaprosić?-Przeniosłem wzrok na młodego, złotowłosego chłopaka, który przerażony skulił się pod ścianą.
Trójka facetów dalej stała nieco zaskoczona.
-No, kurwa, gadacie po coście tu się przysnuli? Czemu przeszkadzacie mi w moich wieczornych rozrywkach? A jak nie chcecie gadać to wypierdalać i płacicie za nowe drzwi.-Zapiąłem pas w spodniach i skinąłem na nagą, męską dziwkę by się ubrał.
Jeden z nich otwarł wreszcie gębę.
-Jesteśmy tu na rozkaz Tiernana Nerio. Dostaliśmy wiadomość, że współpracujesz z Rebelią!-powiedział.
Zrobiłem tępą minę. Mój fallus stracił już cały animusz.
-Ja? Z Rebelią? Błagam, nie obrażajcie mnie. Wpierdalacie się bez zaproszenia do mojego domu jak świnie do chlewa i jeszcze śmiecie mnie oskarżać o kontakty z tymi siostrojebcami? Poczęstowałbym was herbatą, ale za taką obrazę nie zrobię tego…
-Nie bądź taki mocny w gębie, cioto, bo nie wyjdzie Ci to na dobre-warknął.
-Wypraszam sobie tę ciotę! Pederasta, jeśli już…-Uśmiechnąłem się lekko.
-Jeden chuj. Zbieraj się po dobroci. Musimy Cię przesłuchać i stwierdzić, czy faktycznie masz jakiekolwiek kontakty z Białymi.
-Przesłuchać? Chciałeś powiedzieć, że posmyrasz mnie po boczkach rozgrzanym żelazem.
Nie odpowiedział na to zupełnie nic.
-No trudno. Miło mi było, Auro. Masz. Płacę podwójne za nieprzyjemności.-Wręczyłem mu mieszek z podwójną ilością monet, jakie miał dostać za swoje usługi.
Skinął lekko głową i wyszedł pośpiesznie. Ubrałem się, nałożyłem długi, skórzany, czarny płaszcz i podszedłem do trójki wielkich oprawców. Spojrzałem na nich.
-Mogę tylko poprosić znajomego o to, by zajął się drzwiami, bo jak mniemam wy tego nie zrobicie, a nie chcę by złodzieje wynieśli mi cały dorobek życia.
Ciemnowłosy spojrzał na dwóch pozostałych.
-Ja z Tobą pójdę, a Yarpen i Erwir przeszukają twój dom w poszukiwaniu dowodów na potwierdzenie naszych podejrzeń o twoje konszachty z Białymi.
-Proszę bardzo. Rozgośćcie się. Tylko jak mi zniknie coś drogocennego to wiem, gdzie uderzyć-ostrzegłem, wychodząc w towarzystwie ciemnowłosego dryblasa na ulicę. Skierowałem się razem z nim do domu obok, gdzie mieszkał mój dobry znajomy- Zigrid. Stara kutwa i ruchacz, ale mogłem na nim polegać. Stanąłem przed drzwiami jego domostwa i zapukałem. Otwarł mi po kilku sekundach.
-O! Ele’yas. Dobrze Cię znowu widzieć, brachu. –Przeniósł wzrok na mojego mięsistego towarzysza.-A to…?
-Nie ważne. Idę z nim na przechadzkę. Zigrid, mam do Ciebie gorącą prośbę. W dość… nieprzyjemnych okolicznościach moje drzwi pozbyły się zawiasów. Mógłbyś… zadbać by mi nikt nie obrabował domu? Zapłacę Ci gdy wrócę.
-Jasne, a co się stało?-dopytywał.
Westchnąłem.
-Wyjaśnię Ci innym razem.
-Dobra.-Uśmiechnął się krzywo.
Oprawca skinął na mnie.
-Idziemy-mruknął.
Ruszyłem z nim z powrotem do mojego domu czując na sobie ciekawski wzrok Zigrida.
-I co? Znaleźliście coś?-zapytał mój towarzysz, gdy wreszcie znaleźliśmy się ponownie u mnie.
-Nic-syknął Yarpen.
-Dobra. Trudno. Idziemy-powiedział i wyszliśmy z domu.
Poprowadził mnie w kierunku znanej mi siedziby Czarnych. Nigdy nie byłem we wnętrzu budynku. Całość wykonana była z drewna. Skręciliśmy w któryś z korytarzy. Cała trójka wsunęła razem ze mną do jakiegoś pomieszczenia. Drgnąłem widząc niezbyt postawnego, ciemnowłosego faceta.
-Przyprowadziliśmy go. W domu nie znaleźliśmy nic podejrzanego.-Zameldował najbardziej gadatliwy z całej trójki.
-Dobrze, Lyxzen. –Spojrzał na mnie.-Ele’yas… Nazwisko nieznane. Czemu ukrywasz swoje miano?-zapytał.
-Lubię anonimowość, ale jeśli bardzo was ciekawi to moje nazwisko brzmi Ard’carraight.
-Dostaliśmy informację od pewnej osoby, że współpracujesz z Białymi. To prawda?
-Nie.-Odparłem krótko.
-Yhym… Skądś te podejrzenia muszą być.-Nie wyglądał na przekonanego.
-Może ten ktoś po prostu mnie nie lubi?-Wzruszyłem ramionami.
-Ciekawa koncepcja. Zabierzcie go na dół. Może tamtejsza sceneria rozwiążę mu język.
-Nie rozwiąże, bo nic nie wiem…-warknąłem.
-Jakoś Ci nie wierzę…-powiedział.
Zatargali mnie na siłę do obskurnego pomieszczenia pod ziemią. Całość wyłożona była kamieniem. Lyxzen przemocą przywiązał moje ręce i nogi do ustawionego pod pewnym kątem stołu. Dopiero teraz zobaczyłem, że pod drugą ścianą również unieruchomiony leży jakiś nieprzytomny mężczyzna, na którego ciele widniały ślady tortur.
Tiernan stanął obok mnie i spojrzał na mnie pustym wzrokiem.
-Mów…
-Co mam mówić?! Ja nic nie wiem!-rzuciłem wściekły.
Mężczyzna skinął na jednego z trzech oprawców.
Yarpen wziął do ręki kawałek rozgrzanego do czerwoności żelaza, które tkwiło do tej pory w ogniu.
Podszedł do mnie i zerwał z mojej piersi koszulę. Wrzasnąłem przeraźliwie, gdy poczułem jak żelazo wypala mi skórę w okolicach żeber.
-Szczam na was gęstym moczem, obsrane kutafile! Chuja wam powiem!-wrzasnąłem.
Mimo bólu nie miałem zamiaru powiedzieć im tego, co kiedyś przez cholerny niefart dowiedziałem się w jednej z karczm.
Tiernan skinął ponownie na Lyxzena. Dryblas przeorał mi drugi bok narzędziem tortur. Z mojego gardła ponownie wydarł się krzyk.
-A więc jednak coś wiesz…-Nerio spojrzał na mnie przenikliwie.-Będziemy się tak z tobą zabawiać, póki nie powiesz nam tego, co chcemy wiedzieć…
Splunąłem mu prosto na pierś. Szkoda, że nie dosięgłem do jego mordy. Spojrzał na cieknącą powoli w dół ślinę.
-Nie ładnie…-powiedział, mimo wszystko opanowanym tonem i skinął lekko głową.
Tym razem podszedł do mnie Yarpen. Facet trzymał w dłoni wąską, ostrą igłę. Chwycił jeden z moich palców i zaczął wbijać przedmiot pod mój paznokieć. Łzy napłynęły mi do oczu.
[…] Po jakimś czasie, który ciągnął mi się w nieskończoność wreszcie straciłem przytomność. Z błogiego stanu wybudziło mnie wiadro lodowatej wody wylanej mi prosto na głowę.
-Jeszcze nie skończyłem…-powiedział dowódca.
-Pierdol się-syknąłem schrypniętym głosem.
Poczułem jak stalowe obcęgi ponownie zaciskają się na moich palcach miażdżąc je stopniowo.
-Zostawcie go…-Usłyszałem nagle.
Wszyscy odwrócili się w kierunku tego mężczyzny, który do tej pory milczał z zamkniętymi oczyma.
-Tak? A bo co?-zapytał Yarpen.
-On nic nie wie...-powiedział spokojnym tonem.
-Naprawdę? A więc przemyślałeś sprawę i wyśpiewasz nam wszystko co wiesz na temat swojej ukochanej organizacji?-Tiernan uniósł do góry jedną brew.
-Tak. Ale wypuśćcie go. On nic nie wie. Nawet nie wiem kto to…
-Ah tak? No to mów…
Otwarłem szerzej oczy widząc jak nie wiadomo skąd tuż za mną pojawił się wysoki, umięśniony mężczyzna o krótkich włosach. Położył palec na wargach na znak milczenia. Po chwili z cienia wyłoniła się poważna, dumna kobieta o kręconych, jasno-brązowych włosach. Oboje mieli twarze zasłonięte chustami. Trzymali w dłoniach po dwa sztylety. Kobieta skinęła lekko mężczyźnie i zaraz cisnęła je prosto w plecy Yarpena i Luxzena. Mężczyzna dopadł Erwira, ale nim zdążył obezwładnić również Tiernana ten uskoczył zwinnie na bok chwytając z dłoń swój sejmitar. Uśmiechnął się przebiegle.
-Kogo my tu mamy…-powiedział jakby nie zważając na to, że jego życie jest zagrożone. Drzwi od tylnej strony sali otwarły się. Do środka dumnym krokiem wsunęła postać z twarzą zasłoniętą materiałem. Na głowie miała kaptur. Tiernan spojrzał na nią kątem oka.
-Pan Tiernan Nerio. Jakże mi miło!-powiedziała pewnym siebie, wyniosłym tonem.
-Mnie pewnie też byłoby miło, gdybym wiedział kim jesteś…
-Nie dowiesz się. Fantom! Uwolnij ich obu. Wracajcie do nas. Pozwólcie, że my porozmawiamy sobie w cztery oczy-rzuciła, obnażając dwa długie sztylety.
Poczułem jak mężczyzna uwalnia mnie z oków. Druga kobieta pomogła drugiej ofierze Czarnych. Gdy tylko stanąłem poczułem jak nogi się pode mną uginają.  Fantom wziął mnie pod ramie i wyprowadził drugim wejściem. Gdy znalazłem się na zewnątrz poczułem, jak ogarnia mnie jakaś dziwna aura. Zupełnie jakby coś odcięło mnie od świata. Przeszliśmy wąską aleją kierując się do ścieków. Poczułem nieprzyjemny smród, gdy tam weszliśmy. Wyminęliśmy kanały wychodząc dołem rzeki. Mężczyzna posadził mnie pod jednym z drzew. Dopiero teraz zorientowałem się, że wyszliśmy z miasta do lasu.
Przykucnął przed moją osobą.
-Kim jesteś?-zapytał.-Czemu Czarni wzięli Cię na przesłuchanie?
-Ele’yas. Nie wiem. Ktoś musiał na mnie donieść… Przypadkiem dowiedziałem się w jednej z karczm od jakiegoś pijanego mężczyzny pewnych informacji na temat Białych. Podejrzewają mnie o konszachty z Rebelią.
-To faktycznie nieźle się wkopałeś. Powiedziałeś im coś?
- Nie. Nie lubię ich tak samo jak wy.
Po chwili dołączyła do nas również ta kobieta z wymęczonym do granic możliwości jeńcem.
-Bierzemy go do bazy?-zapytał Fantom.
-Za co go pojmali?
-Wie coś na nasz temat. Nie wygadał się.
 -Esseath? To prawda? Gadał coś?-zapytała zamaskowana.
-Nie… Milczał-wydukał zmasakrowany facet.
-Bierzemy go. Niech się kimnie, poniesiesz go. Lepiej, żeby na razie nie znał drogi do bazy…-powiedziała stanowczo.
Fantom wzruszył ramionami, wyjął z kieszeni jakąś fiolkę, odkręcił ją i podstawił mi pod nos.
Mimowolnie wciągnąłem trochę intensywnego aromatu i po chwili odpłynąłem. 


***


Łania wpatrywała się w Tiernana zawziętym wzrokiem. Skoczyła zwinnie i zaatakowała. Ich bronie uderzały o siebie co chwila z głośnym brzdękiem. Kobieta uchyliła się, zablokowała jednym ze sztyletów sejmitar Czarnego i zamachnęła się drugą bronią po brzuchu faceta. Ten krzyknął, gdy poczuł jak ostrze jej broni tnie jego skórę.
Cofnął się do tyłu łapiąc za ranę. Mimo bólu zablokował jej kolejny, agresywny atak. Krew tryskała z rany zalewając wilgotną, brudną podłogę czerwoną posoką. Po chwili Nerio osłabł na tyle, że oberwał znowu. Tym razem jej ostrze dosięgło jego ręki wytrącając mu broń z dłoni. Kobieta uśmiechnęła się pod chustą tryumfując.
-To twój koniec… Dałeś się podejść. Straciłeś czujność…-powiedziała.
Podeszła bliżej. Zacisnęła mocniej dłoń na rękojeści sztyletu. Przymierzała się do zadania śmiertelnego ciosu. Skrzywiła się słysząc huk otwierających się drzwi. Skoczyła ku drugiemu przejściu by uciec jak najszybciej. Do sali tortur wpadło kilku Czarnych. Dwoje z nich przypadło do rannego dowódcy. Reszta rzuciła się za uciekającą. Kobieta biegła przed siebie, by jak najszybciej wydostać się z opałów. Wybiegła na miasto i popędziła w kierunku kanałów. Skoczyła w dół szybko jak prawdziwa sarna. Jej stopy uderzały dość cicho o kamienne podłoże korytarzy ściekowych. Wskoczyła do wody na dole rzeki i popędziła przez las gubiąc wreszcie napastników. Pośpiesznie skierowała się prosto do ukrytej bazy przeklinając, że nie udało jej się zabić Tiernana Nerio. 

***


Obudziłem się wreszcie leżąc na niewygodnej jak cholera, drewnianej koi. Rany na ciele były opatrzone starannie. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Było dość ciemno. Nieduży pokój oświetlała tylko jedna świeca. Drgnąłem widząc w łóżku obok tego mężczyznę, który podzielał ze mną los ofiary. Jak mu było? Esseath? Wciąż spał. Podniosłem się i w samej bieliźnie ruszyłem do drzwi. Nim jednak zdążyłem wyjść drzwi otwarły się. Naprzeciwko mnie stała ta sama kobieta, która pojawiła się wtedy razem z Fantomem.
-Już się obudziłeś? Szybko.-Zmierzyła mnie wzrokiem.-Ubierz się. Pójdziesz ze mną do Łani.-Wręczyła mi czyste ubrania.
Nałożyłem na siebie szarawą koszulę i trochę za duże spodnie. Wyszedłem razem z nią z pomieszczenia. Otwarłem szerzej oczy widząc przed sobą ogromną, rozległą salę. Całość wyglądała jakby była wykopana w ziemi, a podparta była tylko konarami drzew. Ktoś, kto to projektował był albo szalony, albo pijany. Albo jedno i drugie… Po drewnianych kładkach skierowaliśmy się do jakiegoś pomieszczenia. Zapukała do ozdobionych misternymi wzorami drzwi i weszła. Wewnątrz było przestronnie i jasno.
-Vennetto. Obudził się już-zameldowała.
-Dziękuję, Tiqune-powiedziała rudowłosa kobieta, pewnie ta sama, która tamtego dnia walczyła z Tiernanem.
-Tak więc masz na imię Ele’yas?-zapytała.
Skinąłem na to głową.
-Czemu pojmali Cię Czarni?
-Podczas popijawy kilka miesięcy temu w jednej z karczm pijany w trupa mężczyzna wygadał mi, że baza Rebelii znajduje się za miastem, pod starym dębem, a wejścia ukaże się tylko wtedy, gdy wypowie się jakieś tam hasło. Nie pamiętam dokładnie, bo sam byłem nieźle narąbany. To tyle. Nie wiem kto mnie sprzedał. Po prostu przyszli i oskarżyli mnie o konszachty z… wami.
-Rozumiem. A jak wyglądał ten facet, który z Tobą wtedy rozmawiał?
-Niski, twarz miał pokrytą bliznami po pryszczach, rzadkie, jasne włosy. Jedno oko miał pokryte bielmem…
-Śliski!-syknęła.-Jak dawno to było?-zapytała.
Zamyśliłem się.
-Dokładnie to jakieś dwa i pół miesiąca temu.
-Zdrajca! Był kiedyś jednym z nas, ale zdradził i uciekł. Do tej pory nie umiemy go odnaleźć i zabić…
Nie odezwałem się.
-To co teraz ze mną?-zapytałem.
Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem.
-Masz dwie opcje. Dołączysz do nas, albo zabijemy Cię, bo za dużo wiesz.-Uśmiechnęła się lekko.
-Jest jeszcze jedna opcja. Dołączę do was i wygadam się Czarnym, by mieć święty spokój.
-Tak też można, ale wtedy oni zabiją Cię, gdy im wszystko powiesz. Tacy już są.
-No tak, najdłużej pożyję przyłączając się do was?
Skinęła lekko głową.
-No dobra… To co dokładnie mam robić?
-Zaraz wszystko omówimy. Na spokojnie…-Uśmiechnęła się czarująco, ale mimo wszystko jedyne, co umiałem wyczytać w tym uśmiechu to wizja mojego tragicznego końca. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz