niedziela, 2 lutego 2014

Od Tonilii c.d. Aerney'a

Wyszłam w towarzystwie tego przystojnego, młodego mężczyzny z gabinetu Livii. Gdy zamknął drzwi odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął szarmancko i nieco złośliwie.
-Aerney.-Przedstawił się.
-Pryzma. Moje imię nie jest Ci potrzebne do szczęścia-rzuciłam i ruszyłam korytarzem by jak najszybciej wyruszyć w kierunku powrotnym do swojego oddziału.
-A co jeśli powiem, że jest mi ono potrzebne do szczęścia?-zapytał rozbawiony.
-Trudno. Wtedy skażę Cię na smutek.-Uśmiechnęłam się pod nosem.
Aerney zaśmiał się cicho. Wyprowadził mnie krętymi korytarzami na miasto. Powietrze w nim było tak samo stęchłe i wilgotne jak i w kanałach. Wysunęliśmy z wąskiej alejki na szeroką, zatłoczoną ulicę. Klimat w Re’Vermesch Pluvii był bardzo podobny do Revium Quelh, poza faktem, że powietrze było bardziej chłodne i ostre.
-Czekaj. Kupię sobie coś do jedzenia drogę-powiedział i podszedł do jednego ze straganów. Podczas, gdy on kupował ja stałam w tłumie. Poczułam lekki dotyk w okolicach pasa, u którego miałam swój ulubiony sztylet. Odwróciłam się gwałtownie i złapałam za rękę małego, brudnego jak ziemia chłopca. Ten spojrzał na mnie przerażony i szarpnął się pragnąć wyrwać dłoń z mojego uścisku.
-Nie radzę Ci dobierać się do mnie…-mruknęłam i puściłam go.
Dziecko zaraz zniknęło w tłumie. Już wiedziałam jak czuli się ludzie, których to kiedyś ja okradałam. Nie byłoby złodziejstwa i przestępczości na tak dużą skalę, gdyby Czarni nie sadzali swoich tyłków na tronach państw. Aerney przyszedł wreszcie wsadzając do torby chleb i kilka pasków suszonego mięsa.
-Możemy iść po konie-powiedział.
Nie wspomniałam o incydencie z małym złodziejaszkiem. Po co? Doszliśmy wreszcie do dużych, ale zaniedbanych stajni. Aerney wziął swojego wierzchowca meldując stajennemu swoją nieobecność, a ja wyprowadziłam swoją siwą klacz na zewnątrz.
-Głupi staruch. Podniósł płatność za boksy-mruknął chłopak.
Prowadziliśmy konie przez miasto kierując się do bram. Gdy wreszcie je przeszliśmy dosiadłam swojej klaczki i skierowałam się na wschód wjeżdżając na gościniec prowadzący najkrótszą drogą do Revium Quelh. Po drodze mijaliśmy kilka to lepszych, to gorszych miast. W każdym jednak widać było biedę i zaniedbanie. Wieczorem dotarliśmy do niedużego miasteczka. Odźwierny wpuścił nas do niego mierząc nas uprzednio wzrokiem.
-Wybaczcie moją wścibskość, ale o tej porze kręcą się tu podejrzane typy i mam zakaz wpuszczania pewnych osób-powiedział, przyświecając sobie latarnią.
-A gdzie tu jest jakaś karczma?-zapytałam.
-Musicie iść prosto i skręcić w pierwszą uliczkę w lewo.
-Dziękujemy!-rzuciłam i ruszyłam pośpiesznie z towarzyszem we wskazanym kierunku.
-Wyraźnie zanosi się na deszcz-rzucił zirytowany.
-Tylko tego brakuje.-Westchnęłam.
-Ej, a Ty te włosy to naturalne masz?-zapytał przenosząc wzrok na mój ,,artystyczny nieład” na głowie.
-Pewnie, że naturalne!-Oburzyłam się.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem.
Wreszcie zobaczyliśmy przed sobą oświetloną słabo karczmę. Nad wejściem wisiała ozdobna tablica z ilustracją nieco niedorobionego Błońca i podpisem ,,Pod Kulawym Błońcem”. Oryginalnie, nie powiem. Weszliśmy do środka. Masywne stoły oblegane były przez klientów. Skrzywiłam się lekko widząc ładną dziewczynę z obsługi, którą jakiś świniowaty zbok klepnął mocno w pośladek sprawiając, że kobietę aż wypchnęło do przodu. Omal nie rozlała na kogoś niesionego właśnie na tacy kufla z piwem. Prostak. Cham. Świnia. Nie wiedziałam jak jeszcze go nawyzywać w myślach.
Usiedliśmy przy jednym z pustych stołów pod ścianą. Zaraz zjawiła się śliczna kelnerka z obfitym biustem prawie na wierzchu. Aerney wlepił w niego wzrok.
-Witam. Podać coś?-zapytała.
-Dwa piwa-rzuciłam kopiąc chłopaka pod stołem. Gdy dziewczyna odeszła spojrzałam na niego wściekła.-Zero ogłady. Wy wszyscy jesteście po jednych pieniądzach.
-No co? Nie jestem ciotą, by unikać cycków jak ognia. Pokazuje je, to mogę się gapić!-Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Przewróciłam oczyma.
-Więc…-zaczął.-Od dawna współpracujesz z Marami?-zapytał ściszonym głosem.
-Nie. Trafiłam tam zupełnym przypadkiem. To długa historia.-Wzruszyłam ramionami.
-Takie są naj…
-Nie! Nie opowiem Ci.-Przerwałam mu.
Cycata kelnerka przyniosła kufle i życzyła smacznego.
-Jesteś okrutna…-Zrobił smutną minę.
Ponownie wzruszyłam ramionami.
-Trudno. Elegia wykopał mnie do Pluvii, żeby Ciebie odtransportować. To bez sensu, jakbyś sam nie umiał trafić. Jakby nie mógł wysłać jakiegoś posłańca… Idiotyzm. A tak właściwie to wiesz co dokładnie masz przekazać?-zapytałam.
<Aerney?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz