niedziela, 16 lutego 2014

Od Arystei

Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w odgłosy. Po chwili usłyszałam odgłosy kroków na pokrytej lodzie drodze. Zaczęłam liczyć wydechy: raz, dwa, trzy... Kiedy doszłam do czterdziestu, kroki ustały. Wyjrzałam zza drzewa za którym się ukrywałam. Zauważyłam tylko sylwetki znikające za gęstwiną drzew. Wstałam szybko i przebiegłam przez drogę, po czym wpadłam w kolejną część lasu. Niestety jeden z mężczyzn zauważył mnie, i wrócił. Skąd rebelianci w tych okolicach?
- Upierdliwi. - Mruknęłam do siebie, przeskakując przez konary drzew.
Spojrzałam do tyłu - Biali zmienili formy. "Czyli to nie ludzie" - stwierdziłam, jeszcze bardziej zdenerwowana. Sama zmieniłam formę i przyśpieszyłam. Raniące mnie krzewy i drapiące gałęzie drzew nie przeszkadzały mi - w zasadzie nie czułam bólu. Poczułam ukłucie - w moje plecy został wbity sztylet przez jednego z Białych. Wyciągnęłam go z pleców i zaczęłam manewrować między drzewami.
- Potwór. - Warknął jeden z mężczyzn i rzucił się przed siebie tak daleko, że przyszpilił mnie do ziemi i przeturlaliśmy się w dół zbocza. Przy okazji poranił mi plecy pazurami swojej formy - jego skóra zmieniła kolor na szary, zamiast paznokci miał szpony a ciało opatuliła metalowa zbroja.
- To... łaskotało. - Zaśmiałam się mu w twarz i zrzuciłam z siebie, po mimo jego ciężaru.
- Następnym razem zaboli mocniej. - Uderzył mnie metalowym pancerzem na rękę w brzuch.
- Nie wydaje mi się. - Jedynie się zgięłam pod wpływem siły uderzenia.
- Bestia! - Fuknął próbując mnie uderzyć, jednak zrobiłam unik.
- Wcześniejsza obelga bardziej mi pasowała. - Stwierdziłam. - Potwór, nie bestia.
- Zamknij się! - Warknął, a ja wbiłam mu sztylet w pierś korzystając z jego nieuwagi.
Nie zdążył nic powiedzieć, kiedy upadł bezwładnie.
- Jednego mniej. - Stwierdziłam kiedy kątek oka zobaczyłam zbliżających się kompanów trupa.
Ruszyłam przed siebie i już po chwili byłam w mieśie. Obróciłam się - nie odważyli się wejść na tereny Czarnych, a przynajmniej nie tam, gdzie było nas dużo. Przechodziłam się między straganami. Ludzie patrzyli na mnie z ukosa - w formie wytwarzałam złą aurę. Dopiero pod miejską stajnią odważyłam się opuścić moją formę. Krzyknęłam z bólu i upadłam na ziemię ze łzami w oczach. Przed oczami obraz zaczął się zamazywać. Po chwili zauważyłam że przede mną stoi młody chłopak.

<Erthoran?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz