sobota, 8 lutego 2014

Od Mishelle- Misja ,,Zaginiony Władca" część 1.

Po poprzedniej misji dali mi spokój. Trenowałam z bratem, wychodziłam na miasto albo do Sama na 'towarzyskie spotkania'. Widywaliśmy się co najmniej raz na tydzień. Gdy pewnego dnia od niego wracałam słyszałam ciągłe szepty o jednym z władców Białych. Gdy się przysłuchałam słyszałam tylko dwa słowa: 'Amidar Settepah'. Nie myśląc wiele przyśpieszyłam kroku. Pobiegłam do starego budynku, który zajmował nasz cały oddział. Zbiegłam na dół klucząc między korytarzami aż w końcu zapukałam do drzwi dowódcy.
- Czego? - rozległ się krzyk. 
Zacisnęłam zęby aby niczego głupiego nie odszczeknąć. Weszłam do jego pokoju. Jak zawsze gdy do tu przychodziłam, Jarib siedział za biurkiem i coś przeglądał, podpisywał albo czytał.
- O co chodzi z przywódcą Białych? - zainteresowałam się. 
- O nic - rzucił lodowatym głosem. 
- Przestań, dobrze? Jak wracałam to wszyscy tylko o tym gadają. 
- A skąd wracałaś? - uniósł wysoko brwi. 
- Chcesz wiedzieć co robię poza murami oddziału? - uniosłam brwi.
- Zdradzasz Czarnych? 
- Nie jestem zdrajcą - syknęłam. 
- Więc możesz sobie robić co chcesz - mruknął znowu mnie ignorując. 
- Dowiem się o co chodzi?
- Pytasz o Amidar'a Settepah'a?
- A o kimś jeszcze całe miasto huczy? - zainteresowałam się. 
Mężczyzna westchnął ciężko.
- Jesteś upierdliwa, wiesz?
- Dzięki temu wiele osiągnęłam. Więc o co chodzi?
- Jest misja aby go znaleźć. 
- Biorę - powiedziałam bez wahania.
- Oszalałaś?
- Nie. 
- Nawet Ty nie jesteś na tyle głupia aby to wsiąść. Jesteś za słaba - prychnął kpiąco, patrząc na moją posturę. 
- Spróbować nigdy nie zaszkodzi - zauważyłam. 
- Jeśli Ci coś nie wyjdzie on Cię bez wahania zabije - powiedział z zimną krwią. 
- Trudno. 
- Nie możemy sobie pozwolić na utratę nikogo z...
- Nie, nie, nie. Poprawka - to TY nie możesz sobie pozwolić na utratę swoich pionków w wojnie z Białymi - zauważyłam spokojnie.
- Grabisz sobie - syknął. 
- Dobra, nie ważne...
- Ważne. To jest samobójstwo. Dałaś sobie radę z podrzędnym kupczykiem, którego trzeba było zgładzić. Ale Amidgar nie jest taki bezbronny jak Ci się wydaje. 
- A ja nie jestem taka słaba jak wydaje się Tobie - warknęłam. 
Widziałam jak Blaid już niemal kipi z wściekłości.
- Jakie miasto? 
- Nie Twoja sprawa - ostrzegł spokojnie.
- Czemu nie chcesz mi powierzyć tej akcji?!
- Bo jest zbyt niebezpieczna dla jakiejś byle dziewuchy! 
- Nie jestem byle dziewuchą - warknęłam. - I podejmę się tego nawet jeśli cały nasz oddział stanie przeciwko mnie.
- Więc się przygotuj, że coś takiego się stanie - ostrzegł. 
- Trudno. Podaj mi miasto, państwo i gdzie się ukrywa. Jeśli mi się uda będziesz mógł się mną chwalić. Jeśli mnie zabije będziesz miał problem w postaci upierdliwej, nieznośnej i niereformowalnej dziewczyny z głowy - zauważyłam spokojnie.
Jarib patrzył na mnie chwilę w skupieniu. Widziałam w jego oczach, że prowadzi ze sobą wewnętrzną wojnę czy puścić mnie na tą misję czy nie. Po chwili westchnął ciężko.
- Ale następnym razem gdy mówię 'nie' to masz nie dyskutować - ostrzegł.
- I tak będę - zauważyłam. 
- Następnym razem to się skończy inaczej - ostrzegł i wypisał mi dane na kartce.
Spojrzałam na zapisaną kartkę i uśmiechnęłam się ruszając do drzwi.
- Jeśli będzie następny raz - zauważyłam spokojnie i wyszłam. 
Ruszyłam od razu do swojego pokoju. Od razu się przebrałam z sukienki w długie spodnie, koszulkę na krótki rękaw i jeszcze jedną koszulę tym razem z długim rękawem. Wiedziałam, że byłoby to czyste samobójstwo gdybym do lasu poszła w sukni. Ubrana cieplej wrzuciłam do plecaka, który zabrałam swojemu bratu, kilka dodatkowych ciuchów, piersiówkę, kilka monet i zarzuciłam sobie go na plecy. W pasie przyczepiłam sobie sakiewkę z igłami do akupunktury, nóż schowałam pod spodniami przy nogawce i wyszłam z naszej 'siedziby'. 
[...] Po wielu godzinach podróży trafiłam w końcu do celu. Wielki, a nawet olbrzymi las. Westchnąłem głęboko i przekroczyłam kilka pierwszych drzew. Zaklęłam gdy poczułam jak moja stopa za coś pociągnęła. Po chwili słyszałam jedynie cichy chrzęst i świst powietrza. Odruchowo odskoczyłam w bok i do tyłu. Zobaczyłam tylko strzałę zrobioną z drewna, która ucięła mi kosmyk włosów. Zaklęłam pod nosem i spojrzałam pod nogi. Zwykła pułapka na zwierzynę. Wyciągnęłam strzałę, która wbiła się w drzewo i obejrzałam dokładnie. Ktoś poświęcił wiele czasu aby wyrzeźbić tak starannie strzałę, już nie wspominając o kamieniu, z którego zrobiony był grot strzały. Wyrzuciłam strzałę na trawę i obejrzałam się. Widziałam wiele pułapek. Część jedynie aby okaleczyła, pozostałe aby zabiła. Wyciągnęłam nóż z pochwy i zaczęłam ostrożnie iść przez las tak, aby unikać pułapek, bądź je jakoś uszkodzić. Po ponad dwóch godzinach doszłam do jakiejś rzeczki. Westchnęłam i z plecaka wyciągnęłam blaszaną miseczkę. Nagrałam wody z rzeki i przefiltrowałam ją kilka razy abym mogła się napić. Usiadłam na brzegu rzeki i zobaczyłam ryby. Uniosłam zadowolona kąciki ust do góry i wyciągnęłam igły. Odczekałam chwilę z dwiema igłami między palcami. Obserwowałam uważnie ryby i w końcu cisnęłam nimi w moją dzisiejszą kolację. Uśmiechnęłam się widząc, że na powierzchnię wypływają dwie ryby przebite moimi igłami do akupunktury. Wyłowiłam je i rozpaliłam małe ognisko. Wypatroszyłam je i przemyłam w wodzie. Wrzuciłam je do swojej miski, a wcześniej obdarłam ze skóry. Gdy ryby się podsmażały, ja poszłam do lasu z nadzieją, że znajdę jakąś miętę, dziką bazylię czy jakąkolwiek przyprawę. Po długim szukaniu znalazłam kilka 'przypraw', które dorzuciłam do ryby. Wyciągnęłam drugą, już zdecydowanie mniejszą miseczkę do której nalałam wodę i postawiłam obok miski z rybami. Po udanej kolacji zgasiłam ognisko i zatarłam po sobie wszelkie ślady. Ruszyłam wzdłuż rzeki gdy zobaczyłam 'kosz' na ryby, zanurzony w wodzie. Kolejna pułapka. Zaśmiałam się i wspięłam się na wysokie drzewo. Usiadłam na nie i ukryłam się za liśćmi aby nie było mnie widać. Stworzyłam z lodu kopię zwykłej kobiety, na wpół roznegliżowanej. Błądziła w pobliżu, a już po kilku godzinach rozległ się szelest drzew. Kobieta z lodu, jak i ja spojrzałyśmy w tamtą stronę. Jednak Kopia, wydała się speszona tym, że ktoś ją zobaczy. Nim zobaczyłyśmy kto się zbliża, dokładnie z tamtej strony wyleciała strzała. Ta sama, która przycięła mi włosy. Trafiła prosto w lodowe serce kobiety, która upadła do rzeki i rozpłynęła się. Postać wyszła i dopiero po chwili rozpoznałam mężczyznę. Zaczął się nerwowo rozglądać, a gdy spojrzał w moim kierunku zaklęłam w myślach. Był to mój cel. Jednak okazał się lepszy niż sądziłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz