niedziela, 2 lutego 2014

Od Tonilii- Misja ,,Tajny Oddział"

Był słoneczny, dość przyjemny dzień. Siedziałam sama na dachu jednego z budynków. Epicea była na lekcji pisania i czytania u jej mentora- Lasstina. Z tego co mówiła mężczyzna był nieco ,,nawiedzony”, ale nie znała do tej pory osoby tak oczytanej i pięknie mówiącej jak on. Delvy robiła zwiad i zbierała informacje na Ulicy Piśmiennej, a Rais została wysłana na grupowe poszukiwanie zaginionego podczas misji Vasila. Ja zaś dostałam od Eric’a zlecenie. Dość nietypowe, to prawda, ale całkiem przyjemne. Moim celem było zbieranie informacji o Tajnej Kompanii. Ostatnimi czasy dość często słyszy się starców opowiadających wnukom historie o niezwykle sprawnej, szybkiej i morderczej grupie zabójców pod dowództwem tajemniczego generała. Zeskoczyłam z dachu idąc spacerkiem przez szeroką ulicę. Gdzie zbierać informacje o tej całej Tajnej Kompanii? Pierwsze, co mi przyszło do głowy to karczma. Miejsce największego plotkarstwa toteż najlepsze do zdobycia jakichś informacji. Minęłam parę przecznic docierając wreszcie do mojej ulubionej gospody. Usiadłam przy blacie i uśmiechnęłam się czarująco do znanego mi karczmarza.
-Witam Panienkę! Co podać?-zapytał.
-Poproszę piwo-powiedziałam.
Mężczyzna nalał mi trunku do kufla.
-Jak się sprawy mają?-zapytałam, udając znudzoną.
-Ano po staremu. Tu kogoś zarżnęli, tu podpalili jakiś budynek, tam Czarni znowu kogoś dorwali…-Wzruszył ramionami.
-Faktycznie. Po staremu.-Zaśmiałam się.-Słyszałam jakieś opowiastki o Tajnej Kompanii…-zaczęłam.
-Taaa. Też słyszałem. Jak na mój gust głupie ględzenie i bajki dla niegrzecznych dzieci. Coś w stylu: ,,Bądź grzeczny, bo jak nie to przyjdzie Jednooki z Tajnej Kompanii i Cię porwie!”.-Zarechotał.
-Jednooki?-zapytałam.
-No! Nie słyszałaś o nim? To ten cały dowódca tej Kompanii. Pono nie ma jednego oka, to tak na niego gadają.
Pociągnęłam łyk piwa.
-Opowie mi Pan dokładnie, o co w tym wszystkim chodzi? Znam tylko urywki tej bajeczki.
-No bo jakiś czas temu nie wiadomo skąd zaczęto opowiadać masowo historię o Tajnej Kompanii pod rozkazami Mercera, którą dowodzi jednooki generał. Ponoć są niedużą grupą, ale za to bardzo dobrze wyszkoloną i szybką. Ich główna siedziba ponoć jest w Tserren-Vii, ale co chwila gdzieś podróżują. Pojawiają się nie wiadomo kiedy i nie wiadomo skąd by zabijać wrogów Czarnych. No i wiesz, starzy opowiadają dzieciom wymyślone bajeczki z ich udziałem. Tyle, nic specjalnego. Jak dla mnie, tak jak mówiłem, gówno prawda. Jakaś fama puszczona przez kogoś z nadmiarem wyobraźni, albo przez Czarnych, by straszyć ludzi.
Zamyśliłam się patrząc na złoty płyn w kuflu.
-Od kogo Pan usłyszał o nich?-zapytałam.
-Od mojego sąsiada. Mieszka przy księgarni-odparł.
Wypiłam całość, posiedziałam z nim jeszcze i pogadałam ,,o pogodzie” a potem wyszłam kierując się pod wskazany adres. Po drodze mijałam stragan, na którym sprzedawano świeże, pachnące pieczywo. Kupiłam słodką bułkę, która smakowała wybornie. To było dziwne uczucie, gdy legalnie podchodziłam do sprzedawcy i płaciłam za kupowany produkt. Wreszcie miałam pieniądze zarabiane na misjach. Nie były to duże sumy, ale zawsze coś. Żując bułkę doszłam do księgarni i odszukałam mały, stary domek. Siedział pod nim, na ławce, staruszek z siwą, rzadką brodą i zapadniętymi policzkami. Obok niego siedział mały chłopiec i chuda, niska dziewczynka o włosach przypominających mysie ogonki. Wpatrywałam się w niego chwilę, a potem podeszłam do niego nieco skrępowana. Dzieci spojrzały na mnie, a potem na moje włosy. Dziewczynka pociągnęła starca za rękaw.
-Dziadku! Patrz jakie ona ma dziwne włosy, prawie jak twoje!-Zaśmiała się.
Mężczyzna uniósł zmęczone oczy do góry i zmierzył mnie wzrokiem.
-Podejdź, dziewczyno. Nie stój tak, usiądź.-Wskazał mi gestem trzęsącej się ręki miejsce na ławce.
-Dziękuję, ja…-Zawahałam się.
-Szukasz kogoś?-zapytał.
-Właściwie to tak… Szukam Pana.
-Tak? A w jakiej sprawie?
-Bo… Słyszałam, że zna Pan opowieść o Tajnej Kompanii…-zaczęłam.
-Oh! Oczywiście! Moje wnuki uwielbiają słuchać opowieści o ich przygodach… Prawda, dzieciaczki?
-Aha!- Zgodził się chłopiec, a dziewczynka uśmiechnęła się tylko lekko.
-Usiądź, Białowłosa. Posłuchasz razem z moimi wnukami. Taką mamy dziś ładną pogodę…
Usiadłam zgodnie z poleceniem obok dziewczynki. Starzec zrobił głęboki wdech.
-To było w Iaur’thun. Wiatr zawodził wściekłym rykiem niosąc ze sobą tumany piachu i pyłu, które waliły w plecy sunącym krok za krokiem niezbyt licznym ludziom. Na czele grupy szedł wysoki, smukły mężczyzna z krwistoczerwoną chustą na prawym oku, która zasłaniała pusty jak otchłań oczodół przyozdobiony wielką, grubą blizną ciągnącą się aż po usta. Generał Tajnej Kompani zwany Jednookim wydał z siebie dudniący kaszel, bo pył i kurz ponownie dostały się do jego gardła. Liczący około stu osób oddział składający się ze świetnie wyszkolonych żołnierzy sunął tyłem pod wiatr. Piasek niesiony z burzą dostawał się we wszystkie szpary w ubraniach i zbrojach żołnierzy tworząc z potem słone, śmierdzące błoto. Powietrze wokoło było suche i gorące. Wysysało szybko wilgoć tworząc na ciałach mężczyzn i kobiet zaschniętą skorupę. Wargi wycofujących się pod wiatr ludzi popękały i obrzękły krwawiąc obficie. Do ich ust, mimo iż twarze mieli zasłonięte materiałem dostawał się obficie drobny, pustynny piach, który wdzierał się do gardeł, a na wnętrzu jam ustnych tworzył twarde, suche powłoki. Jednooki już dawno zaprzestał prób wyplucia tego wszystkiego. Ślina całkowicie wyschła w jego ustach. Te potworne burze piaskowe trwały tygodniami. Widoczność w epicentrum burzy spadała do 10 metrów. Członkowie Kompanii trzymali się blisko siebie, by nie zgubić się w tumanach piasku.-Starzec zamilkł na chwilę, jakby wczuwał się w opisywaną sytuację.-Tajna Kompania od wielu dni zmierzała w kierunku Czerwonego Kanionu. Ostoi, która mogła być ich ratunkiem przed wycieńczeniem i atakującymi ich tyły magami. Wśród oddziału poniosły się krzyki, gdy wśród miotanego przez wiatr piachu błysnęły jasne, magiczne światła. Magowie znowu atakowali! Jednooki Generał wykonał do towarzyszącego mu mężczyzny gest, który zaraz został przekazany dalej. Kilku magów z jego oddziału wzniosło bariery ochronne, które ocaliły jego ludzi, przed magicznymi atakami ludzi z Gildii Przyćmionego Słońca, która miała ich zabić. Byli już blisko. Od upragnionego Czerwonego Kanionu dzieliły ich nieliczne kilometry. Jednooki z bólem na twarzy stawiał kolejne kroki. Jeden z jego ludzi upadł z wycieńczenia. Resztkami sił pomógł mu wstać i zmotywował do dalszego marszu. Po następnych godzinach marszu wreszcie dotarli do ścieżki prowadzącej na szczyty Czerwonego Kanionu. Równie wycieńczonych, co oni magów z wrogiej Gildii zostawili jakieś trzy kilometry za sobą. Nadzieja rosnąca w ich sercach dała im siły do dalszego marszu. Udało im się! Wreszcie dotarli na szczyt Kanionu. Generał Jednooki obserwował z płaskiej równiny magów brnących wciąż przez burzę. Byli coraz bliżej… Mimo to mieli przewagę. Z góry mogli wybić ich co do jednego. W końcu byli setką najlepszych łuczników, jakich nosiła matka ziemia! Jednooki dał odpocząć swoim ludziom, sam zaś czuwał nad nimi bacząc, by magowie nie zaatakowali ich z zaskoczenia. Gdy nadchodził świt zobaczył, że magowie zbierają się do dalszego marszu. Wezwał swoich ludzi. ,,Wyciągnąć łuki!” powiedział i sam też to uczynił. Wprawnie naciągnął cięciwę. Dał znak swym podwładnym. Po chwili ich strzały śmignęły jak ptaki w dół kanionu kładąc oddział magów na ziemię. Magowie od początku byli na straconej pozycji, bo kto mądry zadziera z Jednookim i jego Tajną Kompanią?-Urwał i spojrzał na wpatrzone w niego wnuczęta. Dzieci słuchały go do tej pory z rozchylonymi ustami.
-Głupi byli Ci magowie! Nikt nie zadziera z Generałem Jednookim!-powiedział chłopiec stając na ziemi.
-Ale to straszna opowieść…-powiedziała dziewczynka.
-Głupia jesteś, Anka!-Oburzył się chłopiec.
-Nie jestem!-Anna zmarszczyła czoło.
Przyglądałam się zapałowi dzieci. Były jeszcze małe i zapominały, że ich ukochana Tajna Kompania, o ile w ogóle istnieje, służy Mercerowi. Staruszek spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
-Dziękuję za opowieść, ale… Muszę już iść do domu…-powiedziałam.
-Tak… Do domu. Idź, Białowłosa, jeśli musisz, ale pamiętaj, że jeśli chcesz jeszcze kiedyś wysłuchać jakiejś historii, to jestem do Twoich usług.-Zaśmiał się.
Skinęłam mu z wdzięcznością głową i ruszyłam szybkim krokiem w kierunku wejścia prowadzącego do bazy oddziału. Czułam na sobie jeszcze chwilę wzrok starca. Był…dziwny. Ta cała Tajna Kompania brzmi jak prawdziwa bajka, ale kto wie? W każdej opowieści jest ziarno prawdy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz