wtorek, 4 lutego 2014

Od Kim- Misja ,,Nie igraj z ogniem"


Następny ranek i znowu miałam się stawić u Greon'a. Weszłam do siedziby Oddziału. Znowu zobaczyłam tą samą kobietę co wczoraj. Jakoś tak nie przypadła mi do gustu, zaczęła mnie w jakiś dziwny sposób denerwować. Przeklęłam pod nosem podchodząc do niej. Ona tylko zerknęła na mnie kontem oka i wskazała drzwi.
-Pan Greon już na Ciebie czeka .- Powiedziała zadziwiająco miło. "Ciekawe co się od wczoraj jej stało" pomyślałam i ruszyłam do biura mężczyzny.
Znowu te same regulaminowe pukanie i czekanie na potwierdzenie wejścia do pokoju.
-Dzień doby. - Przywitałam się od progu.
-A tak witaj, witaj.- Odparł dziwnie zamyślony i kopiący w tonie papierów na blacie biurka.-Siadaj- szepnął, obracając się i zaglądając do szuflad komody znajdującej się za nim. Zajęłam te samo miejsce co wczoraj. Chwilę zajęło mu zanim się odwrócił i zaczął ze mną rozmawiać. Nastała niezręczna cisza. Spojrzałam mu w oczy widziałam gniew.
-Słuchaj, Kim. -zaczął bez oficjalnego tonu.- Mamy pewien problem z buntownikami.
-Mam ich zabić ? -zapytałam bez jakiegokolwiek zdziwienia na twarzy.
-Hmm... To byłby dobry pomysł, ale nie. - Cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy. - Chodzi bardziej o wywołanie pożaru. A zresztą, tutaj masz dokładne wytyczne Twojej nowej misji.
Greon wstał, w ręku trzymał kartkę zwiniętą w rulon. Po czym pochylił się delikatnie nad biurkiem i spojrzał mi z bliska w twarz. Wyciągnął rękę z papierem i położył przede mną.
-To jest Twoja pierwsza misja, na dodatek na obcym terenie. Postaraj się.-Szepnął i cofnął się na swoje miejsce.
-Rozumiem, wyruszę za jakieś dwie godziny. -Odparłam biorąc do ręki zwitek. Powoli zaczęłam się podnosić.
-Jest jeszcze jedna sprawa.
-Tak ?
-Na tą wyprawę dostaniesz konia. Masz dbać o niego jak o siebie. Należy on do naszego Oddziału.
-Dobrze, proszę Pana. - Obróciłam się i ruszyłam do wyjścia.

***

Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Wyszłam z pokoju i chciałam się pożegnać z Alanem. Lecz nie było go w żadnym z pomieszczeń. Wyszłam z domu. Mój brat stał na podwórku i trzymał cudnego wierzchowca.



Przytuliłam brata, osiodłałam ogiera i ruszyłam w drogę. Prawie całą trasę przebyliśmy galopem. Ogier był nie do zdarcia. Tak więc późną nocą zajechałam na przedmieścia miasta Silvae. Nie chciałam zostawiać konia u jakichkolwiek ludzi, więc zawróciłam go i zostawiłam przywiązanego w lesie do drzewa. Sama ruszyłam w głąb miasta. Trochę zajęło mi odszukanie domu rodziny Marquer. Gdy mi się to udało okrążyłam budynek i znalazłam drzwi do piwnicy, wkradłam się do środka. Było ciemniej niż się spodziewałam. Zaczęłam iść po omacku aż dosłownie cudem znalazłam jakieś schody. Weszłam po nich najciszej jak potrafiłam. Tak znalazłam się w sieni. Dom był dość duży. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że z ostatnich drzwi korytarza dobiega jakieś światło. Nie chciałam aby ktoś mnie widział więc stałam się niewidzialna. Weszłam do pomieszczenia. To musiał być mój naprawdę szczęśliwy dzień. Na środkowej ścianie izby stał kominek. Rozejrzałam się szybko i zauważyłam drewniane krzesła i kilka szmat na blacie małego stolika.
Wzięłam materiał i podeszłam z nim do paleniska. Zajął się natychmiast. Rzuciłam go na meble. Zaczęły się powoli zajmować. Myślałam, że wszystko będzie paliło się powoli. Lecz ogień wybuchł niesamowicie szybko prawie mnie przypalając. Nie minęły nawet dwie minuty i wszystko stało w płomieniach.
Wycofałam się z pokoju i ruszyłam w tym samym kierunku z którego przyszłam. Tym razem mniej więcej znałam już drogę.
W piwnicy szybszym krokiem ruszyłam do wyjścia. Jednak potknęłam się o coś. Wywróciłam się. Namacałam i szybko wywnioskowałam, że to jest skrzynia. Była zamknięta na złoty zamek. Stwierdziłam, że tam musi być coś cennego. Niewiele myśląc wzięłam ją, była dość ciężka. Nadal niewidzialna oddaliłam się z łupem w pobliskie krzaki. Spojrzałam na dom rodziny Marquer. Już pół budynku stało w ogniu. Od razu zbiegli się najbliżsi sąsiedzi. Jakieś kobiety wołały pomocy, a mężczyźni starali się wejść do środka, lecz było już za późno. Jeden z nich otwierając drzwi został przygnieciony, przygniotły go palące się stropy. Reszta sześcioosobowej grupy ratunkowej odskoczyła.
Natomiast ja starałam się otworzyć zagadkowe pudło. Z marnym skutkiem. Zaczęłam mu się przyglądać na wieku miał metalową tabliczkę z grawerem "CZARNI" . Zaintrygowało mnie to.
Zobaczyłam, że coraz więcej ludzi zbiera się wokół. Szybko zmyłam się i ruszyłam do zwierzaka pozostawionego w lesie. Zdjęłam czar niewidzialności, przypięłam ładunek i ruszyłam kłusem do własnego domu.

***

Po powrocie skierowałam się od razu do Greon'a z tajemniczą skrzynią. Na moje szczęście nie było tej baby tylko jakiś facet. Tym razem zaprowadził mnie do tego samego pokoju co zawsze.
-Dobry wieczór. -przywitałam go. A nieznany facet zniknął zza moich pleców.
-Witaj. I jak ? -Wskazał miejsce na którym zawsze siadam.
Podeszłam i rozsiadłam się trzymając w rękach skrzynię.
-Misja zakończyła się powodzeniem.
-Ktoś zginął ? -Widziałam, ze ucieszył się z tego co powiedziałam.
-Rodzina nie miała szans ucieczki, nawet jeśli ktoś z nich ocalał to i tak zginął jeden chłop.
-Teraz to już nie w głowie im będzie jakikolwiek bunt.- Szyderczy uśmiech wdarł się na jego twarz.
-Proszę Pana... -Przerwałam mu rozmyślanie.- W domu tej rodziny znalazłam coś takiego.
Postawiłam na blacie łup. Greon uważnie zaczął się przyglądać rzeczy. Po czym wyjął nie zauważyłam skąd krótki miecz. Jednym ruchem rozwalił złotą kłódkę. "Chce się popisać " pomyślałam. W jej środku był 
staroświecki, srebrny hełm ze złotymi zdobieniami i przyłbicą.
Mężczyzna wstał, spakował go do środka i ruszył przyspieszonym krokiem przez pokój. Rzucił mi przez ramie spojrzenie po którym poderwałam się i ruszyłam za nim. Pokierowaliśmy się do oddalonego pokoju na którym był napis " DOWÓDCA"
Zostałam przed drzwiami. Chwilę potrwało zanim Greon wyszedł i wprowadził mnie do środka. Nad moim znaleziskiem stał starszy osobnik płci męskiej. Podeszłam bliżej.
-Dobry wieczór. -Spojrzał na mnie.
-Witaj. To Ty jesteś ta nowa ? -zapytał.
-Tak
-Ty to znalazłaś ?
-Tak.
Nastała chwila ciszy.
-Jestem Blaid. Wcześniej nie mieliśmy okazji się poznać.
-Tak wiem. Opowiadano mi o Panu. Mam pytanie. Co to jest ?
-Jeśli się nie mylę to może być relikt po dawno zmarłym jakimś generale.
Przewrócił w rękach hełm, zajrzał do środka. Po czym się uśmiechnął.
-Gratuluję, Mała, znalazłaś coś cennego.
Po tych słowach Greon otworzył drzwi, a ja wyszłam. Mimo tego, że mnie nie wyrzucili wiedziałam iż jestem tam teraz nie potrzebna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz