niedziela, 2 lutego 2014

Od Narhaela- Początek cz.2

Mężczyzna w moim towarzystwie wyszedł z karczmy, a potem całkiem z miasta idąc w kierunku lasu. Nie szedł nawet żadną ścieżką. Wpakował się prosto w gąszcz. Mimo iż wszędzie pełno było krzewów on przechodził przez nie bezproblemowo i zwinnie.
-Kurwa! Jaja sobie robisz?-warknąłem wściekły.
-Chodź. Już blisko. Zależy mi na dyskrecji…
-Nie idziemy się ruchać tylko walczyć.-Przystanąłem zdając sobie sprawę, że facet wygląda dość podejrzanie. Może faktycznie jakaś ciota czy co?-Wiesz co?! Nie chcę mieć twojego chuja w dupie. Nie jestem pedałem by wybierać się z obcym facetem na przechadzki w leśne ostępy.
Blondyn odwrócił się do mnie. Najpierw przyglądał mi się poważnie jakby analizował nastałą sytuację. Dopiero po chwili parsknął szczerym śmiechem.
-Co?!-zapytał wyraźnie rozbawiony.
-Nie wiem jakie masz zamiary… Mieliśmy się bić, a nie szukać ustronnego miejsca w środku lasu.
-To nie tak! Za kogo Ty mnie bierzesz?-zapytał i rozejrzał się po terenie.
Byliśmy dość daleko od wioski, było cicho. Drzewa tworzyły tutaj naturalne, zielone zadaszenie ledwo przepuszczając jakiekolwiek promienie słońca. Dość sporo miejsca na pojedynek.
-No nie wiem. Inaczej wyobrażałem sobie Czarnych.-Wzruszyłem ramionami.
-To znaczy jak?-Uniósł pytająco wąską, jasną brew.
-No… Ludzie się boją tego waszego klanu. A Ty nie wyglądasz jak ktoś, kogo powinno się bać.
-Jestem tylko posłańcem. Ja raczej nie walczę. Mam wzbudzać zaufanie i być szybki. Tyle. Możemy przejść do rzeczy?-zapytał.
-No dobra. Ale jak Cię pokonam to co?
-O tym po walce… Jak już mówiłem to nie będzie zwykłe mordobicie. Zaprezentuj się…-Uśmiechnął się lekko.
Serce podeszło mi do gardła, a ciało przeszył dreszcz, gdy zobaczyłem jak mężczyznę ogarnia czerń. Po chwili cienie uformowały się w sylwetkę postaci przyodzianej w czarne szaty. Spod czarnego kaptura nie widziałem nawet jego oczu.
~Na co czekasz?-W mojej głowie lodowatym szeptem rozniósł się znajomy głos faceta. Mimo iż wiedziałem, że to on w swojej Formie, to przyprawiał mnie o dreszcze, a głos niosący się po głowie był delikatnie ujmując przerażający.
A więc o to mu chodziło, gdy mówił, że nie ma na myśli zwykłego mordobicia. Mam przyjąć swoją Formę. Niech mu będzie.
Skupiłem się na swojej wewnętrznej energii i otwarłem blokady trzymające moją magię wewnątrz mnie. Czarna, smolista moc rozlała się po moim ciele. Po kilku sekundach stałem przed nim w postaci takiej, jaką przybierałem, gdy moja magia wychodziła na zewnątrz.
Zakapturzona postać Czarnego uniosła wyżej głowę.
~Ciekawie-powiedział, a w jego dłoni powoli zaczęła formować się energia.
Cholera. Na serio chciał walczyć. Rzadko kiedy używam swojej Formy do otwartej walki…
Postać zaszarżowała. W ułamku sekundy przybrałem niematerialną formę utworzoną z cieni. Wyminąłem go z prawej strony i wytworzyłem w dłoni czarne ostrze. Zamachnąłem się nim. Czarny syknął, gdy ostrze sięgnęło jego pleców. Odwrócił się i z rozmachem cisnął strumień mocy w moim kierunku. Zlałem się z cieniami drzew unikając ataku. Usłyszałem jego rozeźlony charkot.
Uniósł ręce do góry, a jego intensywnie złocista magia poleciała we wszystkich kierunkach. Skrzywiłem się, gdy dosięgła mojej osoby raniąc mój bok. Moja Forma szybko poradziła sobie ze zranieniem. Wysunąłem z cieni i zacząłem manipulować otoczeniem. Wytworzyłem wokół siebie i nad sobą cieniste bariery, które umożliwiły mi swobodne przemieszczanie się po całym terenie walki. W postaci cienia rozszczepiłem się na kilka sylwetek i zaszedłem go od każdej strony. Odbił atak dwóch z czterech moich kopii, ale nim zdążył się odwrócić stałem za nim z ostrzem przy szyi.
Usłyszałem w głowie lodowaty śmiech Czarnego, który wraz z jego powrotem do ludzkiej postaci stawał się coraz bardziej naturalny, aż w końcu zupełnie normalny.
Zabrałem od niego broń i cofnąłem się zamykając magię ponownie w swoim wnętrzu. Wróciłem do swojej normalnej formy.
-No, no, no. Więc jednak nie myliłem się co do Twojej osoby-rzucił, podchodząc bliżej.
-Cienki jesteś jak na Czarnego…-mruknąłem.
-Jestem tylko posłańcem. Ja nie muszę umieć walczyć. Jestem formą cienistą, a nie ofensywną.-Wzruszył ramionami i wyciągnął w moim kierunku swoją dłoń.
Uścisnąłem ją.
-Sharon.-Przedstawił się.
-Narhael.
-Cóż więc, Panie Narhael mam powiedzieć? Proszę się pakować i jedziemy do Oddziału przedstawić Pana naszemu dowódcy. Przydasz się… Tak myślę.-Uśmiechnął się lekko. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz