niedziela, 2 lutego 2014

Od Tonilii c.d. Epiceii

Stałam z Rais i Aelą na zewnątrz czekając aż Epi upora się z Percylem. Spojrzałam na Cedric’a pytająco, gdy ten wreszcie wyszedł z pomieszczenia.
-Gdzie Rajca?-zapytałam, unosząc do góry jedną brew.
-Została jeszcze na chwilę w środku. Wróci do bazy sama. My już musimy iść-powiedział.-Wadera, idziemy. Syn Dagona zmierza do Aberton trasą prowadzącą od wioski Lilifriodin.
-Czyli powinien być dość blisko. Musimy zabić ich i podmienić listy jak najbliżej bram miasta, by szybko ich znaleźli-rzuciła, skręcając w kierunku stajni.
Słuchałam ich z zainteresowaniem. Narzuciłam na głowę kaptur, podobnie jak Rais.
Cedric przystanął.
-Robimy małą zmianę planów. Wyprzedzimy ich konno i ukryjemy się jak najbliżej bram miasta. Gdy wreszcie będą tamtędy przechodzić przydadzą się jacyś świadkowie, którzy będą widzieć jak ich zabijamy, ale już nie zobaczą Rais pod postacią cienia, która wymieni list. Dzięki temu nie będzie podejrzeń o to, że list jest sfałszowany. Riwer, dasz radę?-zapytał.
Dziewczynka skinęła głową.
-Świetnie. Rozdzielamy się, by strażnicy nie zwrócili na nas uwagi. Ja i Riwer wyjdziemy przed wami z miasta. Za murami, przy lesie czeka na nas Dąb z koniem. Pryzma i Wadera. Wy bierzecie konia ze stajni i wyjeżdżacie przez bramę.
Rudowłosa skinęła głową i chwyciła mnie za ramię prowadząc do stajni. Cedric wziął ze sobą Rais i ruszył w kierunku wyjścia z miasta. Po chwili byłyśmy już w stajniach. Aela osiodłała swoją kasztankę i posadziła mnie przed sobą, a potem wyjechała z miasta.
-Zestresowana?-zapytała moja mentorka.
-Trochę-odparłam.-Bardziej podekscytowana.
Wadera zaśmiała się.
-To dobrze. Tak trzymaj. Z takim zapałem wróżę Ci świetlaną przyszłość. Eric już sobie Ciebie ceni. Lubi zapał wśród swoich ludzi.
-Naprawdę? Wygląda na takiego, co ma wszystko w głębokim poważaniu.-Zaśmiałam się.
-To nie prawda. Musi sprawiać wrażenie chłodnego i oschłego, bo wleźliby mu na głowę. Naprawdę jest czuły, wrażliwy, troskliwy… I bardzo przystojny.
Spojrzałam na niewiele starszą koleżankę zaskoczona. Cisło mi się na język, by powiedzieć jej to, co usłyszałam jakiś czas temu od Delvy-koleżanki z pokoju, a przy tym największej plotkary w Oddziale. Czyżby Aela coś czuła do naszego dowódcy?
-No. Jest przystojny.-Zaśmiałam się.-Ale jakoś jego troski i wrażliwości nie odczułam.
-Krótko u nas jesteś.-Urwała, gdy dotarłyśmy do miejsca pod lasem, w którym mieliśmy się spotkać z Krasą i Riwer.
-No. Wreszcie jesteście. Jedziemy, z tego co mówił Dąb są jakiś kilometr za nami-powiedział, sadzając Rais na gniadym wierzchowcu.
-Ilu ich jest?-zapytała ruda skrytobójczyni.
-Nie wiem. Nie widział dokładnie, ale coś koło pięciu strażników i syn Rychłego.
-Jedziemy!-syknęła Aela i popędziła swojego konia kamiennym gościńcem.
Krasa pojechał zaraz za nami, po chwili zrównując swojego konia z kasztanką Wadery.
[…]Po kilkunastu minutach Cediric uniósł dłoń do góry. Konie stanęły. –Jesteśmy blisko. Musimy te kawałek do miasta przejść pieszo, przez las. Nie mogą nas zobaczyć strażnicy.
Dostaliśmy się na wzniesienie po lewej stronie gościńca, na którym rozrastał się gęsty las. Zeskoczyliśmy z koni i wsunęliśmy między drzewa. Szliśmy niezbyt śpiesznie pod osłoną nocy i drzew. Wkrótce ujrzałam światła nieco odległego miasta. Trasy gościńców łączyły się tu w jedną, szeroką drogę prowadzącą pod górkę do bram miasta.
Cedric przystanął i przywiązał konie do drzewa.
-Tu będzie dobrze. Powtarzam jeszcze raz. Ja, Aela i Ty, Pryzmo załatwiamy strażników i syna Dagona. Riwer, Ty, gdy będzie po akcji przybierasz postać cienia, bierzesz ten list i niezauważalnie podchodzisz do celu. Bierzesz oryginał listu i podkładasz fałszywkę.-Wręczył jej idealnie podrobiony list z pieczęcią.-Potem wracasz tu do nas i spadamy z miejsca akcji, ale jak najszybciej, bo pewnie poślą za nami pościg. Akcja ma być sprawna, szybka i nie ma opcji, by się nie powiodła. Liczę na was wszystkich.
Skinęliśmy głowami przygotowując się do akcji. Wzięłam łuk do ręki. Rais usiadła pod jednym z drzew.
[…] Minęły jakieś trzy godziny, był środek nocy. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Wreszcie na trasie ujrzeliśmy grupę mężczyzn z pochodniami. Trochę dalej z innego kierunku nadjeżdżała karawana kupiecka z jakimś młodym mężczyzną. Krasa przypadł do jednego z drzew i przyjrzał się idącej grupie.
-To na pewno oni-szepnął. –Rais. Spójrz. Ten po środku, blondyn to syn Dagona. Jemu podłożysz list.
-Jasne-odparła.
Ja, Wadera i Krasa ujęliśmy łuki w dłonie i ustawiliśmy się odpowiednio.
-Sześciu. Po dwóch na głowę-rzuciła Aela.-Ja biorę cel i tego najbliżej nas. Cedric, ty dwóch z przodu, a Pryzma dwóch z tyłu.-Wydała rozkazy i nałożyła strzałę na cięciwę.
Zrobiłam to samo. Zmrużyłam jedno oko i napięłam cięciwę.
-Już!-szepnęła ruda.
Strzały przecięły powietrze i wbiły się prosto w cele.
Idealnie wypuszczona strzała Aeli wbiła się prosto w skroń blondyna powalając go na ziemię. Martwa padła również dwójka mężczyzn, którzy padli ofiarami mojej strzały i grotu Cedric’a. Zrobiło się zamieszanie. Poniósł się krzyk kupca kierującego karawaną, oraz zaskoczone przekleństwa towarzyszy blondyna. Jeden z nich przypadł do martwego syna Rychłego, pozostali dwaj spojrzeli w naszym kierunku, ale zaraz padli ze strzałami w piersi bądź głowie. Aela ubiła tego przy blondynie.
Riwer już biegła, a właściwie pełzła, jako cień do blondwłosego, martwego faceta.
<Rais?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz