poniedziałek, 17 lutego 2014

Od Epiceii - Kontynuacja i zakończenie "Pierwszej Misji"

     Chyba przez resztę życia będę przeklinać moment, w którym uniosłam głowę. Te sekundę, w której zdecydowałam się spojrzeć martwemu człowiekowi w oczy. Ten brak powietrza w płucach, podczas uwalniania się niespodziewanej dawki szoku. Po nim przychodzi odrętwienie, a potem... Strach. Nigdy nie masz pojęcia co zobaczą twoje oczy w ciemności... Tylko tutaj wcale tak ciemno nie jest, a ja... Jestem pewna że na głowę mi jeszcze nie padło. Na pewno. Tak, prawda?
     To COŚ się na mnie gapi... To znaczy – Percyl. Ale nie wyglądał do końca jak ten kupiec. Blade, skrępowane czymś niewidzialnym ciało kucało przede mną. Z tej odległości widziałam idealnie jego trupią twarz, która wyglądała jakby zrobiono ją z naprawdę cienkiego, przezroczystego materiału. W oczy też rzucała się głęboka rana w poderżniętym gardle. Aż przełknęłam gulę, która wezbrała w moim. Te jasne, bardzo jasne ślepia... Nie wiem, czy on patrzy na mnie, czy przeze mnie, ale chłód jakim emanuje zamraża mi krew w żyłach. O ile jest to możliwe...
     Drgnęło, a ja odsunęłam się dotyłu, powoli i z przerażeniem czując, że już łzy płyną po mych policzkach. Cholera wie co to jest, ale człowiekiem zwać się nie może. Na pewno nie może. Stwór przekrzywił głowę jak zwierze starające się coś pojąć, po czym wyciągnął powoli w moją stronę dłoń.
- Odsuń się! - nie jestem pewna, czy wrzasnęłam ja, czy ktoś inny. Nie byłam w tym momencie pewna niczego, nawet własnego imienia. Ale wiedziałam jedno: muszę uciekać. Rzuciłam się do tyłu z impetem upadając na podłogę plecami; całe ciało mi drżało, nawet dłonią nie mogłam się podeprzeć o podłogę by wstać. Percyl nie ruszał się, zastygł z wyciągniętą dłonią ku mnie, jakby czekał aż ja podam mu swoją. Ale ja nie mam zamiaru, nie chcę! Pragnę tylko stąd wyjść i nigdy nie wrócić.
     Obserwowałam stwora powoli wycofując się do tyłu. Dalej czekał, aż podparłam się plecami o drzwi wyjściowe. "Jeszcze trochę, Epicea, tylko trochę." powtarzałam sobie w duchu i tłumaczyłam, ze jestem zmęczona, ze to tylko przywidzenia i szok. Szok, bo ktoś zabił na moich oczach tego człowieka. Gdy powoli zaczęłam wstawać, nagle "duch" Percyla stanął przy mnie gapiąc się tymi swoimi jasnymi oczami. Tak po prostu, stał może pięć kroków ode mnie.
     Nie wiem jak tego dokonałam, ale... Ale wybiegłam. Dosłownie wypadłam z budynku i zatrzasnęłam drzwi łudząc się, że on dalej nie będzie za mną szedł. Strach kazał jednak uciekać dalej. Zapominając o potrzebie oddychania zerwałam się do biegu przez miasto. Nie interesowało mnie gdzie biegłam, czy ludzie się gapili i szeptali. Teraz chciałam tylko znaleźć się jak najdalej od tego przeklętego miejsca.
     Ktoś za mną krzyknął. O nie, nawet się nie obejrzę! Biegłam dalej między uliczkami wymijając bawiące się dzieci i gadatliwych jegomości, którzy zdawali się w tym momencie dla mnie przeszkodami. Droga przede mną się skończyła szybciej niż planowałam, trafiłam w ślepy zaułek zziajana, z bolącą klatką piersiową.
- Rajca! - znowu ktoś zawołał! Nie mając specjalnego wyboru odwróciłam się powoli i... Skończyłam w uścisku. - Młoda, co ci!? Pędzisz przez miasto jakby goniło cię stado radrodów! - Na początku nie rozpoznawałam głosu, w ogóle ledwo co słyszałam cokolwiek. Tulona do piersi jakiegoś mężczyzny przypomniałam sobie o łapaniu oddechu; miałam wrażenie, że dopiero wypłynęłam na powietrze po długim i głębokim nurkowaniu. Wraz z pierwszą dawką powietrza zrobiło się bardzo ciemno.
[...]
     Kilka godzin później obudziłam się w części szpitalnej rebelii obok Delvy i Raffaela. Zastępca dowódcy wytłumaczył mi, że biegłam zapłakana i przerażona przez miasto, a gdy w końcu mnie dogonił - zemdlałam. Oboje chcieli wiedzieć co się stało, lecz za nic nie chciałam sobie przypomnieć. Bałam się wracać myślami do tego, co mnie tak przestraszyło, a poza tym... Doskonale wiedziałam, że nikt by mi nie uwierzył. Delvy jest plotkarą; gdybym jej wyznała co widziałam, (bądź zdawało mi się że widziałam) to cały oddział by się dowiedział od niej i wyszłabym na wariatkę. Rafa też należy do takich niedowiarków. Wolałam powiedzieć, że coś mi się przywidziało i przestraszył mnie trochę widok martwego człowieka, niż szczerze opowiedzieć co mi leży na sercu.
     Wiem, że muszę o tym zapomnieć. Że to co widziałam na pewno nie było prawdziwe i będzie teraz mnie tylko męczyć. Mimo wszystko wymazanie z pamięci czegoś takiego jest niemożliwe! Widok trupiobladej twarzy kupca, skrępowane półprzezroczyste ciało...
     Zielarz stwierdził jedynie lekkie potłuczenie miednicy od upadku i słaby puls. Tłumaczył wszystko szokiem i kazał mi pić napar z ziół na uspokojenie – swoją drogą bardzo paskudny w smaku.Miałam ochotę nim haftować od pierwszego łyku. Ale groźba zostania w lecznicy mnie przekonała.
     Wkrótce potem kazano mi wrócić do pokoju i gdy tylko poczuję się lepiej, zdać raport z misji Elegii. Słyszałam, że Rais i Tonila już dawno to uczyniły i na pewno czekają na mnie w naszym wspólnym lokum. Mam wielkie przeczucie, że Percyl nie da mi tak łatwo o sobie zapomnieć, zwłaszcza we śnie... Zwariuję, na pewno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz