czwartek, 23 stycznia 2014

Od Epiceii c.d. Rais.

Zaczynałam się naprawdę, ale to naprawdę martwić. Aela po kryjomu ruszyła za dziewczynami, by osłaniać je na wszelki wypadek i obserwować, a ja... Zostałam z Cedric'iem. Starał się nawiązać jakiś temat do rozmowy, ale po prostu nie potrafiłam się na niej skupić. Usłyszałam nawet od niego, że jestem zbytnim cykorem i marudą. Ja nie marudzę! A na pewno nie teraz. Nie w takiej sytuacji. Jedynie stwierdzam fakt, że to za długo trwa... Chyba za długo. W końcu do pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy przytargano faceta. Nie powiem, zdziwiła mnie siła Riwer, kto by przypuszczał, że ma tyle pary w rękach? A Tonila... Jak zwykle wyszczerzona, widać to pod chustą, którą zakrywała w połowie twarz.  
Spojrzałam na związanego człowieka na krześle. W oczach szalała mu panika, a ręce drżały spuszczone po bokach.
- Rozwiążcie go- poprosiłam. 
Brat dowódcy zamrugał tylko lekko zaskoczony i rozciął więzy.
- Świetnie, a teraz wyjdźcie. 
- Ja zostanę - odparł. - Pryzma i Riwer, poczekajcie gdzieś w ukryciu na informacje. 
Dziewczyny posłusznie opuściły pomieszczenie.
- Mam nadzieje, że wiesz co robisz... - mruknął.
- Tak... Tak myślę... - rzuciłam. Na czole Percyla błyszczały kropelki potu, widać, jak bardzo był przerażony sytuacją. Na jego miejscu pewnie bym już dawno odpłynęła do krainy Jutrzenki. Ściągnęłam z głowy wkurzający kaptur i stanęłam naprzeciwko niego. Pod płaszczem błyszczało mu coś złowrogo. Ośmielił się tam sięgnąć nawet ręką. 
- Nie wyciągałabym broni na twoim miejscu. - ostrzegłam. Mężczyzna przełknął nerwowo ślinę.
- Czego chcecie? Jesteście od Białych, prawda...? - Bełkotał. - Cokolwiek chcecie wiedzieć, nic wam nie powiem!
- Ale po co te nerwy? Uspokój się, nic ci nie zrobimy, przecież już nie jesteś związany. - Uśmiechnęłam się niemrawo. Pragnęłam zachować spokój, ale nie potrafiłam się wyzbyć uczucia ciarek biegnących po plecach. - Percyl, zgadza się?
Nie odpowiedział. Ja także nie naciskałam. Wpatrywałam się w niego spokojnie, czekając, aż się złamie. Nie trwało to długo. Skrzywił się ze szklankami w oczach chyląc głowę w dół. Wyglądał jak dziecko, które wie, że zaraz dostanie najgorsze baty od rodzica. Nie powinno, ale zrobiło mi się go szkoda. Czuję, że nie jest człowiekiem, który z własnej woli spółkuje z Czarnymi. 
- Oni mnie zabiją... - Wyrzucił z siebie męczeńskim tonem. 
- Czarni? - Skinął w odpowiedzi twierdząco. - Obawiasz się Czarnych, tak...? Nic nie szkodzi, my wszyscy się ich obawiamy.
- Oni mnie zabiją... - Powtórzył bliski płaczu. Znów odczekałam kilka minut, aż nie uspokoił się. - Nic wam nie mogę powiedzieć...
- Tchórz - mruknęłam nagle ostro. - Boisz się Czarnych? A zachowujesz jak zmuszany do czegoś niewolnik. Może od razu idź im się podłóż pod nogi i poczekaj, aż cię skopią do nieprzytomności? - Zaproponowałam. - Są ludzie młodsi od ciebie, słabsi, bojący się bardziej, którzy stają przed niebezpieczeństwem. Po co trzymasz stronę Czarnych, skoro się ich boisz? To głupota. Prędzej, czy później nie będziesz im przydatny, a wtedy i tak cię zabiją. Nie szanują prawa do życia ani do wolności. Wezmą od ciebie to, co im się podoba, a ty jeszcze będziesz im przytakiwał i za to dziękował. Po ich stronie długo nie pooddychasz! 
Percyl nie odzywał się, tylko patrzał na mnie wielkim, czerwonymi od łez oczami, jakby wyczekiwał ciosu. Cóż... Właśnie to robią z tobą te szczury – Czarni. Zniszczą cię psychicznie, aż nie będziesz miał siły walczyć, a potem i tak się ciebie pozbędą. Ten człowiek jest wrakiem samego siebie. Westchnęłam głęboko grzebiąc po kieszeniach i wyciągając chustkę. Podałam mu ją. 
- Wytrzyj twarz. Jesteś facetem, czy nie? - Nie wziął przedmiotu, ale przynajmniej już nie wyglądał jak gówno. - Nie musi tak być. Nie musisz dla nich pracować. Jeśli zgodzisz się podać nam jedną informację Biali pomogą ci uciec przed tym koszmarem. Schowamy cię przed Czarnymi, tak, by cię nie skrzywdzili. Nie będziesz się musiał już ich bać. Pozwól nam za ciebie walczyć, ale wpierw pomóż. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
[…] Po następnych 10 minutach rozmowy i uspokajania kupca nareszcie wydobył z siebie nazwę miasta, oraz szlak, którym ma podążać syn jednego z dowódców Mercera.
Miasto Aberton. Mieli zmierzać trasą prowadzącą od wioski Lilifriodin.
- Świetnie, Rajco, o to nam chodziło. - pochwalił Cedric klepiąc mnie po głowie.  
Podszedł do kupca i... Prześlizgnął ostrzem sztyletu po jego krtani. Tak po prostu. Tak... Zwyczajnie, naturalnie... Poczułam jak robi mi się słabo na widok krwi, jak moje ciało kostnieje. Za-zabił go...? Dlaczego...? 
- Ciota, przynajmniej się nam na coś przydał – warknął, ocierając umazaną krwią broń o szaty trupa. Przeniósł na mnie wzrok lodowaty, wredny, zadziorny. - Wyglądasz blado.
- Dlaczego go zabiłeś?! - krzyknęłam.
Nie czułam paniki, czułam gniew. P tym wszystkim co powiedziałam Percylowi... Ja nie kłamałam. Każde słowo powiedziałam z wiarą i szczerością, a on...! 
- Zdradził swój gatunek, zasłużył na śmierć. - Odparł sucho Cedric wymijając mnie. - Nie bądź głupia, Rajco. Przemowa była piękna, ale naiwna. Mimo wszystko, poradziłaś sobie dobrze jak na pierwszy raz. 
- W dupie mam jak sobie poradziłam! - warknęłam. - Pomógł nam! 
- I świetnie. Niechaj Opatrzność weźmie jego ostatni dobry uczynek pod uwagę przy wydawaniu sądu! - Wszystkie słowa brata dowódcy były przepełnione kpiną, a ja czułam jak w oczach stają mi szklanki. - Resztą zadania dziewczyny zajmą się same, wracaj do bazy. - rzucił na odchodne i wyszedł. 

<Tonila?> 


Dodatek do kontynuacji tego wpisu:


Zamarłam. Ciało odmówiło mi posłuszeństwa trawiąc mnie od środka niemym szlochem, tylko spazmy i oddech świadczyły o tym, że nie jestem trupem. Trupem, właśnie. Zmusiłam się jakoś do odwrócenia w stronę martwego kupca. Tak bez życia siedział na krześle zalany własną krwią. Czerwona posoka spływała po koszuli i spodniach na ziemie tworząc kałużę. Miałam ochotę krzyczeć z frustracji, z głupoty, że tego nie przewidziałam. Równie dobrze można było od razu go dać na tortury! Nogi niespodziewanie odmówiły posłuszeństwa, musiałam kucnąć by się nie wywalić w tą kałużę. 
Coś chlupnęło.
Powoli uniosłam oczy na pustą twarz kupca, a potem... Potem przeklinałam tylko to, co zobaczyłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz