czwartek, 17 kwietnia 2014

Od Kiley - Misja ,,Szaleńczy pościg''

Mój sen się zakończył... całkiem nagle. Powróciła do mnie moja świadomość i po chwili otworzyłam oczy. Niezbyt przytomna wstałam i ogarnęłam się, próbując sobie przypomnieć co wczoraj się działo... No tak! Dołączyłam do Białych Mar. Ktoś zapukał do moich drzwi. Otworzyłam je ze sztyletem za plecami (z przyzwyczajenia), stał w nich Eric.
- Jak się spało? - zapytał
-Nieźle - odpowiedziałam.
-Mam coś dla ciebie. - Uśmiechnął się. - Ale najpierw odłóż sztylet.
-Co? – zapytałam, spełniając jego polecenie.
-To. - Podał mi jakąś kartkę.
-Liścik miłosny? Ależ dziękuję - powiedziałam nawet nie patrząc co to jest.
Elegia zaśmiał się.
-Nie... ale jeśli chcesz...- Poruszył znacząco brwiami.
-Nawet nie próbuj, nie tym razem!
-Czytaj i śpiesz się.
Otworzyłam złożoną kartkę i przeczytałam co tam było nabazgrane. Zmarszczyłam brwi będąc w połowie tekstu.
-Goniec został już puszczony? -zapytałam.
-Niedługo się tu pojawi - nagle spoważniał.
Zamyśliłam się przez chwilę.
-Pożyczysz mi konia? -zapytałam.

[...] Wsiadłam na karą klacz i puściłam ją biegiem. Wydawało mi się, że leśna ścieżka ciągnie się w nieskończoność. Tętent kopyt zwierzęcia zagłuszał mi jakiekolwiek inne odgłosy. W końcu znalazłyśmy się na głównym gościńcu. Nie jeździłam odkąd tu przyjechałam, po tym... wypadku... Nie mogę teraz o tym myśleć! Godzinę galopowałam gościńcem, aż coś czmychnęło obok mnie. Gwałtownie zwróciłam klacz i w szaleńczym biegu zaczęłam ścigać tamtego jeźdźca. Wysunęłam rękę w jego stronę, nie był daleko. Wypuściłam czar, przez co jego koń stanął dęba zrzucając mężczyznę. Bułany ogier cofnął się na mój rozkaz. Zsiadłam ze swojej klaczki i podeszłam do kolesia. Przyłożyłam mu sztylet do gardła i przeszukałam go.
-Nie jesteś gońcem - mruknęłam.
-Oczywiście, że nie! - Chłopak się chyba oburzył.
-Cholera - przeklęłam i wsiałam z powrotem na swojego wierzchowca, no i właśnie w tedy minął mnie ten prawdziwy goniec. - Cudownie - mruknęłam i popędziłam klacz.
Chcąc rzucić zaklęcie wyczułam blokadę z jego strony. Fajnie wiedzieć, że się zabezpieczył. Dodałam energii mojej słabnącej klaczce, a ta przyśpieszyła. Gdy byłam już w miarę blisko rzuciłam sztyletem trafiając konia w zad. Nawet nie zwolnił! Im więcej sił dawałam koniowi tym mniej ja miałam. Widziałam już mroczki przed oczami, ale rzuciłam kolejnym sztyletem i trafiłam go w plecy. Chłopak skrzywił się i spadł z konia, który galopował jeszcze chwilę, ale potem się zatrzymał. Spojrzałam na krwawiącego chłopaka, który w jednej ręce trzymał dość spory pakunek. Wysunął do mnie rękę, z której wystrzeliła kula mocy. Moja tarcza tego nie wytrzymała i spadłam z konia, którego złapałam za pęcinę i zabrałam od niej energię, oczywiście nie całą, by nie zdechła. To, co od niej wzięłam uformowałam w kulę i posłałam chłopakowi, który znów się zgiął. Doczołgałam się do niego. Jeszcze żył... Dotknęłam go, a on przestał się ruszać. Wstałam i przywołałam jego konia, który miał spory zapas energii. Wzięłam pakunek i odjechałam z dwoma końmi z powrotem.

[...]Przed małą stajnią powitał mnie Eric.
-Poznaj mojego nowego konia. - Uśmiechnęłam się lekko zsiadając z klaczy, która należała do oddziału podając mu jej wodze.
W stajni pokazałam mu paczkę.
-Rozwiń ją - powiedział zaciekawiony.
Rozcięłam węzeł nożem i zajęłam się odpakowywaniem pakunku ze skóry. Naszym oczom ukazało się to:


-Zadowolony? -zapytałam
-Bardzo - odpowiedział, przyglądając się broni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz