niedziela, 6 kwietnia 2014

Od Epicei c.d. Tonili

- Zaczynaj!-rzuciła białowłosa z uśmiechem.
Dotarłyśmy w ciągu niecałej godziny na polane za miastem. Jej trawy nie były specjalnie wysokie, co miało być atutem terenu – łatwo jest przecież się potknąć nawet o głupi kamień... Zwłaszcza w moim przypadku.
Podwinęłam rękawy płaszcza i wyciągnęłam miecz z pochwy. Proste, srebrne ostrze długości połowy mojego ciała z kanciastą rękojeścią prezentowało się przeciętnie w świetle nikłego słońca. Mam do niego jakiś dziwny sentyment- nikt nigdy nie podarował mi broni jako prezent. Przynajmniej ziemia zdążyła wyschnąć na tyle, by się po niej nie ślizgać, wczoraj lało jak z cebra. Przyjęłam pozycję do ataku i ruszyłam w stronę przygotowanej Tonili z dwoma sztyletami średniej długości. Szybka i gibka skrytobójczyni z dwiema broniami kontra ja... Wiedziałam doskonale, że do pięt jej nie dorastam. Ona ćwiczyła już od lat, a ja rozpoczęłam naukę walki orężem w tak późnym wieku...
Pierwszy był zamach od boku, zablokowany sprawnie, na próbę. Drugi zamach. Cholera, dziewczyna sparowała go tak, że cięcie przesunęło się po całej długości sztyletu, aż iskry poleciały.
- Spokojniej, mniej siły. - Uśmiechnęła się. Ale to nie jest tak...! Wcale nie czuje choćby miecza! Wagą bym go przyrównała raczej do badyla z lasu, niż oręża. Coraz bardziej mnie to martwiło, od samego rozpoczęcia treningów z Erick'iem, moja siła stanowiła poważny problem. Jak używać czegoś, czego się nawet nie czuje w dłoniach?
Tonila blokowała sprawnie ataki. Sparowała kontrę dwoma sztyletami i pchnęła mnie do tyłu. Jej ostrza poleciały w kierunku mojego brzucha. Pochyliła się uginając jedną z nóg, drugą wyciągnęła prosto i kopnęła po nogach. Straciłam równowagę.
- Szybciej, Epi! - zaśmiała się.
Zaskoczona poleciałam do tyłu, na plecy, ale zdołałam w locie wykopać Tonili jeden z sztyletów wysoko w powietrze. Gdy według praw grawitacji, zawróciło ono ku ziemi, ostrze było skierowane wprost w moje ciało.
- Młoda! - krzyknęła białowłosa, w ostatniej chwili zamachnęłam się lekko mieczem i odbiłam niechybną zgubę. Tym razem się udało. Właśnie – tym razem. "Głupi ma zawsze szczęście", mawiają. Wypuściłam z siebie nerwowo powietrze i wstałam.
- Jest dobrze, paniko. - Zachichotałam, blada. Tak, zdecydowanie jestem tą, która powinna się szczerzyć... Głupia ze mnie istota. - Kontynuujmy. - Z prośbą w oczach spojrzałam na Tonilę. Ta skinęła jedynie głową i wyjęła zza paska kolejny sztylet. Najwyraźniej nie przejmowała się starym, leżącym parę metrów dalej.
Ruszyła do ataku. Jej broń cięła powietrze z nieprzyjemnym świstem, a gładkie ostrza sztyletów odbijały światło słoneczne. W jej oczach igrały jasne, wesołe iskierki. Nie brała tego na poważnie. Była to dla niej dobra zabawa z przyjaciółką. Uśmiechnęła się, wyskoczyła do góry i zaatakowała od dwóch stron.
Zdawałam sobie sprawę, że jeżeli zablokuje tylko jeden sztylet, to drugi mnie trafi. Wiedziałam to wręcz za dobrze. Myśl, Epi, czas ucieka... Wycofałam się o dwa kroki i zasłoniłam gładką stroną miecza trzymając go w poziomie przed sobą. Stal brzęknęła, przyjmując na siebie dwa ciosy jednocześnie. Nawet mnie nie ruszyło, mimo, że atak był wyprowadzony z wybicia i lekkiego rozpędu.
- Mogłaś zaatakować...! - rzuciła białowłosa z zawodem. Przeturlałam się szybko po prawej stronie Tonili i nie wstając wyprowadziłam szybki atak na jej nogi. Uskoczyła. Przeniosłam pozycje do stania z ugiętymi nogami, po czym z zamachem gładką stroną miecza uderzyłam w jeszcze znajdujące się w powietrzu nogi dziewczyny. Straciła równowagę, upadając najpierw barkami, a potem bokiem na ziemię.
Tonila szybko podniosła się i na klęczkach zablokowała mój cios. Przerzuciła się przez bark i znalazła obok mnie. Jeden atak. Mój blok. Ponowny atak. Blok. Uskoczyła znajdując się za moimi plecami. Zamachnęłam się mieczem, szybko obracając się. Moje oczy ujrzały, jak jej sztylet ucina końcówkę pasma mych ciemnych włosów. Skrzywiłam się lekko i zaszarżowałam. Uskoczyła w bok i przerzuciła swoje nogi atakując jednym sztyletem od góry, a zaraz drugim. Zablokowałam je z trudnością. Wylądowała na ugiętych nogach i cięła. Syknęłam, czując jak przecina mi koszulę i rani lekko prawe ramię.
Korzystając z jednej sekundy, gdy Toni się zbierała z ziemi spojrzałam na niedużą bliznę. Czemu wydawało mi się... Że cieknie z niej za dużo krwi? Gorąca posoka wręcz tryskała niespokojnie z rany, jak pompa. Obraz zrobił się na moment zupełnie czarny, coś chlupnęło. Błysk sytuacji na zewnątrz.
Na zewnątrz?
To ja jestem gdzieś indziej?
Tonila stoi.
Znowu czarno.
Zaczynam się bać. Co się stało z moimi oczami? Nie wiem czy mrugam, nie czuję bym to robiła. Dotknęłam krwawiącej rany i znowu obraz wrócił. Ale był bardzo zamazany, kołysał się wręcz. Całe czucie w moim ciele uleciało wraz z kolejnymi kroplami czerwonej posoki, cieknącymi po płaszczu. Zrobiło się czarno i słyszałam tylko puls własnego serca, jakby zaraz miało ono ustać. Chciałam krzyknąć, ale to ciało już mnie nie słuchało.
To cudowne, gdy nie ogranicza cię nic, zupełnie nic, nawet twój własny ciężar. Zamrugałam ponownie i spojrzałam... Na kogo? Białe włosy przypominają mi o kontraście. Znam ją? Nie ważne. Wiem, że mnie zraniła, mówi o tym plamka mojej krwi na jej sztylecie. Przeniosłam wzrok na uszkodzone ramię i uśmiechnęłam się lekko. Krew ponownie wyleciała z rany, zatańczyła w powietrzu i splamiła ziemie, tworząc na niej ciekawą pajęczynę kanalików. Trochę boli... Ale tylko trochę.
Nie wiem kim jest ta dziewczyna przede mną, ale... Ładnie pachnie. Czuję, jak pulsuje w niej energia witalna i coś, co ja bardzo lubię...
Niech mi to da.

<Tonila?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz