poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Od Nicolasa- Misja ,,Wielki wóz" cz.1

Już się ściemniało, gdy ktoś zaczął walić pięścią w drzwi od mojego 'pokoju'. Nim zdążyłem nawet otworzyć usta by coś powiedzieć, do środka wparowała Mishelle.
- Nie mam nastroju - ostrzegłem rozbawiony.
- Przeceniasz się - zakpiła.
- Co się dzieje? - zainteresowałem się i uniosłem lekko na łokciach aby nie leżeć.
- Dowódca Cię wzywa.
- Po co?
- Zadanie - oznajmiła.
- W końcu - westchnąłem ciężko i podniosłem się z prowizorycznego łóżka.
Narzuciłem na siebie jakąś koszulę i razem z Mish poszedłem do dowódcy. Jednak ta minęła drzwi i ruszyła dalej.
- Myślałem, że idziesz ze mną - wymamrotałem marszcząc brwi.
- Mam lepsze zajęcie.
- Sam? - zakpiłem. Dostrzegłem jak przewraca oczyma, więc parsknąłem śmiechem. - Poważnie, wciąż z nim sypiasz? Powinnaś to sobie odpuścić - mruknąłem.
- Tak jak Ty tytoń - rzuciła z rozbawieniem i nim się odgryzłem, ruszyła truchtem do wyjścia.
Westchnąłem ciężko i pokręciłem z niedowierzaniem głową. Po chwili jednak wszedłem do pomieszczenia dowódcy, który jak zawsze siedział za swoim biurkiem.
- Chciałeś coś? - zainteresowałem się.
- Tak - wymamrotał zapatrzony w kartkę, która była cała zapisana jakby... węglem?
Westchnąłem ciężko i wszedłem w głąb pokoju.
- Co to takiego?
- Musisz jechać odebrać nasze przyszłe zapasy.
- Mam jechać po alkohol? - zakpiłem.
- Jeśli nie chcesz siedzieć o suchym pysku to tak - warknął.
Przewróciłem teatralnie oczyma.
- Już wiem po kim to ma Mishelle - burknął niezadowolony.
Uśmiechnąłem się zadziornie.
- Nie tylko to jest nasza cecha wspólna - zapewniłem z rozbawieniem.
- Nie obchodzi mnie to. Masz jechać do Sediweston w Revium Quelh.
- Oczywiście. Ktoś ma tam na mnie czekać czy...
- Harlean Alwernt - odparł krótko.
Skinąłem twierdząco głową kojarząc nazwisko.
- Masz się tak szybko zjawić i szybko wrócić, jasne?
Zamiast odpowiadać, ponownie potwierdziłem skinieniem głowy.
- Jutro chcę Cię widzieć na miejscu. Tutaj - rozkazał.
Skrzywiłem się niezadowolony.
- Hm. Może nie o tyle Ciebie, co transport - sprostował.
- W takim razie do zobaczenia - zawyrokowałem i bez zbędnych słów pożegnania udałem się do swojego pokoju. Złapałem za plecak gdzie schowałem najważniejsze rzeczy i dobierając trzech towarzyszy wyszliśmy z siedziby. Poszliśmy do stajni, znajdującej się nieopodal naszej bazy. Każdy z nas wybrał sobie konia. Każdy miał ogiera, jednak każdy innej maści.
- Weź z ciemną maścią, idioto - warknąłem na jednego z chłopaków, który już oporządzał siwego konia.
Zmienił na myszatego i gdy każdy z nas uporał się ze zwierzęciem, wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy do państwa, w którym miałem odebrać przesyłkę. Podróż się strasznie ciągnęła. Szczególnie przez fakt, jakim był brak snu. Zadecydowaliśmy, że lepiej dla nas abyśmy się nie zatrzymywali. Jedynie wtedy, kiedy naprawdę musieliśmy. Aby nakarmić czy napoić konie, czy sami coś zjeść. Jednak przeważała potrzeba koni w naszych przystankach. Gdy my chcieliśmy najeść się do syta, po prostu jedliśmy podczas jazdy.
[...] Po wielu godzinach drogi, w końcu dotarliśmy do Sediweston. Już na przedmieściach woleliśmy zawrócić widząc, jak wszyscy patrzą na nas niechętnie. Była to raczej jakaś wioska niż miasto. Jednak brnęliśmy dalej do wyznaczonego celu. Gdy dostrzegłem mężczyznę, który miał mieć dla nas rzeczy, bez słowa mnie zaprowadził do wielkich powozów, które były wypełnione tytoniem, alkoholem i co najważniejsze - bronią. Zawołałem towarzyszy i przypięliśmy powozy do koni. Porozmawiałem chwilę z mężczyzną po czym bez słowa ruszyliśmy w drogę powrotną do Korron - Thum.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz