poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Od Nicolasa- Misja ,,Wielki wóz" cz.2

W połowie trasy zadecydowaliśmy, że zatrzymamy się na niewielkiej polanie. Było to dosyć śmiałe, ponieważ wielu rebeliantów mieszkało w pobliżu. Mieliśmy się rozdzielić i coś upolować, jednak kazali mi zostać przy naszym towarze, aby nikt go nie ukradł. Usiadłem więc na szczycie jednego z dwóch powozów. Skrzyżowałem nogi, siadając tym samym po turecku i pod osłoną drzew schroniłem się w cieniu. Przez długi czas nic się nie działo, jednak w pewnej chwili na polanę wbiegła jakaś kobieta. Patrzyłem na nią jak oczarowany. Ciemna długowłosa blondynka, talia niczym osa. Uniosłem kąciki ust i już chciałem zeskoczyć z powozu, gdy obok kobiety trafił... piorun. Zmarszczyłem brwi i uniosłem oczy ku górze. Niebo było czyste, bez żadnej chmurki, więc skąd do cholery mógł się wziąć tutaj ten błysk?!
Odpowiedź jednak przyszła szybciej niż sądziłem. Kobieta roześmiała się cicho i ponownie piorun trafił niedaleko jej. Wytwarzała wpierw bardzo małe wyładowania elektryczne, jednak z każdym kolejnym uderzeniem, błyskawica była coraz większa, a huk głośniejszy. W pewnej chwili przez to, że była sucha trawa w miejscu, gdzie uderzył kolejny piorun, co spowodowało płomień. Dziewczyna zamarła i starała się nad nim zapanować. Marnie jej szło, ponieważ w mgnieniu oka płomienie się rozprzestrzeniły zmierzając zdecydowanie niebezpiecznie blisko w kierunku lasu, który otaczał małą polanę. Zeskoczyłem cicho z powozu i ruszyłem w jej stronę. Zdecydowanym ruchem nadgarstka jak i chwilą koncentracji stłumiłem ogień, który w mgnieniu oka zgasł.
Kobieta odwróciła się spłoszona i wbiła we mnie podejrzliwy wzrok.
- Ty nie jesteś od nas - zauważyła od razu.
Uniosłem kąciki ust rozpoznając Białą.
- A Ty źle się zabierasz do ognia.
- Zaraz ktoś może Cię zabić - ostrzegła.
- A Ty możesz poparzyć się ogniem. A było by szkoda, patrząc na to, jak delikatną i urokliwą masz skórę - zauważyłem.
Kobieta od razu zakryła ramiona jakąś płachtą i chciała się odsunąć. Mimo to powoli kroczyłem w jej stronę.
- Nie zbliżaj się - warknęła w końcu.
- Czemu? Jakbym chciał Ci coś zrobić nie uważasz, że zrobiłby to już dawno? - zainteresowałem się.
- Jak długo tu siedziałeś? - spytała spłoszona.
- Wystarczająco - zaśmiałem się i podszedłem do niej bliżej.
Gdy dzieliło nad mniej niż pół metra, wyciągnąłem do niej rękę. Chciała odskoczyć, ale w ostatniej chwili złapałem ją za nadgarstek. Chciała potraktować mnie tymi swoimi piorunami, ale powstrzymało ją moje spojrzenie.
- Przecież nic Ci nie zrobię - zapewniłem.- Jeśli nie będziesz tego chciała - dodałem po chwili z zadziornym uśmieszkiem.
Blondynka przewróciła oczyma, a ja stanąłem za nią. Położyłem wierzch jej dłoni we wnętrzu swojej, a podbródek oparłem na jej barku.
- Jeśli chcesz panować nad ogniem, musisz nim być. Rozwydrzony, samowolny, nie zależny, morderczy, bezlitosny ale i piękny, życiodajny i fascynujący. To właśnie główne cechy ognia.
- Zapomniałeś o tajemniczości - powiedziała szeptem.
Uniosłem kąciki ust i utworzyłem w drugiej dłoni mały płomień.
- Masz rację - przytaknąłem.
Biała już chciała musnąć palcami ogień, gdy nagle płomyk zniknął.
- Ale trzeba uważać, aby się nie poparzyć - powtórzyłem.
- Czemu taki jesteś?
- Taki, czyli jaki? – spytałem, nie rozumiejąc.
- Jesteś Czarnej Krwi, a jesteś... Inny – wymamrotała, odwracając się do mnie przodem
- Może po prostu nie poznałaś odpowiednich Czarnych - wyszeptałem jej do ucha.
Skrzywiłem się słysząc swoich towarzyszy, którzy wracają.
- Ja... - zaczęła drżącym głosem.
- Przyjedziesz do Korron - Thum? Świetnie, będę czekał - zapewniłem i nim zareagowała musnąłem ustami policzek kobiety.
Patrzyła na mnie oczarowana, a ja pobiegłem do chłopaków, aby rozpalić ognisko i upiec dziczyznę, którą upolowali. Może i mieliśmy zaledwie trzy godziny do naszej siedziby, jednak już niemal padaliśmy z głodu, a konie też w końcu musiały odpocząć. Gdy obejrzałem się za siebie, Tajemniczej Blondynki z Klanu Białych już nie było. Jednak uśmiechnąłem się na samo jej wspomnienie. Jej delikatnej skóry i urokliwej buźki. Skądś ją kojarzyłem - jednak nie miałem pojęcia skąd.
- Wiesz kogoś Ty obściskiwał? - wymamrotał w końcu jeden z moich towarzyszy.
Uniosłem zaciekawiony wzrok znad mięsa, które smażyło się nad ogniem.
- Bo ja wiem, jakąś Białą - przyznałem szczerze.
- Lucję.
- Tą od dowódcy? - zmarszczyłem brwi.
- Tak, geniuszu - fuknął, a sarkazm był wyczuwalny.
- Co ja mam poradzić, że się nie sprzeciwiała?
- Dobrze, że jej nie zaliczyłeś - wymamrotał drugi.
- Jeszcze - poprawiłem z zadziornym uśmieszkiem.
Wszyscy się roześmialiśmy i kontynuowaliśmy jedzenie. Przespaliśmy się i ruszyliśmy w dalszą podróż, a ja wciąż się zastanawiałem czy ta dziewczyna, faktycznie była córką jednego z dowódców rebeliantów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz