wtorek, 8 kwietnia 2014

Od Argony- Misja ,,Mgła nad pobojowiskiem" cz.2

Słońce zastało mnie już w drodze ku Tserren-Vii, przez rozległe pustkowia. Ubrana byłam w biały strój pustynny, jaki często ubierali Nomadowie prowadzący w tych okolicach handel. Podróżowałam pieszo, Biali nie chcieli dać mi konia. Nie chcieli ryzykować utraty jednego z cennych wierzchowców, jeśli bym okazała się zdrajcą. Cóż... mieli rację. Ich postawa była w pełni uzasadniona i godna pochwały, niemniej teraz nieco doskwierał brak "środku lokomocji", gdyż droga dłużyła się niemiłosiernie.
Zaczęłam cicho podśpiewywać stare ballady o krainie Czarnych, ale szybko zmieniłam temat na dość uniwersalny o wdziękach kobiet i marynarzach. Przyśpiewki mojego starego klanu byłyby tu trochę nie na miejscu, jakbym spotkała jakiś Białych.
Miałam słuszność, że tak uczyniłam. Gdy wieczorem słońce chyliło się ku zachodowi z bocznej odnogi wyłoniło się trzech mężczyzn w stroju maskującym. Jechali konno i rozglądali się bacznie. Podjechali do mnie z ułudnym uśmiechem.
- Przepraszam panią bardzo - zagaił jeden. - Czy mogłaby pani wskazać nam drogę do najbliższego miasta na zachód od Korron-Thum?
- Właśnie idę w tamtym kierunku, drodzy panowie - powiedziałam miły, cienkim głosikiem. - I z chęcią wskażę drogę zagubionym wędrowcom.
Mężczyźnie spojrzeli po sobie. Czyżby mogli mieć złe doświadczenia z niewinnymi kobietami? Raczej nie... a ich eskorta przyda się na wypadek, gdyby ktoś próbował mnie zaatakować. Nie są raczej Czarnymi, bo rozpoznaliby mnie od razu. Na pewno już rozwieszono za mną list gończy. Są więc Białymi, jednak zapewne nic jeszcze nie wiedzą o moim rozejmie... nie mogę więc im pokazywać mojego prawdziwego oblicza, bo z łatwością rozpoznają we mnie Czarnokrwistą i zabiją.
Po chwili ruszyliśmy w drogę. Wędrowcy nie mieli chyba zamiaru się zatrzymywać na noc. Może mieli jakiś ważny meldunek? Kto wie...
- A co panów sprowadza na szlak przez nasze równiny? - zaszczebiotałam słodko. - Niewielu przybyszy z innych regionów się tutaj widuje. Oczywiście z wyjątkiem Nomadów, ale to kupcy, a panowie wyglądacie na wojowników!
- No cóż... - zaczął jeden z nich. Nie uszło mojej uwadze, że przy tym niepewnie patrzy na towarzysza jadącego po jego prawej, zapewne dowódcy. - Jedziemy na pogrzeb naszego wuja w Tettrem'et.
"Dobra wymówka" w duchu przyznałam z uznaniem i zaczęłam zadawać kolejne pytania nie związane z niczym. Biali odpowiadali z początku niepewnie, potem zaś ze szczerą ochotą, dodając coś od siebie. Zaczęli opowiadać różne historie ze swojego życia, cały czas skrupulatnie kryjąc swoje pochodzenie.
Kilka godzin przed świtem ich dowódca zażądał postoju i położyliśmy się w niewielkiej piaskowej niszy, za masywnym głazem. Dwóch Białych szybko usnęło, ich równe oddechy rozbrzmiewały niemal jednocześnie. Za to starszy nie spał, choć starał się udawać, wciąż czuwał. Uśmiechnęłam się do siebie i wstałam. Cicho podeszłam do niego i szepnęłam mu na ucho:
- A wtedy dosiadając Edena przybędzie i rozgoni mrok... -Na te słowa dowódca drgnął i spojrzał na mnie czujnie. - Potrzebuję transportu do Tesseren-Vii, od tego zależy sprawa sprawnej łączności pomiędzy oddziałami. Jesteś w stanie mi pomóc?
Mężczyzna skinął głową.
-W Tettrem'et wskażę ci najszybszy statek...

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz