wtorek, 1 kwietnia 2014

Od Mishelle- Misja ,,Zaginiony władca" cz.4

Mężczyzna spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Czyżby chłoptaś Cię zdradził? - zainteresował się.
- Nikt mnie nie zdradził - ryknęłam i łapiąc za jakąś gałąź ruszyłam na niego.
Drewno zostało pokryte lodem, a ja wbiłam niemal morderczy wzrok w Amidara. Ledwo go poznałam, a już znienawidziłam. Skąd on niby mógł znać takie szczegóły, których ja musiałam się dowiadywać przez liczne morderstwa. Zacisnęłam zęby i rzuciłam się na niego. Zacisnęłam palce na lodowym trzonie gałęzi i już miałam go wbić w ciało mężczyzny, gdy ten odskoczył i cisnął we mnie kolejną błyskawicą. Krzyknęłam z bólu. Otaksowałam się szybko wzrokiem i z przerażeniem odkryłam, że moje całe lewe udo jest poparzone i lekko zwęglone. Mimo tego, że Forma chciała się cofnąć, walczyłam z nią z całych sił. Po dłuższej chwili spaloną skórę okrył lód. Odetchnęłam cicho czując kojące zimno. Patrząc nienawistnym wzrokiem na staruszka, który mimo licznych lat wcale tak staro nie wyglądał, wyprostowałam się.
- Taki idealny zabójca, a teraz? Wiesz, jednak miałaś zdecydowanie większy szacunek będąc tajemniczym mordercą Białych.
- Czyli jeśli jestem w szeregach Czarnych, jestem gorsza? - warknęłam.
- Nie. Odkrywając, że jesteś kobietą jesteś gorsza. Kobiety są słabe, kruche i bezwartościowe - oznajmił z kpiną.
Wbiłam w niego nienawistny wzrok.
- Pewnie każda panienka od Ciebie ucieka, co staruszku? Za dużo wieków na karku? - zakpiłam.
Wiedział, że gram na jego psychice, więc nie dał się zwariować i nie pogrążał się w mojej grze. Zamiast tego ponownie zaatakował. W ostatnim momencie odskoczyłam i kolejna błyskawica przeszyła drzewo, które się na nas przewaliło. Potknęłam się o jakąś cholerną gałąź i przewróciłam. Jednak nim wielki konar zdążył mnie zmiażdżyć podparłam go lodowymi słupami i przeturlałam na bok. Wstałam i zachwiałam się. Skrzywiłam się czując pieczenie poparzonego uda.
- Wiesz na czym polega moja umiejętność? - zaciekawił się staruszek.
- Na wkurzaniu wszystkich jakimiś głupimi błyskawicami? - syknęłam cicho.
Jednak mimo cichego tonu, moje pytanie rozniosło się wokół mnie tak, jakbym krzyknęła.
- Nie. Na tym, że wpajam truciznę poprzez dotyk wiązek... - zaczął.
- Tylko bez wywodów - zastrzegłam od razu. - Mnie to nie podnieca.
Mężczyzna parsknął śmiechem.
- Kiedyś byłaś zdecydowanie bardziej rozrywkowa. Ach, no tak. Zapomniałem, że to było gdy byłaś w naszych szeregach - wypomniał.
- Nigdy z wami nie byłam - fuknęłam wściekła.
- Och, nie przesadzaj. Małe tortury Cię zniechęciły?
- Małe? Dla Ciebie wbijanie noża gdzie popadnie jest małą torturą? - ryknęłam wściekła i zaatakowałam.
Zrobiłam klatkę z lodu, a po chwili w mojej dłoni pojawił się sztylet wykuty zamrożonej wody.
- Jesteście gorsi niż cokolwiek. Rozwydrzone, kapryśne bestie i w dodatku snoby - syknęłam.
- Kiedyś Ci to nie przeszkadzało - wyszeptał do mojego ucha, nagle pojawiając się za mną.
Chciałam odskoczyć, ale zacisnął palce na moich ramionach i cisnął mną na drzewo. Skrzywiłam się słysząc trzaśnięcie moich żeber.
- Co oni z Tobą zrobili Słonko? - zaśmiał się.
Jednak jego śmiech był zupełnie wyprany z jakichkolwiek emocji. Poczułam jak jego palce zaciskają się na moim karku, a swąd spalenizny drażnił moje nozdrza. Tym razem prawa łydka i prawe ramie. Skrzywiłam się, ponieważ przez tego mocny dotyk nie mogłam pokryć skóry lodem. Nim straciłam przytomność usłyszałam jęk staruszka, jakieś krzyki i jak Amidar odbiega. Przed oczyma zamajaczyła mi przerażona twarz Sama, który wziął mnie na ręce. Usłyszałam krzyk bólu, który należał do mnie. Moje ciało powróciło do normalnej formy, a Sam niósł mnie przez las. Kątem oka dostrzegłam swojego rywala. Wciąż oddychał, nie był połamany ani pokiereszowany. Resztkami sił cisnęłam w niego soplem lodu. Nim zamknęłam oczy zobaczyłam, jak lód przeszywa na wylot jego udo...

Koniec...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz