niedziela, 13 kwietnia 2014

Od Taemina- Misja ,,Krew na lodzie" cz.1

Szedłem do pokoju dowódcy, stąpając po podłodze tak cicho, że kiedy przechodziłem obok innych, dziwili się, bo nie usłyszeli kroków. Zatrzymałem się przy dużych, zdobionych drzwiach. Wszedłem bez pukania. Przywódca siedział za dużym stołem. Skłoniłem się szybko.
-Witaj, Osstis- powiedziałem sucho. Nie lubiłem zbytnio swojego przywódcy. Denerwował mnie jego sposób bycia, ale musiałem przyznać, że dobrze sobie radził na swoim stanowisku. Skinął głową.
-Witaj, Taemin.
-Czemu mnie wezwałeś?- zapytałem bez emocji na twarzy. Miało to ukryć moją złość za to, że zawsze był taki opanowany. Zawsze doprowadzało mnie to do irytacji.
-Niedaleko naszej bazy, która znajduje się na pustkowiach miasta Dogblock, dochodzi coraz częściej do morderstw młodych mężczyzn. Ostatnio zabili naszego. Przekroczyli więc granice. Musisz zakończyć sprawę...
-Pozbywając się wszystkich winnych...- dokończyłem, prawie się uśmiechając. Pierce odchrząknął.
-Naszym głównym podejrzanym jest Zug-ba Plugawy. Nie wiemy, czy działa sam. Jak się pewnie domyślasz, Dogblock jest w Itter-Paht- dokończył. Zamyśliłem się. Chciałem to skomentować, ale pomyślałem, że ponarzekam sobie później. Bez słowa wyszedłem. Idąc długimi korytarzami myślałem nad misją. Czy była niebezpieczna? Owszem. Ale nikt nigdy nie mówił, że będzie łatwo. Opuściłem budynek. Zapowiadała się długa droga. Najpierw pojadę do portu, potem statkiem do Itter-Paht, a na koniec do władz i do Dogblock.
*W Itter-Paht po kilku godzinach jazdy*
Jechałem na tarantowatym ogierze, którego dostałem po zejściu na brzeg. Sprawował się bardzo dobrze, bo jechał ze stałą prędkością, nie licząc małych przerw. Czas miał znaczenie, jeśli nie chciałem kolejnych trupów. W końcu dojechałem, do głównej Itter-Paht'skiej bazy. Przeszedłem przez bramę i wkroczyłem na spory, lekko zaśnieżony dziedziniec. Potem w środku, idąc długimi, wysokimi korytarzami, oceniałem sobie niektórych mijanych ludzi. Annie, moja prawie przyjaciółka, oprócz faktu, że przy pierwszym spotkaniu chciała mnie zabić. Izabelle, córka dowódcy, albo nie miała dzieciństwa, albo była nienormalna. Bo, powiedzmy sobie szczerze, ja w jej wieku byłem jeszcze małym bachorem, a ona ma dziesięć lat i zostaje skrytobójcą. Diana, moje pierwsze skojarzenie, kiedy ją zobaczyłem to "ruda dziewica". Arystea, prawdziwa piękność, ale nie moja liga. Erthoran, chyba jedyny facet, chociaż nie znam wszystkich. Woli rośliny od ludzi, ale zawsze czymś wzbudzał moje zainteresowanie jego osobą. Niestety, nie dowiedziałem się za wiele, bo nigdy o sobie nie mówi. Tak rozmyślając wszedłem do pokoju dowódcy. Ekscentryczny, białowłosy dowódca, widocznie na mnie czekał. Skłoniłem się krótko i sztywno.
-Witaj, już wiesz zapewne, po co cię przysyłają?- Było to raczej stwierdzenie.
-Tak, mam tylko jedno pytanie- powiedziałem. Nieznacznie skinął głową, pozwalając mi mówić dalej. Kolejny denerwujący przywódca. Bębnił hałaśliwie palcami o blat, a ja zebrałem się w sobie i powiedziałem:
-Czy nie łatwiej byłoby wysłać któregoś z waszych skrytobójców? Macie ich chyba najwięcej ze wszystkich?- stwierdziłem unosząc jedną brew. Po co ściągać kogoś aż z Rutten? Spojrzał na mnie znad uniesionych brwi. Uśmiechnął się kipiącą.
- Jak Ci się nie podoba, to możesz z powrotem zasuwać do Rutten. A jednak, przyjechałeś, więc po co te głupie pytania, co?- powiedział nadal się uśmiechając.
-R-rozumiem- rzuciłem, starając się opanować emocje. Tylko nie tutaj! Uspokoiłem się.
-Grzeczny chłopiec. - Uśmiechnął się.- Jutro Erthoran Cię zaprowadzi.
*Następnego dnia*
Stałem sam, na pustym rynku Dogbolck. Bardzo późne popołudnie. Całe miasto było stare i zapuszczone, a po tym, co zdarzyło się ostatnio, dziwiłem się co jeszcze trzyma tu ludzi. Wiał zimny wiatr. Miałem się rozejrzeć, ta? Zachichotałem pod nosem. Teoretycznie wystarczy w porę zareagować na atak, ale nigdy nie mogę mieć pewności czy nie będę kolejnym celem, bo w końcu, jestem mężczyzną. Koło mnie przebiegła jak cień młoda kobieta. Jej złote loki mignęły mi przed oczami. Odwróciłem się na pięcie.
-Czekaj!- powiedziałem głośno. Stanęła mechanicznie. Podszedłem do niej zdecydowanym krokiem. Spojrzałem na jej twarz. Miała duże zielone oczy i miękkie rysy twarzy. Rumiane policzki w połączeniu z pełnymi ustami, czyniły ją na prawdę śliczną.-Możemy porozmawiać?- poprosiłem łagodnie. Zmarszczyła brwi.
-Co ty, języka w gębie zapomniałaś?- zapytałem.
Otworzyła usta, próbując coś wydusić. Chciałem jej coś powiedzieć, ale nagle usłyszałem krzyk. Rozdzierał porażającą cisze tego miejsca. Rzuciłem się szybko w kierunku wrzasku, nie zauważając nagłego zniknięcia dziewczyny. Biegłem ciasnymi uliczkami najszybciej jak mogłem. Usłyszałem kolejny krzyk, a potem czyjś rechot. Dotarłem na miejsce dużo później niż bym chciał. W zaułku przy jakiś zniszczonych belkach, leżał na brudnej kostce młody mężczyzna. Jego krótkie, rude loki spadały na piegowatą twarz. Nawet leżąc wydawał się bardzo wysoki. Spoglądał na swojego oprawce, swoimi szarymi oczyma z przerażeniem. Dyszał i wyglądał tak, jakby miał zemdleć. Z jego obu nóg, obficie sączyła się krew. Były albo prawie odłączone od reszty ciała, albo na prawdę mocno pokiereszowane. Nad nim stał średniego wzrostu, umięśniony facet z tygodniowym zarostem. Wyglądał na około 40 lat. Był odziany w jakieś stare łachy, a w ręku trzymał toporny sztylet, z którego co chwile spływała czerwona kropla. Na jego twarzy malował się obłęd. Uśmiechnął się paskudnie, wyszczerzając pożółkłe zęby. Podniósł rękę, aby zadać kolejny cios, a młody mężczyzna próbował się osłonić ręką. Kiedy już miał atakować, błyskawicznie podbiegłem i zablokowałem jego sztylet swoim. Zaskoczony odskoczył. Rudy chłopak podniósł się lekko i próbował coś wyjąkać, ale po krótkiej chwili opadł z powrotem na belki. Wiedziałem, co muszę zrobić...

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz