poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Od Argony - "Czarna, czyli tam i z powrotem..."

Spojrzałam na słońce wiszące wysoko na nieboskłonie.
- No cóż, liczyłam na jakiś porządny posiłek i chwilę wypoczynku, ale skoro wszyscy mają się na mnie wściekać to spadam. - Odwróciłam się na pięcie i machając uniesioną w górę ręką pozostawiłam wcale nie mniej osłupiałą Tonilę na uliczce. Czekało mnie kilka długich dni wędrówki...

[…] Marsz przez cały kontynent nie był mi tak niemiły, jak mogłoby się wydawać. Szłam szybkim, równym tempem jak przystało na wyszkolonego żołnierza, ale nikt nie kazał mi przyśpieszać, zwalniać, przerywać odpoczynku... Słowem raj na ziemi! Jak dotąd nie niepokoili mnie żadni bandyci, czy dzikie zwierzęta, jednak cały czas byłam gotowa na odparcie niespodziewanego ataku.
Z głową uniesioną do góry pokonałam całą Re'Vermesh Pluvię w tydzień. Przebycie gór oddzielających mnie od Korron-Thum zajęło mi trochę dłużej, przy czym miałam nieprzyjemne spotkanie z samotnym Daganem. Byłam już nieźle głodna i osłabiona, a ślepe zwierzę wylazło z nory kilka godzin po zmierzchu, gdy odpoczywałam na półce skalnej. W ostatniej chwili usłyszałam za sobą szelest przesuwanego kamienia i błyskawicznie poderwałam się na nogi, tylko po to by ujrzeć szarżującego na mnie szarego stwora. Odskoczyłam w bok, ale niestety potwór otarł się o mnie bokiem przewracając ma ziemię. Od turlałam się kawałek i dobyłam ukrytego w bucie sztyletu. Srebrne ostrze zalśniło w blasku księżyca tylko na chwilę, bo zaraz potem śmignęło w kierunku napastnika. Stwór musiał to usłyszeć, bo zdołał umknąć przed ostrzem wskakując na sąsiedni głaz. Odbił się od niego i poszybował ku mnie. To był błąd dla niego, a dla mnie niewyobrażalny traf. Wyciągnęłam przed siebie nóż i gdy Dagan upadł na mnie całym ciężarem wbiłam mu go w brzuch, aż po rękojeść. Oboje legliśmy na ziemi, kreatura nadal lekko drżała, ale były to tylko pośmiertne skurcze. Olbrzymim wysiłkiem woli odrzuciłam martwe ciało na bok. Spojrzałam z uśmiechem na zwierzę. Dzisiaj no kolacjo-śniadanie świeży, żylasty potwór!

[...] Dalsza wędrówka przebiegła bez żadnych przygód i już po 3 dniach weszłam do tajnej bazy Kojotów w Korron-Thum. No cóż... nie mogę powiedzieć, że zostałam przywitana z wielką radością. Biali cały czas byli bardzo nieufni wobec mnie (i słusznie, jak już wcześniej wspomniałam). Strażnicy wskazali mi drogę do gabinetu Akaymona. Podeszłam do drzwi i zapukałam w nie trzy razy. Ze środka dobiegło ciche "proszę" i otworzyłam drzwi. Przez chwilę widziałam pogodny uśmiech na twarzy pochylonego nad jakimiś papierami dowódcy, ale gdy podniósł wzrok i ujrzał mnie radość spełzła z jego twarzy zastąpiona przez powagę.
- A więc wróciłaś... - stwierdził bez szczególnego entuzjazmu.
- A więc jesteś na mnie skazany - odparłam również spokojnie patrząc mu w oczy.
- Nie do końca... - przerzucił kilka papierów. - Gotowa do zdania raportu z misji?
- Tak. - Skinęłam głową i opowiedziałam pokrótce o odszukaniu oraz zlikwidowaniu celów.
Nie było dużo do roboty, nie spotkały mnie żadne niespodziewanie komplikacje, Akaymon wszystko spisał i wrzucił do teczki z innymi raportami z misji.
- Rozumiem – mruknął. - Wczoraj przybyły rozkazy dotyczące ciebie...
Z napięciem spojrzałam na dowódcę. Położyłam dłoń na łańcuszku z krzyżykiem, moją jedyną broń dostępną w tym momencie. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
- Jakie? - zapytałam
- Zostaniesz przydzielona do Oddziału Białych Mar z Hornvill. - Spojrzał na mnie nieco mniej chłodno. - Jutro rano udasz się do Revium Quelh. Przed wyruszeniem otrzymasz konia i prowiant oraz list polecający do dowódcy oddziału - Eric'a. Możesz odejść.
Skłoniłam się lekko i już naciskałam klamkę, gdy głos Akaymona zatrzymał mnie.
- Argono…
- Tak? - Odwróciłam głowę w jego stronę
- Pamiętaj, że jeśli zechcesz nas zdradzisz odnajdę cię. - Gdy to mówił jego twarz była poważna, ale zaraz potem uśmiechnął się. - I dobra robota.
Skinęłam głową i wyszłam na korytarz. Skierowałam się do mojej "celi", gdzie w ciszy spędziłam noc. To takie proste. Zostałam przyjęta przez Białych, zaczynają mi ufać... Wkrótce stanę się jednym z nich i co wtedy? Zawsze będę wśród nich samotna. Czarna wśród Białych. Jeżeli wygrają tę wojnę mogę pozostać jedyną Czarną. A jeśli przegrają, zostanę uznana za zdrajcę i stracona w okrutny sposób... Chociaż... ja już jestem zdrajcą i dla jednych i dla drugich. Czas pokaże, czy słusznie...

[...] Od stajennego Kojotów z Veaphrus otrzymałam chyba ostatniego karego ogiera ze stajni imieniem Mordor oraz całkiem porządny sprzęt. Nie mówiąc nic wyruszyłam jeszcze przed wschodem słońca i jechałam kłusem przez pustynny trakt. Mijani ludzie spoglądali na mnie, ale w białym stroju nomada nie wyglądałam bardzo niezwykle. Wkrótce mijanych ludzi było coraz mniej, a wreszcie przestałam spotykać żadnych. Około godziny po wyruszeniu zsiadłam z konia i biegłam przy siodle kolejne półgodziny, by dać nieco odpocząć ogierowi. Potem znów wsiadłam na jego grzbiet.
Tak jechałam, aż następnego wieczoru dotarliśmy do gór. Znalazłam jakąś niewielką i płytką grotę, gdzie spędziliśmy noc. Potem skoro świt powtórzyliśmy nasz mały maraton.
Góry pokonaliśmy tym razem w tydzień, a przestrzeń dzielącą nas od Revium w cztery. Jednak najgorszy etap wędrówki został jeszcze przed nami. Musiałam odnaleźć bazę Mar, a to nie mogło być takie proste, skoro Czarni jeszcze jej nie wykryli. Podróżowanie z koniem przez miasto nie jest wcale wygodne, ale jakoś sobie poradziliśmy. Z tego co wiedziałam ktoś miał na mnie czekać niedaleko karczmy "pod Czarnym Psem". Zabawne, że ludzi Mercera jeszcze jaj nie zlikwidowali. To było ewidentne wyzwisko dla nich, ale cóż... jak widać karczma stała i miała się dobrze.
Stanęłam pod szyldem trzymając uzdę konia. Mój przewodnik miał mieć przy sobie czerwone pióro, ja zaś miałam zaczepić przy jukach białą chusteczkę.
Niespodziewanie ktoś do mnie podszedł. Jakaś kobieta z czerwonym piórkiem we włosach...

<Jakaś kobieta?>

2 komentarze:

  1. Czy mogę sobie zaklepać tutaj rolę dla Epi, czy już ktoś się zdecydodwał kontynuować twoje opowiadanie? C:

    OdpowiedzUsuń