niedziela, 6 kwietnia 2014

Od Argony- ,,Przysięga"

Znów obudziłam się w celi. Zimnej i cuchnącej zgniłą wodą oraz nieczystościami. Ile jeszcze razy tak będzie? Nawet nie chciałam o tym myśleć... Zaraz usłyszę brzęk zamka i do celi wejdzie Brann, by znów zabrać mnie na przesłuchanie... A może kolejną misję? Westchnęłam. O ile łatwiej byłoby odgryźć sobie język i pozwolić, by ta demoniczna Forma zniszczyła wszystko... Cały świat, wszechświat! Nie... dzisiaj nie było mi do śmiechu. Coś mnie strasznie przygnębiało. Przegrana? Utrata honoru? Nie... brak panowania nad sobą. Przecież nie chciałam robić im krzywdy... A mogłam po prostu zabić ich wszystkich, bez względu na stronę. Może wtedy byłabym wolna? Może udałoby mi się uciec gdzieś daleko. Kolejne nie. Mercer zbyt mnie pragnie. Więc może ta cela nie jest więzieniem tylko azylem? Tu jestem bezpieczna, w mroku, ciszy.
Szczęk zamka. Zamykam oczy i głośno wypuszczam powietrze.
- Miło cię znów widzieć Brann - mówię spokojnie bez kpiny w głosie. - Co tym razem? Na przesłuchanie czy misję?
Nie słyszę odpowiedzi. Podnoszę się do pozycji siedzącej i ze zdziwieniem widzę jakiegoś innego, znacznie młodszego mężczyznę. Przez moją twarz przebiega skurcz gniewu. Co ten gówniarz tu robi?
- Gdzie Brann? - rzucam gniewnie do młodego strażnika, który nie mniej gniewnie podchodzi do mnie i kopniakiem zrzuca z pryczy.
- Ruszaj się suk* - warczy. - Nie mam czasu na twoje gierki, szef czeka.
Czuję stal sztyletu na szyi i powoli wstaje. Młodzik krępuje mi ręce, przy czym jego dłonie drżą. Boi się. To pewnie jego pierwsze spotkanie z Czarną.
Popchnął mnie w stronę drzwi i dalej prowadził korytarzami do tego debila zza biurka. Weszliśmy do tej samej komnaty, co ostatnio. Tym razem czekało mnie zaskoczenie. Oprócz szefa był tam Brann i kilku innych Białych, w tym również skrępowany, Hefis.
- Mam kłopoty? - zwróciłam się bezpośrednio do starego znajomego, zupełnie ignorując resztę i sztylet wbijający się w kark. - Ten młodzik z tyłu nie był zbytnio uprzejmy.
Kątem oka dostrzegłam, że Hefisowi brak jednego oka. Przypadek? Nie sądzę. Brann milczał, za to odezwał się dowódca:
- Podczas "przesłuchania" Hefis zeznał, że nie chciałaś iść ze swoimi, dlaczego? - Jego mimo wszystko ciepłe oczy wpatrywały się we mnie przenikliwie.
- To nic specjalnego. - Wzruszyłam ramionami.- Dla mnie to obojętne, czy jestem tutaj w więzieniu, czy tam. Zresztą nie chciałam się rozstawać z moją kataną.
Cichy szept przebiegł po zgromadzonych. Ciekawe co o mnie teraz myśleli? Że jestem debilką? Wariatką? Sprzedajną dziwką? A zresztą, czy to ważne? W sumie nie... Oni przecież tylko zadecydują o moim życiu i śmierci.
- Co do katany - zaczęłam niezrażona, obojętnym tonem.- Chciałabym ją odzyskać. W zamian mogę zrobić wszystko czego ode mnie zażądacie.
Szef wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Brann'em. Chyba coś ustalili. Być może poruszyła ich moja pomoc w pojmaniu Hefisa? A może są debilami?
- Jeżeli ten miecz jest dla ciebie tak cenny to od dzisiaj będziesz pracować dla nas – oznajmił mężczyzna poważnie. - Przysięgnij nam teraz wierność, a my w zamian oddamy ci miecz...
"...i przydzielimy nadzór" to chciał powiedzieć. Zdaje się, że wydawało mu się, że mogę być w jakiś sposób przydatna dla Klanu. To całkiem możliwe... Osunęłam się na jedno kolano i pochyliłam głowę.
- Przysięgam na mój miecz wierność Klanowi Białych i posłuszeństwo ich dowódcom.- Ja również mówiłam poważnie i szczerze...
Poczułam jak sznur puszcza. Byłam wolna. Wstałam i uśmiechnęłam się.
- W takim razie którędy do wychodka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz