poniedziałek, 10 marca 2014

Od Kim c.d. Godreth'a

Nie wiedziałam jakie ma zamiary, ale wyczuwałam to że jest Czarnym.
Po wyjściu z karczmy ruszyłam boczną alejką w głąb miasta. Nie czułam zagrożenia ze strony nowo poznanego mężczyzny, ani on nie czuł zagrożenia z mojej strony. Szliśmy w milczeniu kilkanaście metrów. Kiedy zauważyliśmy grupę młodych ludzi. Było ich około dziewięciu i byli modsi ode mnie o co najmniej dwa lata. Najwyższy z nich był to blondyn, wyglądał najstarzej. Ruszyli śmiało w naszym kierunku. Starali się wyglądać groźnie, rozbawiło mnie to.
Kiedy byli zaledwie pięć metrów od nas ich "przywódca blondyn" wyciągnął nóż. Tak jak zrobiła to później cała reszta. Chłopak rzucił się na mnie i chciał przystawić mi ostrze do gardła, lecz popełnił najgorszy błąd tamtego wieczoru. Wywinęłam się spod jego ręki i jednym ruchem wywróciłam dzieciaka na ziemię. Drugą wyciągnęłam swoje ostrze i przystawiłam do karku.
Drugi odważny zaatakował Godreth'a. Lecz ten nie był gorszy, też sprowadził gówniarza do parteru.
-Czego chcesz szczylu? -wycedziłam przez zęby.
-Co Ty jakiś mutant?! Masz więcej siły niż ja!!! - krzyknął .
-Co z nimi robimy ? -Spojrzałam za siebie gdzie powinna stać reszta bandy, która jak się okazało uciekła ze strachu.- Godreth ? - lekki uśmiech w stronę mężczyzny. Musiałam wtedy wyglądać dziwnie. Klęcząca na plecach niedoszłego bandyty. Prawą rękę przytrzymując chłopaka, a lewą trzymając swój ulubiony nóż.
<Godreth? ... Opowiadanie strasznie chaotycznie ale lepszej weny brak.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz