niedziela, 9 marca 2014

Od Tonili c.d. Argony

Podróż do Korron-Thum była długa i męcząca. Widziałam ten kraj pierwszy raz w życiu i wcale mnie nie zachwycił. Klimat był suchy i gorący, wszechobecny pył wdzierał się do ust. Nie byłam zbyt szczęśliwa z faktu, że Eric wysłał mnie tu, by odebrać zestaw ziół, które występują tylko w tym państwie. Cholera! Mamy zdecydowanie za mało posłańców. Gdy wszyscy są na misjach, to wysyła tych, co nie mają nic do roboty. Tym razem padło na mnie.
Wreszcie dotarłam do Korron-Thum napotykając po drodze patrol Czarnych. Nie zwrócili na mnie szczególnej uwagi. Zmierzyli tylko wzrokiem i pojechali w swoją stronę. Mimo iż starałam się wtedy zachowywać kompletny spokój, to serce chciało wyskoczyć z piersi.

[…] Po kilku godzinach podróży długim gościńcem dotarłam wreszcie w okolice miasta Veaphrus. Była to niewielka, stara, zrujnowana mieścina na wzgórzu, otoczona ze wszystkich stron zabitą dechami wsią. Zgodnie z poleceniem skierowałam się do karczmy, która nosiła wdzięczne miano ,,Pijana Pustelnica”. Rosh’a zostawiłam w stajni i wsunęłam do środka. Był spory tłok, ale zajęłam jedno z miejsc przy stole. Wzrokiem szukałam mężczyzny zgodnego z opisem, jakiego udzielił mi Eric. Miał to być wysoki, smukły, młody mężczyzna o krótkich, rudych włosach w nieładzie i piegowatej twarzy. Wreszcie go ujrzałam.


Wychwycił w tłumie mój wzrok, lekko skinął głową i wyszedł. Ruszyłam za nim. Stał przed karczmą. Rzucając mi słowo przywitania ruszył przez wieś. Wszedł do jakiegoś domostwa. Wsunęłam do środka za nim. Wewnątrz siedziała jakaś kobieta i chłopiec w wieku może 13 lat. Nawet nie zwrócili na nas uwagi. Rudy podszedł do starego kredensu i przesunął go z wyraźną trudnością. Za nim była zwykła ściana. Pochylił się i wyjął dwie, krótkie deski w podłodze. Pod nimi była tylko ziemia. Mimo to wymacał pod grudami gliny uchwyt i pociągnął. Ukryta klapa odsłoniła przejście w dół. Zeskoczył, a ja za nim. Usłyszałam na górze krzątaninę, prawdopodobnie dwójka ludzi będących w domu zajęła się zakrywaniem przejścia. Ruszyliśmy ciemnym korytarzem, który podtrzymywany był na masywnych, drewnianych belach. Ogarnęło mnie dziwne przerażenie, gdy tędy szłam, jak gdyby miało mnie zaraz zasypać. Po chwili wkroczyliśmy do kamiennych korytarzy, które były systemem przejść prowadzących do podziemnych, starych lochów, ścieków i… ich bazy? Wyglądało to jakby od dawna nikt nie używał tych przejść. Wszędzie biegały szczury, a warstwy znajomego śluzu i szczątki zwierząt były oznaką bytowania tu jakichś potworów.
-Miej się na baczności. Czasami można tu spotkać jakieś zdesperowane zwierzęta…-szepnął.
Mimo to, po przejściu sporego odcinka drogi nic się nie wydarzyło. Zeszliśmy po schodach jeszcze głębiej. Dotarliśmy do długich, starych lochów.
-Dawno temu było tu więzienie dla najgorszych przestępców. Po tym, jak wybuchł tu pożar i spalił ich wszystkich żywcem nikt już tu nie przychodzi, bo ponoć tu straszy… Nigdy się jeszcze z niczym podobnym nie spotkałem, ale… kto wie?-Uśmiechnął się lekko.
Za starymi, zardzewiałymi kratami walały się jeszcze jakieś stare miski, pod osmolonymi, kamiennymi ścianami leżały stery kurzu i pyły, a wśród nich pociemniałe kości, które i tak były nieliczne. Przewodnik wszedł w zaułek między dwoma celami i podszedł do ściany. Widniał w nim średniej wielkości, półokrągły otwór, który był głównym spływem dla wszystkich nieczystości pochodzących od więźniów.
-Ładuj się-powiedział.
Spojrzałam na niego niezadowolona. A ja myślałam, że to u nas w Oddziale przejścia do baz są niewygodne.
-No przecież tam od dawna nic już nie ma…-mruknął.
Westchnęłam i przecisnęłam się przez otwór. Zeskoczyłam w dół. Długi, ciasny tunel prowadził prawdopodobnie poza miasto. Stanął za mną i popchnął lekko w prawo. Pchnął kamienną ścianę i wszedł wreszcie na teren Oddziału. Cholera, daleko mają do bazy. Całość wyglądała znacznie bardziej obskurnie niż u nas.
Wreszcie zaczął zachowywać się swobodnie. Spojrzał na mnie i przedstawił się.
-Lichun.-Uścisnął mi dłoń.
-Tonila-odparłam i uśmiechnęłam się lekko.
-Ostatnio doszło do starcia między grupą naszych, a Czarnymi. Wyrżnęli sporą część nas, ale z nich przeżyło dwóch. Wzięliśmy ich w niewolę, ale jeden zmarł. Przeżyła jakaś kobieta. Zobaczymy czy się obudziła i dostaniesz te zioła-powiedział.
Skinęłam głową i ruszyliśmy do jednego z korytarzy. Zeszliśmy po schodach i skierowaliśmy się do niedużego lochu. Lichun otworzył drzwi i wszedł do środka, a ja zaraz za nim. Drgnęłam widząc Czarną, która siedziała na pryczy.
-Obudziłaś się wreszcie. Boli głowa, suko?-zapytał rudy z nienawiścią. Chyba walczył ze sobą, by jej nie zabić.
Ani trochę nie było mi jej żal. Kobieta o czarnych włosach nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w Lichuna z nienawiścią.
-Dobrze, że jesteś tak bojowo nastawiona. Będzie z Tobą więcej zabawy podczas przesłuchania-mruknął.

<Argona?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz