sobota, 29 marca 2014

Od Kiley- ,,Początek"

Nie wiem jak to się stało... Wszystko działo się tak szybko... Nie mogłam nic zrobić, to wszystko wina czarnokrwistych. Straciłam ich wszystkich. Patrzyłam jak umierają w cierpieniach. Kazali mojej rodzinie zdradzić Białych... Nie zrobiliśmy tego. Skazali ich na tortury. Ja byłam za młoda... Uważali, że mogą mnie jeszcze przekonać do siebie, myśleli, że będę walczyć razem z nimi. Mylili się. Potem zabili... moją matkę, ojca, siostrę i brata. Zmuszali mnie siłą, bym się wyrzekła własnego życia. Udało mi się uciec. Pozostały mi tylko blizny i wspomnienia...

Teraz zaczynałam nowe życie, mam nową misję. Będę walczyć po stronie Białych, czekać aż przyjdzie ta, która będzie się zwać Białym Krukiem, obalimy Czarnych... i po nich zostaną jedynie legendy...
Wspięłam się na drzewo. Nie było wysokie, ale gwarantowało mi w miarę bezpieczną noc. Jednak nie mogłam zasnąć. Gapiłam się na bezchmurne niebo. Słońce zaszło. Księżyc już wspinał się po nieboskłonie z orszakiem gwiazd. Delikatny wiatr poruszał moimi włosami, tak jak pocałunek muskał mi policzek. Opuściłam wzrok i zasnęłam. Obudziłam się wisząc nogami w dół... znowu. Wygięłam się i złapałam dłońmi gałąź, po czym zrobiłam obrót i skoczyłam na ziemię.

Ktoś złapał mnie w tali i przyłożył nóż do gardła.
-Kim jesteś? - zapytał nieznajomy.
-Do szczęścia ci to nie potrzebne - odpowiedziałam.
-A może jednak powiesz? - Przycisnął ostrze i czułam jak strużka krwi spływa mi po szyi.
-To samo pytanie mogłabym zadać tobie - mruknęłam i nóż mocniej się wbił.
-Gadaj! - warknął.
-Jestem Duchem - powiedziałam.
-Bardzo śmieszne.- Zaśmiał się ironicznie, co mnie wkurzyło. - Nazwisko?
-Nie mam - mruknęłam.
-Hę?
- Jestem Biała, brak oddziału i nazwiska... jestem Duch - powiedziałam jak gdyby nic.
-To się świetnie składa. - Zabrał sztylet.
-Jak to?
-Skoro nie jesteś wrogiem to chodź.
Ruszyłam za nim. Po dłuższym czasie znaleźliśmy się w mieście, po wielokrotnym skręceniu w jakiejś uliczki dotarliśmy do jakiejś nory. Otworzył przejście. Szliśmy wilgotnym korytarzem, w końcu doszliśmy do jakiegoś suchego miejsca, gdzie się roiło od Białych. Każdy mi się uważnie przyglądał. Chłopak zapukał do drzwi znajdujących się gdzieś w głębi tego miejsca. Weszliśmy, a raczej ja, bo go już tam nie było.
-Kim ty jesteś?- zapytał inny mężczyzna siedzący z biurkiem.
-Jestem Duch - odpowiedziałam, gestem ręki kazał mi usiąść w fotelu naprzeciw niego, więc to zrobiłam.
Spojrzał na mnie.
-Kiley? - powiedział tak jakby nie wierzył własnym oczom.
-Oczywiście, że ja Eric - powiedziałam.
-Gdzie się włóczyłaś?- zapytał.
-Sama już nie wiem - mruknęłam.
-Dobrze cię znowu spotkać.
-Minął tylko rok. Tęskniłeś?
-Oczywiście, nadal pamiętam tę noc - powiedział. - A ty?
-Jak mogłabym zapomnieć jednej z najgorszych nocy mojego życia?
Zaśmiał się.
-Nie było, aż tak źle - przyznał.
-Masz rację, było okropnie.- Uśmiechnęłam się.
-Wyjęłaś mi to słowo z ust.
-Ale końcem końców było nawet nieźle.
-Podobało ci się?
-Przez całą noc mi się podobało - wyszczerzyłam ząbki.
-Więc może chcesz to powtórzyć? - Uniósł jedną brew do góry.
-Może następnym razem - powiedziałam. - Chcę dołączyć do Białych Mar.
-W takim razie witaj - powiedział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz