poniedziałek, 3 marca 2014

Od Filii c.d. Leali

Pomysł był dość dziwny, biorąc pod uwagę fakt, iż nikt z nas, nie miał zamiaru informować całego miasta, o tym kim jest. Co do sztyletu, to raczej powinna zrozumieć. Ciekawiło mnie, co ona zrobiłaby w mojej sytuacji? Ja przynajmniej nie widziałem innego wyjścia, a fakt, że po raz pierwszy znalazłem się w podobnym położeniu, tylko potwierdzał tę tezę. Ten sztylet musiał być cenny, choć na taki nie wyglądał, przynajmniej w moim wyobrażeniu, a na sztyletach się zupełnie nie znam. Musiałem postarać się wytworzyć więcej światła, gdyż zielona latarnia zaczęła przygasać. Ona natomiast zdała się pochłonięta całkowicie zajęciem jakim były uważne oględziny sztyletu i ku memu zupełnemu zdziwieniu tuleniem go. Coraz bardziej zaczęło mnie zastanawiać co w nim takiego niezwykłego. Zielona latarnia zgasła, więc musiałem na nowo napełnić ją kulą światła. Dopiero wtedy zobaczyłem, że po jej ręce zaczyna spływać krew. Widocznie przesadziłem z tym czarem, a może ona z tuleniem. W każdym bądź razie, mimo jej uprzedniego zachowania chciałem jej pomóc. Sama widocznie była zdziwiona takim obrotem spraw. Wyglądała na jakąś zapłakaną i jakoś nie chciało mnie się wierzyć, że to ta sama osoba, która przygwoździła mnie do ściany. Wtedy zdałem sobie sprawę z dość nieciekawego faktu. Zupełnie nie znałem zaklęć uzdrawiających. Miałem jednak coś, co mogło w tym pomóc. Na ramieniu wciąż zwisała mi torba. Jak zwykle napakowałem do niej różnorakich różności, które zupełnie nie były mi potrzebne, a jednak było też coś, bez czego nigdzie bym nie pojechał. Wyciągnąłem z niej starą, oprawioną starannie w skórę księgę, z której co prawda wypadały pożółkłe kartki, ale grunt to to, by dało się odczytać runy. Tak, więc rozłożyłem księgę na ziemi, za co zapewne musiałbym wysłuchać długiego kazania, gdybym był w domu, lecz teraz sytuacja tego wymagała. Zacząłem przeglądać, wiec stare zapiski, w celu odnalezienia tego o tamowaniu krwi. I tutaj pojawił się kolejny problem. Jak zwykle nie miałem pojęcia gdzie tego szukać. Czasem aż prosiłoby się jakoś poukładać te zaklęcia. Starożytni magowie nie mieli chyba jednak na to ochoty. Skończyło się wiec to na tym, że zaklęcia o przemianie własnego ciała, czyli z poziomu dziewiątego co najmniej, leżały obok natychmiastowej śmierci, jakiś dwudziesty jeśli nie wyżej, a te zaś obok rozniecania ognia na dłoni, jakiś trzeci. Swego czasu miałem ochotę wyrwać te wszystkie kartki i poukładać, ale nie wiedzieć czemu powstrzymałem się i tego nie zrobiłem. Tym sposobem pozostały one na swoich miejscach, a przynajmniej te, które nie wypadły. Marne były, bowiem szanse na włożenie je w odpowiednie miejsce, biorąc pod uwagę fakt, iż starożytni magowie nie mieli zamiaru numerować stron. Skończyło się to, więc na tym, iż teraz szukanie czegokolwiek w księdze, jest większym wyzwaniem, niż nauka zaklęć. Z tego co słyszałem, ktoś próbował wymyślić jak sobie z tym poradzić, zaginął, jednak w niewytłumaczonych okolicznościach. Niektórzy żartują, iż sam zagubił się w księdze i siedzi tam do dzisiaj, inni natomiast, że z tego powodu oszalał i zbiegł do lasu. Najciekawszy był fakt, że kiedy zacząłem szukać od tyłu księgi, znalazłem zaklęcie na drugiej stronie. Trudno winić kogokolwiek o ich przeoczenie, były bowiem zapisane drobnym maczkiem pod wielkim liściem Eltendury. Najgorsza jednak była długość zaklęcia.
Podszedłem do dziewczyny i postarałem się, by nie uznała mnie za wroga, czy kogoś tego typu, wolałbym uniknąć z nią walki. Ona, jednak skupiona była na nieudolnych próbach zatamowania rany. Trzeba było użyć innego zaklęcia, ale dlaczego ja zawsze muszę
-Mogę ci pomóc –powiedziałem, gwałtownie odwróciła głowę w moją stronę. Odsunęła rękę. Chyba chwilowa słabość, w postaci płaczu, przeszła. Jakoś nie miałem ochoty z nią wtedy zadzierać. Szczerze mówiąc to zaczynałem się zastanawiać, czy nie powinienem się bać i myśleć o tym, jak mógłbym uniknąć jakiś nieprzyjemnych zdarzeń, aczkolwiek nic nie przychodziło mi do głowy. Zupełnie nie miałem pomysłu, jak z nią rozmawiać. Była na mnie co najmniej wściekła, a przynajmniej ja miałem takie wrażenie. Kiedy, jednak bliżej się jej przyjrzałem, mogłem stwierdzić, że kłębiły się w niej różne uczucia. Oczekiwałem, wiec na jej odpowiedź i zacząłem się zastanawiać co dalej będzie z tym dosyć nieprzyjemnym początkiem spotkania.
<Leala?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz