niedziela, 2 marca 2014

Od Epicei c.d. Tonili- Misja ,,Próba wrobienia"

Weszliśmy do jakiegoś słabo oświetlonego pomieszczenia, na środku którego siedziała Świszcząca. Była to kobieta przeciętnej urody, o smukłej sylwetce, długich nogach, piegowatej buzi z plamami odbarwionymi od słońca. Jej głowie wieńczyły suche, złote włosy, których niektóre pasemka uformowane były w warkoczyki. Kiedy uśmiechnęła się lekko na nasz widok dostrzegłam konkretną szparę między jej górnymi jedynkami.


-Świszcząca... - odezwał się Elegia. - Teraz odpowiesz na parę pytań. Wiesz, to poważna sprawa. Rzadko zdarza się, by ktoś obwiniał jednego z nas o konszachty z Czarnymi... - Blondynka skinęła posłusznie głową. - Epicea?
Zamrugałam na moment tracąc koncentrację. W sumie, to musiałam przypomnieć sobie, że mam coś tutaj do roboty. Spojrzałam w oczy koleżance Tonili i po dłuższej chwili przyglądania się zajęłam miejsce naprzeciwko niej. Zastanawiało mnie, czy Lastinn miał racje. Zawsze kazał mi uważać na słowa i myśleć o konsekwencjach tego, co może wypaść z moich ust. Zakazał także ponosić się emocjom, czy pierwszemu wrażeniu. Mój nauczyciel często uważa, że przesłuchanie to wojna, w której zagrania nieczyste są wskazane. Oczywiście, o ile nie przekroczy się pewnej granicy. Czyli muszę grać tak, by uważać na dobro Tępego i Łuszczyka...?
Westchnęłam, jakbym się rozmyśliła z tego, jaką taktykę obrałam.
-Zaczniemy od prostego pytania... - odezwałam się. -  Co robiłaś w dzień zniknięcia Pchły i Ośki w pobliżu centrum miasta?
Dziewczyna od razu odparła, że miała pewną sprawę do załatwienia, więc po drodze ją zaczepili.  Czyli jednak... Kłamie. Według zeznań Zack'a dziewczyna spotkała się z ofiarami za miastem, w pobliżu jaskini, o której wcześniej wspominali.
Czułam na plecach wzrok Erica, i to mi przeszkadzało trochę. W końcu to dowódca, ocenia teraz czego się nauczyłam przez te parę tygodni. Wypędziłam z głowy obawę przed złą opinią faceta i na powrót skupiłam się na przesłuchaniu.
-O czym rozmawialiście? - Kolejne pytanie.
-O pogodzie, o gnieździe utopców w pobliżu Mariverry... - Wzruszyła ramionami. Lekki, przyjazny uśmiech nie znikał z jej twarzy. Szczerze, to nie wiem, czy stara się mnie zmylić, zirytować, zakumplować się ze mną? Jakby nie patrzeć, została oskarżona o zdradę, a tutaj... Płaci się za to najwyższą cenę. Nie kupuje ludzi, którzy przy takim obrocie spraw potrafią się pogodnie uśmiechać.
-Spotkaliście się jeszcze tego dnia ponownie może? - zagadnęłam ponownie.
- Nie- odparła szybko Garwena, opierając głowę o rękę. Wyszczerzyła pożółkłe zęby. Gdy mówiła, wydawała praktycznie zawsze charakterystyczny świst. Trochę jak świstak. Jej pseudonim nie był przypadkowy. Eric stał oparty o ścianę wsłuchując się w głos kobiety.
- I nie mówili ci gdzie się wybierają, tak?
- Wspominali coś o wycieczce do ulubionej karczmy za miastem, nic więcej. – Złotowłosa wzruszyła ramionami ze spokojną miną.
- A potrafiłabyś mi wskazać godzinę, o której się spotkaliście? - Niemal proszącym tonem zwróciłam się do niej. Na moment osłupiała zastanawiając się. Czyżby rozważała kłamstwo, czy uzna, że jest bezpieczna i chociaż tutaj będzie szczera?
-Jakoś o szesnastej... -Uśmiechnęła się lekko. Ciągle patrzyła kątem oka na Erica, owijając kosmyk włosów wokół palca. Perfidnie miała na niego chrapkę. Oj biedny... Kiwnęłam jej głową i wstałam nie zdradzając nic na twarzy. Obróciłam się w stronę "szefa".
- Skończyłam.
Eric skinął głową i otwarł drzwi wypuszczając przodem mnie i Tonilę. Świszcząca nie miała jako takiej straży, ale pojedynczy członkowie oddziału mieli rozkaz od Elegii, by mieć na nią oko. Osobiście uważałam, że powinna siedzieć w pokoju do zakończenia sprawy i nie wychodzić na miasto. Ostrożności nigdy za wiele, ale przynajmniej mam nadziej, że nie naraziłam jakoś tyłka Zack'a i Łuski.
-Zbierajcie się. Weźcie potrzebne rzeczy. Za dwadzieścia minut chce was widzieć pod wschodnią bramą. No już! Ruszać się – zarządził Eric szorstko. Podeszłam do niego.
- Wiesz, że kłamała? - zapytałam.
- Tak, wiem- odparł. – Prawie wszystko było w notatkach. - Dodał z lekkim uśmiechem. - A teraz ruchy, nie ma na co czekać!
Skinęłam głową i przyczepiłam się jak rzep do ramienia Tonili. Nie ukrywałam niechęci, co do wypełniania rozkazu Elegii. W ogóle nie chciałam opuszczać podziemi. Nie miałam jednak specjalnego wyboru.
Zabrałyśmy się do naszego pokoju, aby przygotować parę rzeczy i zmienić ubiór. Dostrzegłam z rosnącym niepokojem, jak Pryzma pakuje za pasek kilka sztyletów. O choroba…

<Tonila?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz