poniedziałek, 17 marca 2014

Od Argony- ,,Senne mary"

Słyszałam jak drzwi celi zamykają się i dziewczyna wychodzi z lochów.
- Do widzenia... - odpowiedziałam, choć nikt już nie mógł mnie usłyszeć.
Byłam sama w ciemnej celi. W bazie Białych. Wśród wrogów... mimo to czułam się bezpiecznie w moim małym światku. Czułam się bezpiecznie. Bezpieczniej niż w jednym z zamków Czarnych. Tam ściany miały oczy, a kolumny uszy. Skuliłam się wygodnie na drewnianej pryczy. Twarda deska przypominała mi moje dzieciństwo... Zapadłam w spokojny sen.
"Drzwi otwierają się i do środka wchodzi około 30-letni mężczyzna o bladej twarzy i czarnych włosach. Podnoszę się do pozycji siedzącej i patrzę na niego z przestrachem. Stoi na środku celi i patrzy na mnie zimnym wzrokiem. Kulę się lekko pod tym spojrzeniem. Jest straszny.
- Jak ci na imię? - jego słowa są jak zimne ostrze przecinające powietrze.
- Argona Ryuketsu... P-p-panie... - odpowiadam przestraszona, nieco się jąkając.
Mężczyzna podchodzi do mnie i chwyta za podbródek. Spogląda w moje oczy. Moje CZERWONE oczy. Marszczy brwi.
- Jak powstało takie diabelstwo jak ty - mruczy do siebie.
Czuję zimne macki wdzierające się przez moje oczy do duszy. Jego świadomość w mojej. Nie mogę się nawet bronić...
Niespodziewanie wpływ słabnie... Mężczyzna cofa się z zdziwieniem, na pograniczu lęku. Ta reakcja bardzo mnie dziwi. Z zaciekawieniem pochylam główkę na bok. Na twarz mężczyzny znów powracają pozory obojętności. Podchodzi do mnie i siada na sąsiedniej pryczy.
- No dobrze, zacznijmy od początku... - mówi już łagodniejszym tonem. - Nazywam się Mercer Runthar. Pomogę ci. To co wydarzyło się w twojej wiosce już się nie powtórzy.
- Tak, panie - mówię przestając się trząść.
- Ale musisz przysiąc mi posłuszeństwo - jego głos staje się trochę bardziej surowy.
- Tak, panie - przytakuje z małym entuzjazmem. - Będę ci posłuszna!
Przez chwilę milczy myśląc nad czymś. Po czym... uśmiecha się! Bardzo słabo, ledwie zauważalnie, ale jednak!
- Wkrótce wrócę, by nauczyć cię kontroli..."
Sceneria się zmieniła.
"Jestem na małej polance w lesie. Mercer  jest ze mną sam. Coś mi tłumaczy, ale nie rozumiem słów. Staram się robić co karze, próbuję przybrać formę cienia, ale nie potrafię. W oczach mężczyzny widzę złość i rozczarowanie. Staram się bardziej, ale to nie pomaga. Jego zimne oczy, zimne zielone oczy śledzą każdy mój ruch. Karcą mnie. Mobilizuję wszystkie swoje siły. Moje ciało się rozmywa. Tylko na moment, sekundę może dwie... ale to wystarczyło. Teraz zielone oczy wyrażają pochwałę, choć usta mówią tylko <Ćwicz dalej...>"
Znów przeskok. Kolejne miejsce:
"Stara kaplica. Jestem sama. Podchodzę do czystego ołtarza, na którym leży biały obrus. Przez kolorowe witraże do środka wpadają jasne promienie słoneczne. To miejsce jest takie piękne! Tanecznym krokiem zaczynam krążyć pomiędzy ławkami. Słyszę zgrzyt otwieranych drzwi. Staje w nich Mercer. Jego oczy się uśmiechają, choć wyraz twarzy pozostaje niewzruszony. Staję i z uśmiechem krzyczę.
- To miejsce jest takie piękne, panie!
Mężczyzna idzie w moim kierunku. Jest coraz bliżej... I coraz mniej przypomina mojego pana. Zmienia się, rozpływa w cień. Jego zimne, zielone oczy zmieniają się w złote płomienie..."
Znów byłam w celi. Zamek zgrzytnął i do środka wszedł jakiś mężczyzna.
- Mercer, to było straszne. - Skuliłam się nie patrząc na przybysza. - Znów mi się śniło, że jesteś potworem, że jesteś cieniem... To było okropne...
- Mercer jest potworem - warknęła postać w wejściu.
Dopiero teraz dostrzegłam, że nie jest to Przywódca Czarnych. Drgnęłam i usiadłam prosto z kpiną na twarzy. Znów ubrałam moją maskę...
- Zabierasz mnie na przesłuchanie?

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz