poniedziałek, 24 marca 2014

Od Tonili- ,,Spotkanie oko w oko"

Był chłodny, nieprzyjemny, późny wieczór, gdy wreszcie dotarłyśmy z Epiceą do pierwszego Tserren-Viijskiego miasta na granicy. Deszcz lał jak z cebra, grzmiało, a ja umierałam z głodu. Eric po raz pierwszy wysłał mnie i Epi na misję, która swój cel miała tak daleko od Revium. Zeskoczyłam z Rosh’a i podeszłam do niedużych drzwi w drewnianej palisadzie. Otwarł mi jakiś stary odźwierny.
-Czego tu?-warknął.
-My chcemy tylko do jakiejś karczmy. Odpocząć po podróży!-Przekrzyczałam burzę.
-Ilu was?-odkrzyknął, wbijając we mnie spojrzenie.
-Dwie!
-Właźcie. Stajnie macie tu na prawo, karczmę trochę dalej- poinformował i otwarł niedużą bramę.
Wpuścił nas obie. Odprowadziłyśmy konie do stajni płacąc niewielką sumę.
-Gdzie ta karczma?-zapytałam, trzęsąc się z zimna, bo byłam przemoczona do suchej nitki.
- Troszkę da… Psik! Dalej... – Epi kichnęła poprawiając i tak już przemoknięty kaptur czarnego płaszcza.
Cholerne burze Tserren-Vijskie, jakbym już nie była zmarzluchem. Spojrzałam na Epiceę, której wargi były sine, jakby zanurzyli ją w wodach lodowatego Północnego Oceanu.
W końcu zobaczyłam kiwający się na drewnianym drążku napis ,,U ślepego Dagana".
- Zachęcające... - Stwierdziłam z ironia i wstąpiłam do środka. Zaraz za mną podreptała Rajca.
Wlazłam zadowolona do ciepłego, choć dość dziwnie pachnącego pomieszczenia. Oberża nie cuchnęła potem, piwem i moczem jak w większości tego typu miejsc. Dało się czuć zapach starego drewna, tytoniu i wilgoci. Nie było zbyt tłoczno. Powiedziałabym, że wręcz... nienaturalnie pusto jak na karczmę. Przy starych, okrągłych stołach siedziały pojedyncze, podejrzane jednostki. Karczmarz stał za blatem i maniakalnie szorował go szczotą ryżową. Usiadłyśmy przy pierwszym lepszym stoliku; drugim od końca przy oknach. Ściągnęłam mokry płaszcz wieszając go przy kominku. Gospodarz podszedł ospale, jakby był naćpany. Jego oczy błędnie zataczały koła, a średniej długości włosy wpadały na wychudzoną twarz.
-Co podać?-zapytał.
-Ja poproszę kaszę i piwo!-rzuciłam.-A Ty, Rajca?
- Piwo- odparła zielonooka, zdejmując kaptur. Pod nim miała już w połowie mokre włosy, które kleiły się do jej bladej buzi.
- Piwo?- Zdziwiłam się. - Od kiedy ty pijesz?
- Słyszałam, że alkohol wywołuje wrażenie ciepła u pijącego, więc... Przemarzłam. - Jak na komendę wzdrygnęła się.
-Nie w tak małych ilościach!-Zarechotałam.
Wzruszyła ramionami. Rozejrzałam się bacznie po pomieszczeniu. Było dość ciemno, a przestrzeń rozświetlało tylko kilka starych, brudnych lamp, które zdawały się nie widzieć ścierki od lat. Zero jakichkolwiek dziwek, zero bójek, zero skandali. Wszyscy siedzieli spokojnie jedząc, pijąc czy grając w kości. Rozmawiali po cichu. Spojrzałam przed siebie i zadrżałam. W kącie, przy stoliku naprzeciw nas w obłoku dymu tytoniowego siedział wysoki, smukły mężczyzna o krótkiej, nieco siwej brodzie i ciemnych, średniej długości włosach w kolorze brązu, które wystawały spod ciemnej chusty. Materiał przysłaniał lewe oko, albo to, co po nim zostało. Prawe ślepie było zaś intensywnie brązowe, przenikliwe i hipnotyzujące. Zdawała się w nim skrywać zarówno mądrość jak i przebiegłość. Dziwny taki... Wydawało mi się, że skądś znam ten wizerunek, ale nie wiedziałam skąd. Dopiero teraz, gdy żar z fajki oświetlił nieco jego twarz zobaczyłam wąską, ale głęboką bliznę wychodzącą spod chusty, jedną obok prawego oka i grubą, wstrętną szramę po lewej stronie szyi. Spojrzał na mnie badawczo. Zmieszana odwróciłam wzrok. Zdałam sobie sprawę, że brzydko się na niego gapię. Kątem oka zobaczyłam, że podparł podbródek na dłoni, odzianej w czarną rękawicę. Teraz to on obserwował mnie. Przełknęłam głośno ślinę.
-Jakiś dziwny facet się na nas gapi...-mruknęłam do przyjaciółki.
-Czy to nie najpierw ty się na niego gapiłaś? - szepnęła niezbyt zdziwiona.
-Wasze piwo- rzucił karczmarz, stawiając nam na blacie stolika dwa kufle. Zaraz przyniósł również moją kaszę, którą łapczywie zaczęłam jeść. Rajca spojrzała na napój sceptycznie i sięgnęła po niego. Popiłam kaszę. Piwo smakowało bardzo dobrze! Lepiej niż piwa z karczm w Hornvill.
–Pij! Pyszne!-zapewniłam.
Spojrzałam ponownie na faceta, ale zaraz odwróciłam wzrok.
-Wcale się na niego nie gapiłam-wtrąciłam. -Tylko wiesz… To jego oko jest straszne. Czuję, jakby przeszywało mnie na wylot. Też to czujesz?
- Na Stwórcę, dziewczyno. Nie, nie czuje. Nie interesuje mnie to. I to niby ja mam jakąś histerię i chorobę psychiczna - burknęła zielonooka.- Niedaleko snuje się zjawa kobiety bez prawej ręki…-Wyszczerzyła się.
-Co?! Znowu widzisz duchy?!- Uniosłam się, ale zaraz zatkałam sobie usta. Dym wokół faceta drgnął, jakby gwałtownie wciągnął w płuca powietrze. Poczułam jak ogarnia mnie przerażenie.
-Idziemy...-rzuciłam i podniosłam się z krzesła. Wreszcie uświadomiłam sobie, kim może być obserwujący nas mężczyzna, a ta świadomość sprawiła, że krew zdawała się krzepnąć w żyłach.
- A-ale... - zawahała się. Najwyraźniej nie w smak jej to było. Nie lubiła łazić po nieznanych terenach, a co dopiero, gdy widzi duchy. Jak już jednego zobaczyła, to na ulicy może całą chmarę wypatrzeć... Westchnęła, najwyraźniej dając za wygraną i pociągnęła jeszcze kilka łyków alkoholu krzywiąc się przy tym.
Rzuciłam karczmarzowi monetę i wybiegłam pośpiesznie z karczmy nakładając płaszcz.
-Zmywamy się. Już wiem skąd znam tego faceta!-syknęłam, prawie ze łzami w oczach. Serce waliło mi jak oszalałe, a zimne, wilgotne powietrze zdawało się krzepnąć w płucach. Nie dając jej przemyśleć tego co powiedziałam popędziłam przez miasteczko.
Epicea była mocno smagana deszczem po głowie i drażniło ja to, więc po którejś mijanej ulicy wyrwała się z mojego uścisku.
- Do cholery! - warknęła łapiąc oddech. - Możesz mi powiedzieć, co się stało?! Oczko ci puścił czy jak?!
Rozejrzałam się nerwowo po okolicy w obawie, że ktoś nas obserwuje.
-Rajco...To był... Jednooki. Dowódca Tajnej Kompanii!-pisnęłam przerażona. -Dopiero teraz go skojarzyłam z opisami.
Dziewczyna zamrugała przybierając dziwny wyraz twarzy. Wyglądała tak, jakby poznała niechciany sekret i nie chciała zareagować nerwowo. Tak, jakbym właśnie opisała jej stan pogody. - I co miałaś zamiar z tym zrobić?
- Spieprzać - mruknęłam cicho. - Do bazy, jak najszybciej.
- Głupia!- syknęła dziewczyna i pociągnęła mnie za rękę w zupełnie innym kierunku. - Chcesz, żeby znalazł bazę?
-Ale on się od nas nie odczepi!-szepnęła, prawie płacząc. -Boję się...no. Przecież to Czarny. W dodatku bardzo potężny. Zabije nas, Epi! Zabije!
Dziewczyna westchnęła klepiąc mnie po głowie w dziwnym, matczynym geście.
- Jak będziesz się tak zachowywać, to ściągniesz jego uwagę. Skąd wiesz, że skojarzył nas z Białymi? Nie wiesz. A teraz ruchy, trzeba go zmylić - szepnęła mi ma ucho, gdy przytulała mnie dla uspokojenia. Nie chciałam nic mówić, ale przypominała temperaturą ciała kostkę lodu.
-Dobrze... Postaram się.-Wyprostowałam się.-To gdzie teraz? Z misji nici...-szepnęłam.
- Wolisz się zastanawiać nad powodzeniem misji niż ochrona siebie i bazy?- Epicea starała się uśmiechnąć, ale nie wychodziło jej to zbyt dobrze. Zwłaszcza, że w deszczu ledwo co ją słyszałam. Zaciągnęła nas do jakiegoś budynku wyjaśniając mi, że ostatnio go mijałyśmy. Byliśmy bardzo daleko od oddziału... I bałam się. Epi szybko użyła swego daru wymowy i zakręciła facetem na recepcji tak, że sądził, iż jesteśmy tu już parę dni. Dał jej zapasowy kluczyk.
- No. Możemy iść się wysuszyć. - ... to ona ma zamiar się rozbierać, gdy w pobliżu może grasować ten czarny...?
Weszłyśmy do pokoju. Było dość przytulnie. Od razu rozebrałam się z mokrych ciuchów i zaczęłam grzać przy kominku.
-Co my teraz zrobimy?-zapytałam.
- Nie dokończyłyśmy piwa, więc nie wiem... - Wyszczerzyła się Epicea. Ta cholera wygląda na spokojniejszą niż ja! Rozebrała się do wilgotnej podkoszulki i została w samych gaciach. Trochę jej tyłek urósł, swoją drogą... Usiadła koło mnie. - Dzięki, że zabrałaś mnie z karczmy. Zazwyczaj jak pojawia się jeden duch, to zaraz za nim cała chmara, zemdlałabym z przerażenia. - Przez chwile wpatrywałam się zdębiała w Epiceę. Co ona...? Już chciałam zapytać, gdy mnie olśniło. Zaczęła udawać na wszelki wypadek. Jeżeli nas nie skojarzy z Białymi, to da nam spokój... Chyba. - Ej, Toni...
- Hm? - Zamrugałam.
- Poćwiczymy jutro walkę na miecze? Jak zaniedbałam trening...
- To znowu tyłek ci urośnie- dokończyłam. I uchyliłam się przed ciosem w szczękę. A by było nieciekawie gdyby trafiła! -Dobra. Teraz idziemy spać!-rzuciłam rozkazującym tonem i zmrużyłam powieki marząc o śnie.
-Na łóżku byś się chociaż położyła, a nie przy kominku jak pies. - Zielonooka wyszczerzyła się lekko. Jej ramiona co sekundę przeszywał widoczny dreszcz, aż tak przemarzła.
Zerknęłam za siebie, na jedno dwuosobowe łóżko i wstałam idąc urażona w jego stronę. Ja? Pies? Też mi coś! Po prostu przy kominku cieplej. Ale nic dziwnego, że robi sobie takie żarty, jakich zazwyczaj nie robi... Też się musi bać i okazuje to w ten głupi sposób. Przykryłam się pościelą w podkoszulku i bieliźnie, gasząc uprzednio światła.
Obróciłam się w kierunku Epi patrząc na jej buzie. Uśmiechnęłam się lekko, a moja ręka powędrowała do jej brzucha. Dotknęłam lekko palcami jej gładkiej skóry, a potem objęłam delikatnie. Przytuliłam ją do siebie.
-Cieplej?-zapytałam.
- Yhym – mruknęła, czerwieniąc się ciut i wtuliła w moje ramie jak dziecko. Zimna, zimna jak cholerne jesienne powietrze. - Dostatecznie by zasnąć... - Chyba zaczęła odpływać, bo jej oddech uspokoił się. W sumie to zabawne, bo oddech Epicei już za dnia jest powolny i raczej przypomina taki, jakby spała. A we śnie... Jeszcze wolniejszy i płytki. Przypomina czasem zwłoki. Mi też zaczęło się robić sennie. Mimo, że bałam się zasnąć ze świadomością, iż ten cały Jednooki może nas dopaść albo już obserwuje, nie potrafiłam zatrzymać podniesionych powiek. Opadły zakrywając obraz przyjemną kurtyną niewiedzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz