wtorek, 4 marca 2014

Od Filii c.d. Leali


Przyłożyłem moją dłoń do jej i powoli postarałem się oczyścić umysł do tego stopnia, bym mógł bez ryzyka wypowiedzieć zaklęcie. Nie miałem przecież zamiaru jej skrzywdzić, w żadnym wypadku. Nawet mnie zainteresowała, a w szczególności to co robiła w mieście o tej porze. Nie wypadało, jednak pytać. Sam przecież robiłem dokładnie to samo.
-Tylko wypowiem zaklęcie –odrzekłem na pytanie. -Zatamuje ono krwotok, a że rana nie jest aż tak poważna, powinno udać się ja uleczyć.
Spojrzała na mnie podejrzliwie. Jakoś mnie to nie dziwiło. Wszyscy tak na mnie patrzyli, a przynajmniej ci którzy nie byli tacy jak ja. Tymczasem skupiłem się na umyśle. Zawsze wykorzystywanie magii, powoduje u mnie pewne dziwne uczucie. Jakiejś takiej radości z samego faktu, iż mogę to zrobić.
-Eltrimo taltsero nain –powiedziałem jednym tchem. Nie mogłem powstrzymać się od radości, kiedy okazało się, że rana na ręce całkiem się zagoiła, pozostawiając jedynie białą bliznę, która niedługo zaczęła znikać z powierzchni skóry. Dziewczyna wyglądała na zdumioną i zaczęła oglądać dłoń, nie zwracając na moje działania najmniejszej uwagi. Tymczasem ja spakowałem księgę do torby. Znów założyłem latarnię na kostur i poczułem się jakoś dziwnie. Jakby coś mówiło mi, że to spotkanie nie było przypadkowe i do czegoś jeszcze mnie doprowadzi. Zdałem sobie sprawę z tego, że dziewczyna przeniosła swój wzrok na mnie. Wyglądało to trochę jakby mnie badała. Podszedłem do niej i zdałem sobie sprawę z faktu, iż moja blada skóra w świetle zielonej latarni, musiała wyglądać co najmniej potwornie.
-Co to w ogóle było…to znaczy, em dzięki –wykrztusiła z siebie. Usiadłem naprzeciw, wyglądała na wyraźnie zainteresowaną moją osobą i nie wiedzieć czemu, miałem wrażenie, że zaraz karze mi odpowiedzieć na litanię pytań. –Co robiłeś w mieście o tej porze, w nocy jest jeszcze bardziej paskudne niż w dzień, a i w ciągu dnia, w pełnym świetle nie powala na kolana. Ciężko tu mówić o jakimś uroku.
-Powiedźmy, że stwierdziłem, iż powinienem spróbować, żyć bardziej po swojemu –odrzekłem wpatrując się w przygasającą znów kulę światła wewnątrz latarni, znów ją napełniłem i kontynuowałem. –Miałem zamiar znaleźć nocleg, potem jakąś pracę, choć teraz zaczynam się zastanawiać, czy dalej tutaj zostanę.
Pierwsze zdanie miało znaczyć tyle, co uciekłem. Choć ujęte w ten sposób brzmiało jakoś lepiej. Nie oznaczało to, że nie miałem w planach powrotu, przeciwnie, ale dopiero kiedy naprawdę uznam, że mogę wstąpić do gildii. Tymczasem, jednak musiałem się gdzieś osiedlić. Choć jak na razie, nie szło mi najlepiej. Zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, iż mogłem posłuchać tamtego maga. Tutaj chyba nie byłem potrzebny.
-Nie zrażaj się tak szybko –odrzekła przerywając moją zadumę. –Nie wszyscy mieszkańcy miasta są tacy, jak ja –widząc, że nie za bardzo rozumiem o co chodzi, kontynuowała. –W sensie pokręceni.
-Są bardziej pokręceni ludzie niż ty.
-Kto na przykład?
-Ci którzy spisali tę księgę. –Wskazałem na wystającą z torby okładkę i roześmiałem się.
-Masz ciekawe znajomości –odrzekła i lekko się uśmiechnęła. Ja tymczasem ledwo powstrzymywałem się od śmiechu.
-Weź pod uwagę, że ta księga jest starsza ode mnie.
Razem wybuchliśmy śmiechem. Tym razem na całego, a ja przez śmiech próbowałem chociaż wytłumaczyć, dlaczego tak uważam. Podejrzewam jednak, że nic nie zrozumiała. Zbyt trudno było się powstrzymać i nawet fakt, ze zgasła latarnia, nie mógł nic zmienić. Trwało to trochę nim oboje się uspokoiliśmy. Wtedy jakoś spoważniała. Nie wiem czym było to wywołane, ale zdawało się być całkiem naturalne. Postarałem się zaświecić na nowo latarnię. Zielone światło zalało cały zaułek w którym się znaleźliśmy. Nie wychodziło do niego żadne wyjście z kamienic, a jedno jedyne okno zostało zabite deskami. Rzeczywiście miasto nie wyglądało przyjaźnie.

<Leala?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz