czwartek, 13 marca 2014

Od Mishelle- Misja ,,Zaginiony władca" cz.2


Nim zdążyłam zakryć się lodem, staruszek mnie dostrzegł. W mgnieniu oka wypuścił serię strzał w moją stronę. Jedynie mniejsza część przedzierała się przed koronę drzew, za którą się ukryłam. Jednak mimo satysfakcji z dobrej kryjówki zrobiłam grubą tarczę z lodu. Gdy tylko strzały mu się skończyły odwrócił się do mnie tyłem i zapuścił w gąszcz. Bez namysłu zeskoczyłam z drzewa. Plecak nieprzyjemnie obił mi się o plecy. Skrzywiłam się i ruszyłam za mężczyzną. Przebiegając przez rzekę poślizgnęłam się. Zaklęłam pod nosem i gdy tylko złapałam równowagę ruszyłam pędem w dalszy pościg celu. Mężczyzna nie pasował do typowego opisu starca. Był wysoki i szczupły - fakt. Jednak coś w jego sylwetce wzbudzało jednocześnie podziw i przerażenie. Zacisnęłam zęby przypominając sobie kpinę Jariba, gdy chciałam to wziąć. Przyspieszyłam kroku. Nie mogłam pozwolić aby uważano mnie za tanią dziwkę, czy zbędnego skrytobójcę. Z wściekłością wyciągnęłam swój sztylet przyczepiony do łydki i zaczęłam torować sobie drogę, aby gałęzie nie uderzały ciągle w moją twarz jak dotąd. Postać Amidar'a majaczyła mi między drzewami. W pewnym momencie po prostu zniknął mi z oczu. Krzyknęłam w przypływie furii. Rzuciłam nożem przed ciebie. Ten po trzech metrach lotu, uderzył w coś z brzdękiem i upadł na ściółkę. Podeszłam podejrzliwie na nisko ugiętych kolanach i podniosłam swoją broń. Wyciągnęłam dłoń przed siebie i poczułam chropowatą powierzchnię.
Skała - pomyślałam.
Zmarszczyłam brwi. Jednak to nie mogła być skała. Przeciągnęłam palcami po ścianie i dopiero po chwili zrozumiałam co to jest. Budynek z cegieł, na których zostały pięknie i misternie namalowane drzewa, aby zmylić niewiedzących prześladowców. Kucnęłam i przylegając ramieniem do ścian ruszyłam w prawo. Po chwili zatrzymałam się gwałtownie. Poczułam obecność białej magii. Wyjrzałam za róg i zaklęłam siarczyście na widok starszego mężczyzny na tle wielkiego cmentarzyska.


Z początku szeptał pojedyncze słowa. Jednak one układały się w zdania, wydawał się wibrować w powietrzu, a głos starca niemal huczał mi w uszach. Uniosłam dłonie i przycisnęłam je sobie do uszu. Po chwili zrozumiałam, że mężczyzna nie tylko przybiera swoją formę, co usiłuje ją wzmocnić. Zaklęłam ponownie i poderwałam się. Ruszyłam biegiem w kierunku rzeki. Przy niej najłatwiej mogłam się schować ze względu na wielki zasób wody. Poczułam jak trzęsie się ziemia. Odwróciłam się i zobaczyłam szybko przemierzającego w moją stronę władcę. Przyspieszyłam jedynie i gdy wybiegłam z lasu, wbiegłam do rzeki i skierowałam się w górę. Zrobiłam z wody swoją kopię. Woda stała się bardziej przejrzysta i zamarzła. W końcu przybrała mój idealny kształt razem z ciuchami i plecakiem. Ona jednak zbiegła w dół rzeki. Wybiegłam na brzeg i wciąż kierowałam się ku górze. Wspięłam się na kilka głazów, które były porośnięte mchem i zasłonięte krzewami. Nie wiem co to było ale na jego gałązkach były kolce. Podobne do dzikiej róży, jednak kolce grubsze i dłuższe. Zacisnęłam zęby i zrobiłam skorupę z lodu, która pokryła całą moją skórę łącznie z twarzą i włosami. Schowałam się za krzakami i odwróciłam aby widzieć dół rzeki. Zobaczyłam jak Biała Forma władcy wybiega z krzaków i podąża powolnym i niespiesznym krokiem za moją kopią. Wycelował w nią palce prawej dłoni, które zaczęły iskrzyć. Moje źrenice rozszerzyły się w zdumieniu. Po chwili jakby błyskawica uderzyła w plecy mojego sobowtóra. Rozległ się przeraźliwy krzyk. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to tak naprawdę lód. Lód, z którego zrobiłam kopię teraz zaczął pękać, topić się i rozpływać tworząc nieprzyjemny dźwięk. Władca odwrócił się przodem do mnie i nie wiem jakim cudem, ale mnie dostrzegł. Zdusiłam w sobie przeraźliwy krzyk i poderwałam się wracając do dalszej ucieczki. W końcu wskoczyłam na drzewo, które wydawało mi się najwyższe i najgrubsze w okolicy. Wspięłam się możliwe najwyżej i otoczyłam lodem, abym nie mógł mnie nikt zobaczyć. Dziś byłam za słaba aby przybrać swoją formę ale jutro...
- Kto Cię nasłał? - warknął Amidar z dołu. - Kto musiał być takim idiotą aby wysyłać na mnie jakąś drobną kobiecinę? - zahuczał.
Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Nie miałam zamiaru nic powiedzieć.
[...] Po długiej i męczącej chwili odszedł pozostawiając mnie samą. Po zastanowieniu postanowiłam się przespać. Sen dobrze zrobi, a rano zjem sobie coś, co upoluję. Nie chciałam się narażać jedzeniem czegoś z jego zasadzek. Mógł dać truciznę na pułapki i mięso zwierzęcia tylko by mnie otruło. Jednak tego wolałam uniknąć.
[...] Obudziłam się równo ze słońcem. Zeszłam powoli i ostrożnie na dół i rozbiłam małe ognisko aby wysuszyć ciuchy. Przebrałam dół stroju na dosyć obcisłe długie spodnie w kolorze khaki. Obwiązałam krótki sznurek pod kostkami na materiale, aby żadne ohydne robactwo tam nie wpełzło. Wyciągnęłam czystą koszulkę i uśmiechnęłam się. Zrzuciłam podartą i brudną, a założyłam nową. Starą koszulę rozprułam i użyłam do pułapek, które rozstawiłam daleko od swojego obozowiska. Po obfitym śniadaniu, składającym się z zaledwie dwóch ryb i kilku jaj jakiś ptaków zarzuciłam plecak na ramiona i weszłam w gąszcz. Podążałam ścieżką białej magii do miejsca gdzie jest teraz mój cel...
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz