niedziela, 2 marca 2014

Od Leali c.d. Filii

Wizyta u Burka nie przebiegła całkowicie tak, jak sobie wymarzyłam. Właściwie trudno byłoby znaleźć moment, gdzie cokolwiek zadziało się według mojego planu, a to wszystko dzięki temu geniuszowi. Demon wcielony. Stajenny wyraził nadzieję, że "tego diablika doprowadzę do porządku, albo sam się uspokoi jak mnie zobaczy". Nadzieja matką głupich najwyraźniej... Mimo to przesiedziałam u niego dobre kilka godzin i pewnie zostałabym tam dłużej, ale słońce postanowiło wypiąć się na mnie i moje plany poszły w rzyć, gdyż zaszło. Jako że jednak wolę spać niż użerać się z końską wersją paniczyka-łobuza, jaki to obraz kojarzą wszyscy słuchający bajek starszych kobiet, pożegnałam się z Burkiem (on ze mną też, próbując urwać mi głowę swoimi zębami) i wyszłam ze stajni. Noc jest śliczna, ale jednak nie w mieście. Wszystko paskudnie śmierdzi, tak bardzo, że zastanawiam się czy czasem opary smrodu nie sprawiają, że gwiazdy stąd wydają się mniejsze i mniej błyszczące. I... I poza tym... Ludzie. Zadrżałam na samą myśl i przyspieszyłam. Kątem oka zauważyłam jakieś dziwne światełko, kołyszące się trochę. O, świetnie. Nie wiem co to ale mam przeczucie, że z moim szczęściem poczęstować mnie ciastem nie chce. Albo jabłkiem. Mimowolnie dotknęłam sztyletów. Ciekawe, czy bym dała radę zgubić ten cień za mną.
Mimo to postać wciąż szła za mną. Zdawało się, że zaczęła biec. Podobnie jak ja. Po chwili biegu zmęczyłam się. No cóż... Mus to mus. Skręciłam w alejkę, przywarłam do ściany i czekałam z wyciągniętym sztyletem. Postać skręciła, a w tym samym momencie chwyciłam go za fraki i przybiłam do ściany, obracając go i przykładając broń do gardła.
- Czemu za mną łazisz? - mruknęłam, patrząc uważnie na postać. Z przykrością uznałam, że pod względem wysokości ma nade mną przewagę...jak większość ludzi. Ale to nie ja teraz jestem przyciśnięta do ściany przez jakieś dzikie zwierzątko z nożykiem do masła. Jakiś plus.

<Filia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz