sobota, 29 marca 2014

Wpis fabularny- Brann

-Zajmij się nią. Chcę wiedzieć jak najwięcej. Wyciśnij z niej wszystko. Liczę na Ciebie, Brann…-powiedział Akaymon, tworząc z palców małą piramidkę. Jego uśmiech był łagodny, ale kryła się pod nim dziwna przebiegłość i zarozumiałość.
Wysoki, smukły, ale dobrze umięśniony mężczyzna w średnim wieku skinął dowódcy głową.
-Zgodnie z życzeniem - powiedział, odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Skierował się na tyły bazy, prosto do tutejszych lochów. Zszedł po stromych, kamiennych schodach, zaciskając palce na kluczu do celi. Stanął przed lokum czarnowłosej kobiety, którą pojmali podczas jednej z potyczek. Suka. Otwarł celę i odchrząknął głośno, gdy spostrzegł, że śpi głębokim, nerwowym snem. Dziewczyna przebudziła się i usiadła na koi. Przez chwilę dało się u niej ujrzeć zaskoczenie na twarzy, które szybko zniknęło, a zamiast tego pojawił się grymas i kpina.
- Zabierasz mnie na przesłuchanie? - zapytała.
- Nie nazwałbym tego przesłuchaniem - mruknął i wszedł do celi. Chwycił ją za ramiona i związał je, a potem pchnął ją przed siebie. –Ruszaj się, nie mam zamiaru stracić więcej niż trzy godziny życia przy tobie.
- To zajmie najwyżej godzinę - powiedziała spokojnie i zimno, spoglądając na mężczyznę przez ramię.- Potem będziesz miał na tyle dość, że dasz mi spokój.
Mężczyzna nie odpowiedział. Bez słowa wypchnął ją na korytarz i poprowadził nim aż do stalowych, zaryglowanych drzwi. Otworzył je wielkim kluczem z cichym zgrzytnięciem i weszli do środka. Jak można się było spodziewać była to sala tortur, na której środku stało krzesło do przesłuchań z mosiężnymi klamrami przy nogach, podłokietnikach i na oparciu. To w jego kierunku poprowadził ją Brann. Rozwiązał jej ręce i posadził na urządzeniu. Klamry szczęknęły krępując jej kończyny w stalowym uścisku.
Facet podszedł do drewnianego stołu za jej plecami i począł grzebać w jakichś groźnie wyglądających zabawkach.
-To co? Powiesz mi coś na początek? Jak Cię zwą? - zapytał. – Ile masz lat? W jakim Oddziale służyłaś? Kto był Twoim przywódcą?
- Spokojnie, czy to ładnie tak pytać o imię nie przedstawisz się? - zapytała z kamienną twarzą, jakby nie przejmowała się tym, co ją czeka.
-Nie ty tu zadajesz pytania, tylko ja, szmato! Odpowiadaj! - warknął, zdzierając ją siarczyście w policzek.
- To mamy problem... - Znów obrywa, z jej wargi płynie stróżka krwi.- Nie powiem nic, póki się nie przedstawisz.
-Tak sądzisz? Chciałem być uprzejmy, ale nie dajesz mi wyboru. Nie będzie mnie byle Czarna szmata szantażować. - W jego dłoni błysnęła długa, nieco przyrdzewiała, ale ostra igła. Chwycił jeden z palców kobiety, a przedmiot powoli zaczął wsuwać się pod jej paznokieć. Krew wypłynęła, a kobieta wrzasnęła, bo ból ten był niezwykle dotkliwy.
Dziewczyna opada na oparcie. Odzyskuje kamienny wyraz twarzy.
- Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć udowodnij najpierw, że jesteś mężczyzną i się przedstaw.- Spojrzała na niego lodowato, rana na palcu powoli się zrastała.
-Jestem mężczyzną bez udowadniania tego Tobie, głupia suko-warknął, a przedmiot wbił jeszcze bardziej brutalnie pod kolejny paznokieć. Wyrwał go i wbił go ponownie, drażniąc i rozrywając ranę.
Jęknęła z bólu i zacisnęła palce drugiej ręki na podłokietniku. W imię swoich zasad cierpiała teraz niewyobrażalny ból.
- Tylko na tyle cię stać?- syknęła przez zaciśnięte zęby, jej ciało krzyczało, ale z ust nie wydobywał się już żaden dźwięk.
-Tylko na tyle? - Brann uśmiechnął się złośliwe. W jego dłoniach pojawiły się stalowe obcęgi. Chwycił w nie jej paznokieć, a potem zaczął powoli odrywać go od reszty palca razem z żywymi tkankami. Dziewczyna nie wytrzymała i krzyknęła rozpaczliwie.
- Jednak nie jesteś taka twarda... Więc jak? Odpowiesz na moje pytania?
- Najpierw ty odpowiedz na moje.- Zaciska zęby, ale ból znów wyrywa z nich krzyk. - Trzeba coś poświęcić, żeby coś zyskać...
-Słuchaj, jesteś u nas, my tu zadajemy pytania. Nie musisz znać mojego imienia. Do niczego Ci one, i tak już stąd nie wyjdziesz. A teraz mów grzecznie, bo jeśli nie działają na ciebie takie zagrywki, to mam gorsze. Założę się, że nie lubisz, gdy grzebie Ci się w tym miejscu.- Zacisnął swoją masywną dłoń na jej kroczu.
- Rób co chcesz.- Po raz pierwszy zaciska oczy. - On i tak zadbał o to, bym nie miała dzieci...
-Tak mi przykro. Ale przyjemne to to nie będzie - ostrzegł. - I kto Ci to zrobił? - zapytał.
Uśmiechnęła się połową twarzy.
- Mój pan, Mercer.
Mężczyzna spojrzał na nią z pogardą w oczach. Doskonale wiedział, że Mercer to skurwysyn, ale żeby aż tak?
-I komu ty służysz?.- Parsknął śmiechem.
- Sobie. - Spojrzała na niego z dziwnym błyskiem w lodowatych oczach. - Sobie i moim zasadom. Ból. Władza. Rozpacz. Gwałt. Śmierć...  Nic mnie nie zmusi do niczego.
W jej oczach pojawia się słaby płomień - zapowiedź pożaru.
- Co skłoniło Cię do przyłączenia się do Czarnych? - zapytał nieco zafascynowany jej odpowiedziami.
Uśmiechnęła się chłodno.
- Jesteś tego ciekawy? Nie muszę nic ukrywać, żądam jedynie kultury.- Płomień przygasa, chwila minęła.
-Brann...- Przedstawił się. -A teraz odpowiadaj.
- Nazywam się Argona Ryuketsu, jestem Ponurym Żniwiarzem - mówi spokojnie zupełnie nie zwracając uwagi na szpikulec wbity w palec.- Czemu dołączyłam do Czarnych? Bez powodu. Nie miałam innego wyboru.
Wzruszyła lekko ramionami powodując dotkliwy ból w dłoniach.
- Jak to nie miałaś wyboru? - zapytał z podejrzliwością w głosie.
- Nie żartuj sobie.- Wzdycha ciężko. - Jestem Czarną, po tym jak wykupili mnie z targu niewolników należałam do nich.
Brann drgnął.
-Byłaś niewolnicą? - zapytał. Podniósł jedną z nogawek jej spodni i ujrzał blizny po charakterystycznej bransolecie, którą nosił każdy niewolnik. - Jesteś potężna, mogłaś uciec...
- Nie mogłam - przerwała mu, w jej oczach znów zatlił się ogień. - Nie byłam potężna ani nawet silna. Byłam dzieckiem.
- Teraz jesteś dorosła, a wydajesz się być tak głupia jak wcześniej. Służyć tym psom... Wolałbym zdechnąć.
- Ale mój pan wtedy był... dobry... - Argona miała zagubioną minę. - Pomógł mi, nauczył żyć, a potem... a potem...
Z jej oczu niespodziewanie pociekły łzy. Znów byłą małą dziewczynką zdradzoną przez jedyną osobę, którą kochała.
- To aktor. Udaje. Cały czas. Potrafi manipulować ludźmi. Komu służyłaś? W jakim Oddziale? Ilu macie tam ludzi? Najbliższe plany?
- Służyłam Mu - odpowiada cicho, a jej wzrok błądzi po ścianach sali.- Nie byłam nigdy nigdzie na dłużej... Byłam jego zabawką... Ludzie... Marlon, Kuelan, Relfa, Nuray, Deneris...
Zaczęła mamrotać pod nosem.
- Leoma, Diatrym, Vessil...
Jakby otrząsnęła się z transu. Spojrzała chłodno na Brann'a.
- Było ich wielu - mówiła rzeczowo. - A co do planów... Skąd mam wiedzieć? Przecież jestem tylko narzędziem, zabawką, która nic nie musi wiedzieć...
- Jakie misje wykonywałaś? Wiesz, kogo zabijałaś z naszych? Umiesz mi podać nazwiska i miejsca stacjonowania najważniejszych osób wśród Czarnych?
- Jest ich dużo, ale nie widzę konieczności mówienia ci tego wszystkiego. - Uśmiecha się i rozluźnia nieco.- I tak mnie przecież zabijesz. Powiedziałam, co miałam powiedzieć, więc z czystym sumieniem mogę odejść. Dalej! Wydawało mi się, że coś chcesz zrobić...
- Powiedz...-Mężczyzna nalegał, a jego głos stał się bardziej łagodny. Można by powiedzieć, że dziewczyna w jakiś nieznany sposób zmanipulowała go.
Patrzyła mu w oczy. Były tak... Szare i spokojne. Jak stal sztyletu przebijająca serce. Pokręciła przecząco głową. Przygotowała się na ból.
-Mów- rozkazał, a żelazne szczypce zacisnęły się na jej dłoni miażdżąc ją boleśnie.-Chciałem po dobroci, ale... Nie dajesz mi wyboru.
- Ból to jedna z dróg do oczyszczenia. - uśmiechnęła się, jednocześnie jęcząc ze skrajnego bólu.- Drugą drogą jest zniszczenie. Niech zniknie wszystko...
Jej krew przybrała barwę smoły i zamieniła w mrok.
-Coraz bardziej utwierdzasz mnie w przekonaniu, że wszyscy Czarni są pierdolnięci. Odpowiadaj!
Płomień w oczach dziewczyny był coraz mocniejszy. Z jej ciała zaczął się powoli ulatniać płynny mrok. Dosłownie rozpływała się na swoim miejscu. Mięśnie jej pulsowały, z ust wydzierał się głośny jęk, który jednak cichł z sekundy na sekundę...
- Przestań - jęknęła jeszcze cicho, jej ciało do połowy uległo już przemianie. Całą prawa strona stała się niemal ogołoconą ze skóry, opływającą cieniem czaszką.
-O nie! Nie będziesz mi się tu przemieniać- warknął. Silną dłonią ścisnął gardło dziewczyny, a ta błysnęła świetlistą, białą magią, która sprawiła, że ciało kobiety powoli zaczęło wracać do normy, a czarna smolista wydzielina cofała się, jakby bała się światła.-Mów!
Dziewczyna dyszała. Jej oczy latały na wszystkie strony. Obcęgi zacisnęły się jeszcze mocniej, niemal miażdżąc rękę. Ból jakby ją obudził. Uspokoiła się i opadłą bezsilnie na oparcie. Zamknęła oczy i szepnęła.
- Zabawne... jak ból potrafi przynieść ukojenie...
-Mów!-wrzasnął, zdzielił ją w twarz, a potem chwycił z pieca kawałek rozgrzanego żelastwa i przyłożył do jej gładkiej, delikatnej skóry w okolicy szyi. Następnie zdarł z niej koszulę i przypalił skórę przy żebrach.-Jak nie zaczniesz gadać, to wsadzę Ci to w pizdę!-wrzeszczał rozwścieczony.
- A kim ty jesteś człowieku? - Argona niespodziewanie zaczęła się śmiać jak opętana. - Kim jesteś, żeby mi rozkazywać?
Spojrzała na niego z pogardą.
- Zabiłam wielu, więcej niż ci się może wydawać. Biała krew jest wyjątkowo smaczna. Taka słodka i delikatna, a przy tym ma w sobie coś pikantnego.- Oblizała usta. - Miejsce przebywania tych debili? To proste... Wszędzie! Ta ludzka zaraza szerzy się po całym świecie!
-Co planują zrobić w najbliższym czasie?-zapytał, starając się opanować.
- A gówno cię to obchodzi! - Roześmiała się znowu. - Ci idioci mówili coś o partyjce pokera w Cazis. Co oni mogą planować? To tylko plugawe robactwo.
Na ustach miała paskudny uśmiech, a jej zachowanie nie wskazywało już na pozycję ofiary. Wyglądało tak, jakby sytuacja ją bawiła.
Mężczyzna spojrzał na nią przenikliwie.
-Ciekawe jak będziesz reagować na to.-Odpiął ją, nogą przysunął wiadro, a potem cisnął ją na podłogę, zanurzając jej głowę w brudnej, ciemnej wodzie. Szarpała się, rzucała, ale ręce wykręcone do tyłu i trzymane przez silnego Białego nie pozwalały jej się ruszyć. Jedna z jego wielkich dłoni trzymała jej głowę. Poczuł, że zaczyna słabnąć, więc wyciągnął jej głowę. Zrobiła głęboki, żałosny wdech kaszląc głośno.
-Przypomniało Ci się coś o ich planach?-zapytał.
- Kurwa, nic jej nie mówili o niczym - warknęła dziewczyna, w której oczach dało się dostrzec dziki błysk.- I do cholery przestań robić z siebie durnia, człowieku i mnie puść!
-Kłamiesz! Gadaj wszystko co wiesz.- Ponownie wpakował jej głowę do wiadra i trzymał nieubłaganie czekając aż przestanie się tak mocno szarpać. Gdy zaczęła się dusić wyszarpał jej głowę. Kaszlała, krzyczała i jęczała, ale był nieugięty.-Gadaj!-powtórzył.
- Jesteś kretynem! Nie potrafisz nawet rozpoznać prawdy. Ja nie kłamię... bo po co? Nie obchodzi mnie świat. Najpiękniej by było, gdyby to wszystko zniknęło... Kiedyś tak zrobię! Ale najpierw muszę uporać się z Argoną. Zaczynała mówić od rzeczy, śmiała się jak szaleniec.
-Pytam po raz ostatni...-warknął, nie czekając na odpowiedź zaserwował jej kolejne nurkowanie. Trzymał długo, dłużej niż ostatnio. Dziewczyna niemal znieruchomiała. Wyrwał jej głowę, ta przez chwilę miała zamknięte oczy, wypluła wodę i wzięła głęboki wdech. Żałosny, przerażony.
-Powiesz wreszcie, suko? Nie będzie następnego razu...
Widać było, że dziewczyna już nie wytrzymuje. Wychrypiała jeszcze cicho:
- Jak chcesz mnie zabić to przynajmniej użyj noża.- Uśmiechnęła się lekko. - Bo zrobisz na przekór zasadzie: kto mieczem wojuje od miecza ginie.
Facet wściekły zdzielił ją konkretnie w brzuch. Kobiecie zaparło dech w piersiach. Otwarła szerzej oczy, a potem osunęła się nieprzytomna. Chwycił ją za fraki i ruszył z powrotem do celi. Wrzucił ją do środka, zamknął celę, a potem ruszył do swojego dowódcy, poinformować go o porażce, jaką poniósł. Jej mentalność była oczywista. Nie powie nic. To wariatka.

~by Argona

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz