środa, 5 marca 2014

Od Leali c.d. Filii

Przeciągnęłam się. Nie myślałam, że rozmowa z tym dziwnym człowiekiem tyle mi zajmie.  Spojrzałam na rękę: po nacięciach nie było już śladu. Może jeszcze małe, białe, niewyraźne linie. No dobra, teraz tylko pozbyć się tej cholernej krwi z bluzki i nawet nie muszę się tłumaczyć z tego jakim nieudacznikiem jestem, że się własną zabawką cięłam! Wstałam, prawie się wywracając, bo zakręciło mi się w głowie.
- Więc… Aktualnie, co zamierzasz zrobić? – spytałam, odgarniając włosy z czoła. Głupie kłaki, cały czas włażą mi w oczy. To pewnie przez nie się poryczałam, o. A przynajmniej na nie mogę to zrzucić. Wzruszył ramionami, również podnosząc się. Miał o tyle lepiej, że to ujemuje świecące jakby chciało a nie mogło  miało w zestawie patyk, na którym się mógł podeprzeć.
-  Znaleźć jakiś nocleg… - mruknął, sugestywnie rozglądając się. Fakt, okolica do przyjemnych nie należy. Czasem można nocować spokojnie na dworze, ale nie tu. Nie teraz…o ile kiedyś w ogóle było można.– A potem się zobaczy. Mam pytanie. – zmienił temat.
- No to się nim podziel. –  otrzepałam się i dotknęłam niepewnie sztyletów. Mam dziwne wrażenie, że  nie powinnam się aż tak rozluźniać przy tym interesującym człeku. To trochę nieostrożne.
Trochę bardzo, podpowiedział mój diabeł stróż, ale go zignorowałam.
 - Wiesz co ja tu robiłem… A ty? Nie chcę być wścibski, ale sama mówiłaś, że to miasto nie jest bezpieczne. – zauważył. Punkt dla ciebie, panie magu.
- Ja… Byłam na spacerze. – uśmiechnęłam się szeroko – I właśnie z niego wracałam. Nie myślałam, że po drodze wpadnę na jakiegoś dziwnego gościa z niewytłumaczalną jak dla mnie chęcią wyjaśniania  ciemnemu ludowi kim są magowie i co robią nawet, jeżeli ten lud i tak  nic nie rozumie. – chciałam dodać jeszcze coś, ale poczułam dziwną chęć odwrócenia się. I całe szczęście, w sumie.
- Co tu robisz? – wielka, ciemna masa łypnęła na mnie Złym Okiem. Pan Pączuszek całym swym jestestwem zapragnął zamanifestować mi, że jestem dupa. Z czym właściwie nawet się zgadzam. – I kto to? – kolejne łypnięcie. Nie na mnie już, a na maga, który zdziwiony wpatrywał się w mężczyznę za mną.
- Jaaa… -  nerwowo zaczesałam kosmyk włosów za ucho – Widzisz Er… - ugryzłam się w  język i poprawiłam szybko – …legia, sobie tutaj łaziłam o. I wpadłam na pełną wdzięku i urody wróżkę, która wywróżyła mi z kart że będę bogata, piękna i inteligentna.
- Widać że nie ma do tego powołania. – zauważył kwaśno. – A tak naprawdę?
 - Przecież to czysta prawda! – udałam obrażoną, ale spotulniałam kiedy posłał mi kolejne złe spojrzenie. A ten co, znowu wstał lewą nogą czy jak? Muszę mu przywiązać jakimś sznurkiem ją do łóżka to wreszcie wstanie prawą. Albo się na tą prawą wywali… Odkaszlnęłam. - W każdym razie, właśnie wracałam, kiedy los zaaranżował mi randkę w ciemno z tym  przeuroczym mężczyzną. Magiem. Powstał w sumie z tego mały trójkącik…  Ja, mój sztylet i on.
Eric założył ręce na piersi. Swoją drogą, co  ON tu robił? Nie ma prawa mnie karać, jeśli sam tu jest, prawda? Poza  tym to tylko spacer w środku nocy…
- Świetnie. Mam nadzieję że było miło, bo więcej tego nie uświadczysz. – mruknął.
- A skąd wiesz? Jasnowidzem jesteś czy co? – spytałam, przekrzywiając głowę.
 - Nie. – Poklepał mnie po włosach, wcale nie delikatnie – Nieważne.  Wracaj już. – nakazał, wskazując kciukiem kierunek w który powinnam się udać.
- Pędzę, lecę, kiecę zadzieram. – wyszczerzyłam się szeroko,  ale wcale nie było mi wesoło. Wręcz przeciwnie. – Myślisz, że będą tu chcieli maga?
- A od kiedy ty się przejmujesz innymi? – zdziwił się Elegia.
 - A tak jakby od…teraz. No, to powiedz, ma jakąś szansę? – Wskazałam ruchem głowy na chłopaka. Światełko ci przygasa, panie magu, mam nadzieję, że nie odzwierciedla stanu twojego umysłu, bo by było śmiesznie.
 - Nie sądzę. – Wzruszył ramionami i spojrzał na mnie ponaglająco. No cóż, mus to mus… Pomachałam magowi i zaczęłam iść ku wylotowi uliczki.  Jeden krok, drugi, i nagle… Odwróciłam się w momencie, kiedy chłopak skończył znowu odnawiać światełko. Pączek rzucił się na niego, jakby co najmniej pokazał mu wulgarny gest. Zaczęli się kotłować na ziemi, ale dosłownie chwilę trwało nim Elegia unieruchomił maga siadając na nim i przyłożył się do ciosu. Pisnęłam i podbiegłam do nich, łapiąc w ostatniej chwili rękę Erica, zanim wycelowana w twarz maga pięść trafiła. Gdyby to zrobiła, zmasakrowałaby swój cel. Zdecydowanie.
- Czy ciebie pogrzało? – warknęłam do swojego zwierzchnika. Spojrzał na mnie jak na idiotkę. Lewą ręką trzymał maga, prawą nadal miał w niego wymierzoną. I całe szczęście się zatrzymał. – Nie możesz bić ot tak ludzi!
- Pomijając fakt, że mogę… - wtrącił mężczyzna, częstując mnie uśmiechem wyższości - ...to on chciał ewidentnie zaatakować.
- I co jeszcze? – prychnęłam. – Niby na jakiej podstawie tak uznałeś?
- Uniósł ręce, i zrobił to swoje magiczne coś.– odparł szczerze.
 - Czy gdybyś zobaczył jak kradnie suknię, uznałbyś, że chce po prostu  zatańczyć walca? – mruknęłam, zbijając go z tropu. Prawdopodobnie takie porównanie było zbyt wielkim wyzwaniem… pewnie tak jak dla każdego. To w końcu mój tok rozumowania, logicznie myślący ludzie się gubią. –  Przeproś!
- Jeszcze czego– mruknął, puszczając maga – Niech się cieszy że żyje – dodał. Miałam ochotę go trzasnąć w łeb. Tak od serca.  Mocno. W końcu też umiem. Ale powstrzymałam się. Nie no, to byłby zdecydowanie mojej kariery. I pewnie życia też. Tak sądzę… Spojrzałam na biednego chłopaka, zalanego teraz zielonym światłem swojej latarni, leżącej obok. Swoją drogą ciekawe, jak on ją zapala. W sensie, jak to działa.
- Ale… on chciał tylko odnowić światło. – Wskazałam na nią –  I… i to wszystko. A ty się zachowałeś jak wariat-paranoik – skwitowałam.
Elegia zamyślił się chwilę, po czym w ciszy zszedł z ofiary, wstał i otrzepał się nonszalancko. Wyciągnęłam rękę do maga. Po chwili wahania złapał ją i pomogłam mu wstać.
- Spójrz na niego– mruknęłam do Pączka. – Twarz brudna, zakrwawiona. Jesteś mu coś winien.
- Na pewno nie przeprosiny, każdy normalny człowiek w obliczu niebezpieczeństwa…
 - JAKIEGO NIEBEZPIECZEŃSTWA? – uniosłam głos, ale szybko się opanowałam. Właściwie to czemu ja tak go bronię? Uh… - On tylko chciał sobie poświecić.
- To niech go oświeci, że przy mnie się magii nie używa – burknął Eric, na co westchnęłam ciężko. Co go ostatnio tak gryzie?
- Przy tobie się niczego nie używa, bo dla ciebie nawet króliczek jest krwiożerczym potworem.
- Może przenosić choroby…
 Po dłuższej kłótni z Elegią w końcu ustaliłam, nie wiem jakim cudem, że jednak ten konkretny mag jakoś nie kwapi się do sprowadzenia plagi na miasto. Sam chłopak przyznał, że byłoby to dla niego dość trudne, a właściwie nawet nie do końca możliwe, choć to nie ten akurat argument przekonał Pączuszka.
- I co chcesz z nim zrobić? – spytał w końcu mężczyzna, krzyżując ręce na piersi. Wzruszyłam ramionami.
- Przenocujmy go dopóki czegoś nie znajdzie – zaproponowałam.
- Nie robimy za przytułek dla bezdomnych.
- Jakoś mnie zgarnęliście, a domu nie miałam.
- Ty to inna historia. – Zauważył kwaśno Eric, wpatrując się we mnie jak w idiotkę. – Poza tym co ci tak na nim zależy?
- Dobre pytanie. – Wyszczerzyłam się szeroko – Zakochałam się!
Oboje chwilę do siebie dochodzili po tym, co usłyszeli.
 - Czy jest szansa żebyś kiedykolwiek odpowiedziała na moje pytanie szczerze i nie zmyślając? – spytał w końcu, zrezygnowany. Pokręciłam głową, śmiejąc się.
- To jak? – spytałam szybko. Machnął ręką i wskazał na chłopaka.
- Może iść z nami, ale pod warunkiem, że zawiążesz mu teraz oczy. A potem weźmiesz za niego odpowiedzialność – mruknął.

<Filia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz