czwartek, 13 marca 2014

Od Mishelle- Misja ,,Zaginiony władca" cz.3

Po długiej wędrówce dotarłam do cmentarza. Tego samego gdzie znalazłam wczoraj władcę-cel. W prawej dłoni miałam mój nóż, na którego trzonie miałam zaciśnięte palce niemal do bólu. Powoli i po cichu weszłam do imponującej chatki. Nie była jak większość takich chat - niezadbana ruina, która skrzypiała pod stopą przy każdym kroku. Nie... Tu było widać, że ktoś mieszka, dba o to i się stara aby zachowało się jak najdalej od ludzi. Podłoga była z drewnianych belek, ściany tak jak podejrzewałam - czerwona cegła, a między nimi chyba błoto albo glina. Mały korytarzy prowadził do wielkiego pokoju. Było tam pełno zwojów. Uśmiechnęłam się i wzięłam jeden. Rozwinęłam i przeżyłam szok. Puste, niezapisane strony. Sprawdziłam wszystko w gorączkowym tempie. To samo. Jednak przez przypadek zobaczyłam małą wypukłość w podłożu pod skórą z dzika. Odrzuciłam skórę i zobaczyłam klapę. Uśmiechnęłam się i wsunęłam do środka nogi. Zobaczyłam następne zwoje. Schludnie poukładane, zwinięte złotawymi wstęgami. Zaśmiałam się i pokręciłam rozbawiona głową.
- Naiwny starzec - wymamrotałam pod nosem i sięgnęłam po jeden ze zwojów.
Rozwinęłam go z czystą satysfakcją i zrozumiałam, że to są największe tajemnice Białych. Z szerokim uśmiechem chciałam sięgnąć po kolejny, gdy w domu rozległo się chrząknięcie. Zamarłam i podniosłam głowę. W drzwiach stał staruszek. Nie przybrał formy - jeszcze.
- Szukasz czegoś? - Zakpił.
- Możliwe - wymamrotałam.
- Przychodząc tu, to chyba jedynie śmierci - mruknął i rzucił się w moją stronę.
Poderwałam się na równe nogi i strąciłam szklankę z wodą, która rozlała się po drewnianej podłodze.
- Nie dość, że szperasz mi w domu, to jeszcze brudzisz? - fuknął.
- Już sprzątam - obiecałam z zadziornym uśmiechem.
Z wody zrobiły się małe sopelki przypominające długie i ostre igły, które jak jeden mąż ruszyły na staruszka. Ten zasłonił się jakimś talerzem i parsknął śmiechem.
- Czyli działasz sama?
- A z kim niby miałabym działać? - warknęłam.
- Nie myślałem, że takie chuchro może panować nad lodem.
- Niby czemu? - warknęłam nagle ogarnięta furią.
- Bo lód należy do potęgi - oznajmił szepcząc.
Jego głos zawisł w powietrzu razem ze słowami i ukrytą kpiną. Poczułam chłód na swojej skórze. Palce zaczęły mnie mrowić z zimna, a stopy przywarły do ziemi. Amidar przyglądał mi się z zaciekawieniem i jednocześnie z... Satysfakcją? Dumą? Inspiracją? Sama nie wiedziałam. Wydawało mi się, jakby patrzył na wymarły gatunek zwierzęcia, albo na pierwsze stworzenie, które odkrył. Moją całą skórę pokrył szron, a potem lód, który zaczął pękać w niektórych miejscach tworząc skomplikowane i zawiłe tatuaże. Po chwili moje ubranie zastąpiła suknia z lodu, wysokie kozaki i kaptur, który zasłonił moją lodowatą twarz. Mężczyzna przyglądał mi się z zachwytem.
- Nie wiedziałem, że wciąż istnieją te Formy - wyszeptał oczarowany.
- Szkoda, że dowiadujesz się tak późno, co? - Mój głos niemal zagrzmiał, a oddech było widać jak obłok pary.
Zaśmiał się jedynie.
- Wydawało mi się, że jeden z płatnych zabójców ma taką Formę i... - urwał.
Skłoniłam mu się z kpiącym uśmieszkiem.
- Do usług - oznajmiłam sucho i ruszyłam w jego stronę. Z rękawiczki 'wyrósł' długi pręt z lodu. Chwyciłam go i natarłam na mężczyznę. Odskoczył do tyłu i gdy wyszedł tylko z domu usiłował przyjąć Formę.
- Jak to się stało, że wpierw mordowałaś dla Białych, a teraz mordujesz ich? - zainteresował się.
- Zmiana frontu, te sprawy - oznajmiłam kłamiąc jak z nut.
- A tak na prawdę? - zainteresował się wycofując powoli w las tyłem.
- Kilka istotnych szczegółów z życia - oznajmiłam.
Zacisnęłam palce na gładkim lodzie i nadepnęłam na coś, co trzasnęło głośno pod moją nogą. Jego łuk. Uśmiechnęłam się do niego i cisnęłam prętem, który w locie zamienił się w oszczep. Amidar zmienił szybko Formę i zrobił zgrabny unik.
- Czyżby rodzinka zalazła za skórę? - zakpił.
Zacisnęłam zęby. Nawet nie wiedział, że ma rację. Cisnęłam w niego kolejnym oszczepem. Tym razem przeszył na wylot jego ramię. Spojrzał na ranę, a potem na mnie. Nim się obejrzałam, coś w rodzaju błyskawicy trafiło kilka milimetrów od moich stóp. Odskoczyłam jak oparzona i spojrzałam na niego z nienawiścią w oczach.

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz