poniedziałek, 3 marca 2014

Od Leali c.d. Filii

Prychnęłam, patrząc bezradnie na rękę. Takie małe, takie chude, a takie irytująco pełne krwi. Cholera.
- A co zrobisz? Posmarujesz magicznym proszkiem, naplujesz i każesz machać trzy razy na wschód i raz na północ, po czym zainkasujesz mnóstwo kasy i zwiejesz? – Spojrzałam na niego spode łba. Mimo wszystko jednak nie wydał się AŻ TAK wkurzający, jak wcześniej. Może to być związane z tym, że teraz przynajmniej mi nie zniszczył czegoś… No, ale pewności nie mam.
- Nigdy nie miałem zamiaru proponować pomocy za pieniądze– mruknął, podchodząc krok w moją stronę. Z dzikim piskiem cofnęłam się i… potknęłam, jak ostatnia sierota. Następstwo tego było proste: wywaliłam się, i to prosto na tyłek.
- To twoja wina – mruknęłam. Zamrugał zdziwiony, ale nic nie powiedział. Westchnął ciężko jakby spotkał naprawdę ciężki przypadek idioty (ciekawe czy się mylił) i ukucnął przede mną. – I co? Teraz się pewnie ze mnie w duchu śmiejesz, hm? Dobrze w końcu ukrywacie emocje jak chcecie.– Pokręcił głową. O. Nie? To kłamcami też dobrymi są, najwyraźniej.
- Masz błędne spojrzenie na istoty magó – stwierdził. Yhy… Kaprawe oko, prze pana, nie moja wina, przysięgam.
- To mnie z niego wyprowadź. – już otwierał usta, pewnie żeby zacząć kolejną długą wypowiedź na temat genialności ludzi swojego pokroju, ale szybko przerwałam mu – Nie, dobra, nieważne. Powiedz mi co to za wielkie tomiszcze i co ci wyszeptało do ucha, to może ci zaufam i pozwolę w swej łasce na pomoc mej wielkiej i wspaniałej osobie. –Zmieniłam szybko temat, starając się jednocześnie nie pozwolić krwi, by skapnęła na ostatnią czystą od niej część ubrania: spódnicę. Kiedy mam „wolne”, a nie jestem na tyle zmęczona żeby marzyć tylko o jebnięciu się na łóżko i spania dopóki świata nie ogarnie ciemność wiekuista czy inszy wielce tragiczny koniec, lubię ubierać się jak zwykła mieszczanka i wychodzić na zewnątrz, bo pod ziemią nie wytrzymuję. I właśnie w ten swoisty strój byłam aktualnie przebrana… Westchnęłam ciężko. To będzie pięknie wyglądać, jak wrócę. Średniej wielkości plama krwi na rękawach i piersi. Jakby mnie coś dźgało. Albo jakbym ja zadźgała kogoś…
- Na wszystko przyjdzie czas– stwierdził, doprowadzając mnie do białej gorączki. Jak ja serdecznie takich słów nienawidzę! Zmrużyłam oczy. – Póki co, pozwól zająć mi się twoją dłonią. – dodał, wyciągając w moją stronę rękę. Won mi z tą grabią, panie, bo ci ją ujebię przy samej dupie! Zjeżyłam się, ale zaraz potem pomyślałam racjonalnie (wczas, wiem). A w sumie, co mi szkodzi. Może przy okazji zrobi jakieś czary mary i wyleczy mnie z głupoty i gadania co mi ślina na język przyniesie? Albo, o! Mam! Może uda mu się zrobić jakieś proszki, żeby zamienić Pączuszka w mniej gburowatego?
- Powiedz mi przynajmniej, co z nią chcesz zrobić. – Schowałam prawą ręką sztylet do pochwy, zastanawiając się czy rzeczywiście wrócił do swojej starej, dobrej formy, czy może jednak to tylko taka zabawa magów i znowu się rozpadnie na kawałki, kiedy tylko zostawię tego chłopaczka. – Wiesz, chcę przynajmniej wiedzieć kiedy zacząć krzyczeć. – dodałam ponuro, niepewnie podając mu rękę.  Jego dłonie były delikatne i w miarę ciepłe, chociaż mogło być inaczej. W końcu moje są zwykle zimne jak lód, możliwe że on też za ciepłych nie ma, a tylko ja je tak odbieram. Doskonale wyczuwalne było to, że nie trudził się zbytnio pracą fizyczną. Miałam dziwne wrażenie, że właściwie nawet nie ma jak mnie skrzywdzić, choćby bardzo chciał. Przynajmniej nie jeżeli chodzi o wymiar fizyczny. Gość nie jest dzieckiem więc przeżył do teraz bez wspomagania się pracą ciężką, ale jednak musiał jakąś mieć. Czyli pracuje umysłem… Ugh, tacy są najgorsi, boję się ich. Zadrżałam, bo nagle zrobiło mi się zimno. Nic dziwnego. Ciemno, zimno, brudno. Esencja miasta nocą. Zwłaszcza tego…

<Filia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz