piątek, 7 marca 2014

Od Filii c.d. Leali

Dobrze, muszę sobie to jeszcze raz wszystko poukładać. Nie mam pojęcia kim jest ten mężczyzna, ani dlaczego dziewczyna, której imienia nawet nie znam, a ona nie zna mojego, deklaruje, że mnie kocha. Na mojej bladej skórze pojawiły się ciemne strużki krwi. Zupełnie nie wiedziałem, kiedy zaczął mnie bić, ale pewne było, że jeszcze chwila i bym zemdlał, albo rzucił na niego jakieś zaklęcie. Spojrzała na mnie i chyba wszystko się wyjaśniło. Nie trudno było z tego spojrzenia wywnioskować, że właśnie próbuje mi pomóc małym kłamstwem, jeśli za takie można było je uznać. Dodatkowo, jej oczy same zdawały się mówić, bym coś powiedział, co jeszcze wzmocniłoby pozycję tego kłamstwa. Wolałem jednak tego nie robić, nie chcąc zupełnie wszystkiego zawalić, o cokolwiek jej chodziło. Nie powiedziałbym, że znam się na kłamaniu. Potem padło pytanie o wzięcie za mnie odpowiedzialności, szczerze mówiąc jej szybka odpowiedź mnie zadziwiła.
-A jakżeby inaczej –powiedziała do tamtego człowieka, kimkolwiek był, a jak na razie zupełnie nie mogłem połapać się w tej całej sytuacji. Zupełnie nie wiedziałem o co chodziło w ich rozmowie. Nie podsłuchiwałem, czy coś, ale pewne słowa obiły mnie się o uszy. Mimo tego nie mogłem, jednak dowiedzieć się niczego ani o dziewczynie, ani o mężczyźnie.
-W takim wypadku –odrzekł mężczyzna nazwany przez nią Elegią, choć miała z początku zamiar wymówić inne imię. –Zakryj mu oczy, tak by nic nie widział.
Dziewczyna podeszła do mnie i zupełnie nie pytając o zgodę, zawiązała mi na oczach czarny materiał, a przynajmniej wydawało mnie się, że był czarny w tych ciemnościach. Następnie ruszyliśmy, choć nie miałem zupełnie pojęcia dokąd. Cały czas ciągnęła mnie za rękę. Mogłem jedynie wywnioskować, że wciąż idziemy w dół i w dół po wybrukowanej ulicy, tę ostatnią informację przekazały mi moje stopy, które doskonale wyczuwały przez niezbyt grubą podeszwę, każdą najmniejszą nierówność, czy kamyk. Sam spróbowałem skupić się na słuchu. Z początku słyszałem tupot stóp, moich, jej i tego mężczyzny. Potem dopiero zorientowałem się, że nie zupełnie mam rację. Owszem słyszałem kroki, ale nie pochodziły one od naszej grupy, tylko kogoś zupełnie innego. Ani mężczyzna, ani ona nie zdawali się tego słyszeć, zajęci rozmową. Mnie zaczynał ten odgłos niepokoić. W końcu, gdy nasiliły się, chcąc zwrócić ich uwagę na ten problem, stanąłem i mimo prób nakłonienia mnie do dalszego marszu nie ruszyłem z miejsca. W końcu i oni, gdy nastała zupełna cisza usłyszeli tupot. Nikt nie był z tego faktu zadowolony. Ten, kogo stopy były powodem całego zamieszania musiał pojawić się tuż przed nami. Wywnioskowałem to jedynie z słów wypowiedzianych wówczas przez mężczyznę, nie mogłem jednak przekonać się o tym na własne oczy, gdyż mimo moich próśb, nikt jakoś nie kwapił się by ściągnąć mi materiał uniemożliwiający widzenie. Musieli być znacznie bardziej zajęci pojawieniem się tych, którzy najwyraźniej nas śledzili, choć nie miałem pojęcia po co. Jeśli ktoś miał coś z tym wspólnego to ta dziewczyna, albo ten jak mu było Elegia, bo ja jakoś nie mogłem doszukać się powodu, dla którego ktoś mógłby marnować czas na śledzenie mnie. To było zupełnie bez sensu, ogólnie w niczym się nie orientowałem, odkąd spotkałem tę dziewczynę działy się dziwne rzeczy. Począwszy od tej bójki, za co ja w ogóle oberwałem? Nie wiedziałem, że lampiony magiczne są nielegalne, a przynajmniej według jednego mężczyzny. Tak, więc pogubiony nie tylko w obecnej sytuacji, a także w samym środowisku, zerwałem przepaskę na oczy, mając zamiar odnaleźć się chociaż w tym drugim. Nie powiedziałbym, by to co zobaczyłem było widokiem szczególnie przeze mnie pożądanym. Dwie czarne postacie stały tuż przed Elegią i dziewczyną, którzy to nie wyglądali w żadnym wypadku na zadowolonych, a wręcz przeciwnie. Coś do siebie mówili, potem nagle umilkli. Dopiero wówczas zauważyłem, że za mną stoi jeszcze jedna postać. Przyglądała się wszystkiemu z uwagą. Tymczasem sytuacja pomiędzy niedawno poznana dziewczyną i mężczyzną, a tamtymi dwoma nie przypominała w żadnym wypadku zwykłej sprzeczki, czy tam kłótni. Ciężko było dojść do innej opinii, gdy zaczęli się bić. Najlepsze, że ja nie wiedziałem zupełnie co robić. Ba, nie wiedziałem nawet o co chodzi i co się wokoło mnie dzieje. Co ja tam w ogóle robiłem? Wokoło mnie toczy się jakaś walka, nikt nie raczy wytłumaczyć mi choćby skrótowo, o szczegóły nie prosiłem, miałem już zbyt wielki mętlik w głowie, dlaczego zaczęli się bić i kim byli? W pewnym momencie zostałem chwycony za ramię przez jednego z tych, którzy nas śledzili. Nie miał na szczęście szczególnie wytrzymałego na iluzję umysłu i wystarczyło lekko zawirować światem wokoło niego, by przestał panować nad swoim ciałem. Pozostałymi dwoma zajmowali się z dużo większym powodzeniem niż ja, postać, którą obezwładniłem iluzją chwilę potem znów się na mnie rzuciła, wtedy jednak zza rogu wynurzyło się z cienia jeszcze trzech. Usłyszałem jak Elegia mówił coś na kształt: „Ile się tego robactwa namnożyło”. Nie za bardzo zrozumiałem o co mu chodzi, choć byłem niezmiernie ciekawy, dlaczego zostali porównani do robactwa. Z początku chyba nie potrzebowali mojej pomocy, przeciwnie ja jej potrzebowałem, pokonali bowiem bez większego trudu tych pierwszych, a potem wzięli się za drugich. Ja tymczasem miałem coraz większe problemy. Podstawową ich przyczyną był fakt nieobeznania kto jest kim. Jeśli wiedziałbym choć kto za co walczy, to może byłbym w stanie dokładniej ocenić, czy atakujące mnie postaci mam obezwładniać, zabijać, czy też jeszcze coś innego. Poprzestając na odpychaniu ich od siebie niewiele zdziałałem. Po chwili dostrzegłem, że także i Elegia oraz ta dziewczyna zaczynają ulegać pod naporem ciemnych postaci. W końcu nas dopadły, zaczynając oczywiście ode mnie, i raczej nie było opcji dalszej walki.
-Dajcie jakieś światło! –krzyknął jeden z nich. Wtedy zobaczyłem, ze moja zielona latarnia ledwo się tli. Sięgnąłem po mój kostur, lecz powstrzymał mnie skrzeczący głos jednaj z postaci.
-To nie będzie ci potrzebne.
-Chcieliście światła, tylko je zapalę.
Pozwolili mi na to, ponieważ jak zauważyłem ich latarnie zgasły już dawno. Utworzyłem na ręce świetlistą kulkę i już miałem ją włożyć do kryształu, kiedy zdecydowałem się na coś zupełnie innego. Nie spodziewali się widocznie takiego obrotu spraw. „Rzuciłem” , bowiem kulkę prosto w tych stojących przede mną. Z początku chyba nic im nie było. Zaczęli się nawet śmiać ze mnie. Dopiero potem światło, które można powiedzieć wsiąknęło w ich ciało, zaczęło je w dziwny sposób rozsadzać od środka. Pozostałe postacie usunęły się i po chwili zniknęły całkowicie. Te przed nami natomiast zaczęły jakoś płonąć wewnętrznie i spojrzały jeszcze tylko raz na mnie, by następnie uciec gdzieś w cień. Ja poczułem się wówczas mocno osłabiony, nie pamiętałem bym czuł się tak wcześniej.

<Leala?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz