wtorek, 11 marca 2014

Wpis fabularny-Aela i Eric

Chłód poranka przenikał na wskroś, las budził się do życia smagany promieniami wstającego słońca. Cicho było, spokojnie i nieco sennie. Słońce, chociaż  zima była już blisko, przygrzewało jeszcze niezgorzej-wisiało tuż nad linią horyzontu, za lasem, że drzewa i krzewy rzucały przed sobą cienie długie, jasne i chłodne.
Cisza zaległa między krzewami i koronami drzew, a upajające słodkość unosiła się w powietrzu, przymglonym kurzawą słoneczną. Na wysokim, blado niebieskim niebie leżały gdzieniegdzie bezładnie porozrzucane, postrzępione chmury.
Eric ocknął się z zamyślenia, gdy poczuł lekkie, ale stanowcze szturchnięcie. Aela skinęła mu lekko głową i ruszyła szybkim truchtem przez las. Można by powiedzieć, że wcale nie biegnie, a unosi się nad powierzchnią ściółki. Pod jej stopą nie trzasnęła żadna gałązka, żaden suchy liść nawet nie zaszeleścił. Mężczyzna popędził za nią, ale jego kroki w porównaniu z bezszelestnym stąpaniem łowczyni zdawały się być ciężkie i głośne. Wybrał się z nią na polowanie, by nieco się odstresować po ostatnich przeżyciach związanych z Raffaelem i jego córką. Zrównał się z nią, a gdy jej oliwkowe oczy wbiły się w puste, szare przestrzenie między drzewami przystanął i zaczął nasłuchiwać. Zdecydowanie nikt nie mógł się równać z Aelą w kunszcie łowieckim. Nałożyła lekką strzałę z żelaznym grotem na smukły, długi łuk i ponownie śmignęła przed siebie skręcając lekko na północ. Jej zawzięty wyraz twarzy, groźne, skupione spojrzenie i rozwiane włosy, w które wplotły się gdzieniegdzie zielone igły, nadawały jej wyglądu wygłodniałej, rządnej krwi, polującej wilczycy. Wiatr wiał tuż na nich, dzięki czemu zwierzyna nie była w stanie wyczuć ich zapachu. Wadera przystanęła przy linii drzew, będących krańcem lasu.
Przed borem rozciągała się duża, trawiasta polana. Lekki wietrzyk igrał między źdźbłami pociemniałych od słońca traw. Całość otaczały dwie odnogi lasu na kształt podkowy. Oczy Erica i łowczyni wbiły się w stado wypasających się, młodych, jasnobrązowych łani. Zwierzęta skubały rośliny podnosząc co pewien czas głowy do góry w celu wypatrzenia wroga. Nie zauważyły ich. Kobieta naciągnęła cięciwę, zmrużyła lewe oko, wypuściła z płuc powietrze i rozchyliła palce. Lotki strzały musnęły opuszki, a grot przeciął powietrze z przenikliwym świstem, by po ułamku sekundy przeszyć ciało ofiary. Zwierzęta w panice rzuciły się ku linii drzew. Zraniona sarna również, ale po chwili runęła na ziemię brocząc krwią. Elegia razem z Aelą ruszył w kierunku zdychającej ofiary. Wyciągnął nóż i poderżnął jej gardło, by zakończyć jej cierpienia. Wyrwał strzałę spomiędzy tkanek i podał ją Aeli, która włożyła ją z powrotem do kołczanu.
-Ładny strzał-pochwalił ją dowódca. Rana była w okolicach piersi łani.
-Dziękuję. Była źle ustawiona… Nie mogłam jej od razu zabić-powiedziała, wbijając spojrzenie w martwe, paciorkowate oczy łupu.
Eric zagwizdał przenikliwie i głośno. Aela również wykonała ten gest. Potem pochyliła się i chwyciła sarnę za nogi. Po chwili w ich kierunku nadbiegły dwa konie. Jabłkowita klacz Erica, a za nią łaciaty, młody ogierek Aeli. Kobieta poklepała go po szyi i przytwierdziła zdobycz za siodłem. Dosiadła wierzchowca pośpiesznie, bo Eric już na nią czekał. Obrócili konie i pokłusowali w kierunku powrotnym.

[…] Aela oddała sarnę w ręce tutejszego kucharza, który jak za każdym razem nie skąpił pochwał dotyczących jej kunsztu łowieckiego oraz wyglądu. Jego małe, cwane oczka zdawały się pożerać jej ciało. Pożegnała go cichym ,,do widzenia” i wyszła. Zgodnie z prośbą dowódcy zaraz po tym skierowała się do jego gabinetu. Wsunęła do środka zastając go przy misce z wodą. Obmywał się właśnie po polowaniu.
-Przepraszam…-mruknął, wycierając się pospiesznie. Naciągnął na siebie wypłowiałą, ale czystą koszulę.
-Nic nie szkodzi.-Kobieta uśmiechnęła się lekko.
Eric podszedł do biurka i sięgnął do szuflady. Wygrzebał z niej coś i zamknął ją pospiesznie jakby bojąc się, że kobieta przypadkiem odkryje tajemnice w niej ukryte.
-Mam dla Ciebie świetną misję. Myślę, że wykonasz ją z palcem w…-Ugryzł się w język.
Aela uśmiechnęła się lekko rozbawiona.
-Tak? A jaka?-zapytała zaciekawiona.
Elegia podał jej kartkę papieru zapisaną kanciastym, równym pismem Zerrima. Zaczęła czytać powoli, ale skutecznie. Nie umiała perfekcyjnie pisać, ani czytać, ale jakieś podstawy znała. Eric w tym czasie podszedł do stołu i nalał wina do dwóch kielichów. Nie czekając aż skończy czytać zaczął tłumaczyć.
-Zerrim odkrył siedzibę oficera Czarnych, który zwie się Beharion Thefares. Stacjonuje ze swoim komando w okolicach Aphariz. Jest ich tam może tuzin. Zabijesz go niepostrzeżenie i uciekniesz. Będą Cię tropić, ale jesteś najlepszym skrytobójcą w Marach. Dasz sobie radę.-Uśmiechnął się do niej ciepło i podał jej jeden z pucharów.
Aela skinęła mu głową i pociągnęła łyk smacznego, słodkiego trunku, którego niezwykle rzadko miała okazję smakować.
-Cieszę się, że mi ufasz-powiedziała i zbliżyła się do niego.
Osuszyła kielich do dna i postawiła do na stole. Spojrzała w oczy Elegii i położyła mu dłoń na ramieniu. Mężczyzna odstawił naczynie wypełnione jeszcze winem, a wtedy kobieta musnęła jego szyję swoimi delikatnymi, pełnymi, rumianymi wargami. Jej ręce spoczęły na jego karku, a usta przesunęły się ku kościom jarzmowym dowódcy, tylko po to by wpić się w jego kształtne, ciepłe wargi. Eric na początku poczuł zaskoczenie, stres i oszołomienie, które dosłownie go sparaliżowało. Nie wiedział co robić, więc uległ jej. Odruch i obawa przed odkryciem jego tajemnicy kazała mu odwzajemniać gesty.  Ich języki złączyły się w lubieżnym, gorącym pocałunku. Wadera widząc jego postawę rozkręciła się jeszcze bardziej. Nie przerywając namiętnego uścisku popchnęła go na sofę. Mężczyzna znalazł się pod nią z głową opartą o podłokietnik. Usiadła na nim okrakiem i ponowiła pocałunki pocierając kroczem o ukrytego za materiałem ubrań penisa dowódcy. Ponowiła pocałunki wyraźnie rozpalona. Burza jej kasztanowych włosów opadła na ramiona i buzię, a dusza płonęła z żądzy i miłości do Erica, któremu mogła wreszcie pokazać swoją miłość, a on zdawał się ją akceptować. Elegia wreszcie opanował szok. Jego ciało było spięte do granic możliwości z jakiejś dziwnej formy strachu i stresu. Nie miał pojęcia co robić. Aela nie może się zorientować, więc póki co trwał w tym okropnym stanie nie dając nic po sobie poznać. Wadera zaślepiona pożądaniem nawet nie zauważyła, że w jego oczach czai się niechęć. Rozpięła jego koszulę odsłaniając umięśniony, kształtny brzuch i pierś okrytą niezbyt gęstym, ciemnym włosem. Zdjęła z niego pasek i zsunęła spodnie ukazując jego zwiotczałe przyrodzenie. Musnęła je smukłymi, delikatnymi palcami. W tym momencie Eric nie wytrzymał i podwinął nogi odsuwając się od niej jak poparzony. Jego oddech był przyspieszony, a oczy wbite w nią z mieszanką przerażenia, szoku i niechęci. Kobieta wpatrywała się w pot na jego skroniach i wszystkie mięśnie spięte, jakby był gotowy do ucieczki w każdej chwili.
Na jej twarzy najpierw pojawiło się zaskoczenie, potem żal, a potem zażenowanie. Odsunęła się od niego siadając na brzegu sofy. Dowódca odwrócił wzrok z mieszanką strachu i wstydu na obliczu.
-Eric…? Coś nie tak?-zapytała cicho.
Mężczyzna naciągnął na siebie spodnie i podniósł się. Nie odpowiedział. Jego twarz poczerwieniała ze złości i wstydu.
-Czy ty…? Czy ty jesteś…?-wydukała nie wiedząc czy ma się śmiać czy płakać.
Elegia spojrzał na nią, a w jego oczach błysnęła ta dawna wyniosłość i duma. Zaśmiał się pustym, nieprzyjemnym tonem.
-Żartujesz sobie? Za kogo ty mnie masz?-zapytał z pogardą w głosie. Kobieta poczuła się jakby ktoś ją zdzielił w policzek.-Po prostu czuję się zobowiązany względem innej kobiety. Chcę być w porządku zarówno względem jej jak i Ciebie-skłamał gładko.
Aela poczuła się jak byle dziwka, mimo iż do niczego między nimi zobowiązującego nie doszło. On ma jakąś inną kobietę? A więc jej nadzieje były puste i dziecinne? Zerwała się z siedzenia i zwiesiła głowę. Nie była w stanie spojrzeć mu nawet w oczy.
-Ja… Przepraszam-rzuciła niemal z płaczem i pełna goryczy wybiegła z pokoju zostawiając go zupełnie samego. Opadł na sofę chowając twarz w dłoniach. Nie spodziewał się tego… Bał się, że kobieta zorientuje się, ale bardziej spokoju nie dawała mu świadomość, że okropnie ją zranił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz