niedziela, 2 marca 2014

Od Tonili c.d. Epicei- Misja ,,Próba wrobienia"

Obudziłam się, gdy usłyszałam w pokoju krzątaninę. Otwarłam oczy i obróciłam się. Światło świec oślepiło mnie nieco. Przykryłam oczy dłonią i spojrzałam w kierunku, z którego dochodziły hałasy. W swoim kufrze dość głośno grzebała Delvy. Dziewczyna wyglądała jakby coś zgubiła.
-Delvy? Co ty...?-wymamrotałam.
-Zniknął! Mój kałamarz zniknął!-piszczała.
Myślałam chwilę, po czym odezwałam się:
-Nie zniknął... Leży pod twoim łóżkiem. Ostatnio go tam położyłaś, gdy wzywał cię Lastinn.
Dziewczyna rzuciła się na podłogę i zajrzała.
-Jest!-krzyknęła uradowana. Wyciągnęła spod łóżka nieduży, ale ładny kałamarz.
Swoimi okrzykami ekscytacji postawiła na nogi i mnie, i Epi, a nawet Lealę, która była okropnym śpiochem.
-Która godzina?-zapytałam zaspana.
-Jakoś koło szóstej. Czas wstawać! Eric wczoraj powiedział, że jak wstaniecie macie iść do niego, to was zaprowadzi do Świszczącej-rzuciła.
Leala kręciła się pod kocem marudząc coś. Zapewne klęła na gadulstwo Szczebiotki.
-Słyszysz, Epi? Idziemy!-powiedziałam i naciągnęłam na nogi wysokie buty za kostkę.
Cholera by to! Pospałabym jeszcze, ale wiem doskonale, że Eric lubi posłuszeństwo, a nie miałam ochoty z nim zadzierać. Głównie dlatego, że dość łatwo daje się ponosić nerwom i wygląda tak, jakby miał dostać zaraz zawału serca. A tego bym nie chciała…
Rajca wypełzła z leża po kilkunastu minutach. Ja byłam już dawno gotowa. Właśnie myłam twarz w niedużej miednicy z zimną wodą.
-Lodowata!-jęknęłam.
Epicea ubrała się, stanęła obok mnie i spojrzała niechętnie na miskę z wodą. Zamoczyła dłonie w wodzie i skrzywiła się z zimna. Umyła buzię, a potem przysiadła na krześle patrząc niemrawo przed siebie.
-Ożyj!-rzuciłam z uśmiechem.-Idziemy do Elegii-zarządziłam.
Przyjaciółka potrząsnęła głową i ruszyła ze mną do drzwi. Wyszłyśmy na korytarz i skierowałyśmy się do głównej rotundy, w której znajdowały się dwa długie mosty krzyżujące się na środku tuż nad powierzchnią zbiornika wodnego. Przeszłyśmy przez jeden z nich i wsunęłyśmy w długi korytarz prowadzący do drzwi, za którymi kryły się spiralne schody. Po zejściu po nich za grubymi drzwiami jego gabinetu usłyszałyśmy niesamowicie głośny, wściekły wrzask Erica.
-Wynoś się! Gówno mnie to obchodzi! Nie pokazuj mi się na oczy!
Do mych uszu dotarł zaraz trzask, jakby rzucił jakimś naczyniem o drzwi. Aż odskoczyłyśmy do tyłu.  Po chwili z gabinetu wyszedł wściekły Raffael. Mężczyzna czerwony na twarzy ze złości  potraktował nas jak powietrze, wyminął i zniknął zaraz za zakrętem schodów. Wsunęłam niepewnie głowę do pomieszczenia.
-Eric...? Możemy?-zapytałam.
Dowódca stał w pomieszczeniu odwrócony do nas plecami, na których widniała długa blizna prawdopodobnie zadana ostrzem przed laty. Miał na sobie tylko spodnie i buty.
-Tak... Wejdźcie. Wybaczcie.  Mała... sprzeczka.-Uśmiechnął się wyraźnie zakłopotany.
-Mówiłeś, że mamy przyjść-rzuciłam cicho.
-Tak. Epicea, jak poszło przesłuchanie? Źle wyglądasz...-Starał się zachowywać normalnie, ale w jego oczach widać było zarówno wściekłość jak i głęboki żal.
- Przeżyje... - mruknęła dziewczyna niezbyt wdzięczna za troskę. Chyba ją coś dzisiaj ugryzło. - Po prostu ktoś mnie wyciągnął za szybko z łóżka... To wszystko. - Starała się wykrzesać z siebie uśmiech, ale średnio jej wyszło. - Co do przesłuchania: obie wersje są zgodne, nawet jeśli usłyszeli inne pytania odpowiadali podobnie, a nie tak samo, więc raczej się nie umówili z wyjaśnieniami. Składali je dość szczerze. Ale Tępemu to bym język ucięła, taka mała rada. - Wzruszyła ramionami.
Eric podszedł do szafy z której wyjął ciemną koszulę. Nałożył ją i przemyślał to, co usłyszał.
-Nie są aż tak bystrzy, by się zgadywać w wyjaśnieniach. Tępy to tylko pomywacz. Co mówili?-zapytał, wkładając do ust kawałek chleba, który razem z kostką żółtego sera leżał na drewnianym talerzu.
Poczułam jak burczy mi w brzuchu. No tak. Nie jadłyśmy jeszcze śniadania... Zbyt nam, a właściwie mi, się tu śpieszyło.
- Zack widział Garwenę i zaginionych niedaleko groty. Potem oświadczył, że oddała mu się, by milczał i nie wygadał nikomu, że ją wtedy widział… Mimo wszystko wygadał się Łuszczykowi i on także skorzystał z ciała Świszczącej. Ja tam nie wiem czy się znam, ale jak kobieta posuwa się do takich czynów to chyba czystego sumienia nie ma. - Wzruszyła ramionami. - Zack się upiera, że to ona tam zwabiła Ośkę i Pchłę, ale nie przyznaje by widział na własne oczy Czarnych. Zeznania Łuszczyka ograniczają się do tego, co powiedział mu Tępy-  streściła. - Reszta zapisana jest na kartkach, zdawkowo, ale jednak.
-Rozumiem. W takim razie musicie jeszcze pogadać ze Świszczącą-powiedział i pociągnął łyk wódki z ozdobnej butelki. Skrzywił się lekko, a potem zrobił jeszcze kolejne dwa łyki.-Możemy iść.
Skierował się do drzwi. Wypuścił nas przodem, a potem zamknął gabinet na klucz.
-Prawdopodobnie będziecie musiały zbadać tę jaskinię. Weźmiecie ze sobą kogoś, kto dobrze walczy. Boję się puszczać was same...
Epicea spojrzała na mnie ukradkiem, jakby chciała mi przekazać słowa "ale ja tam nie chce iść". Wyszczerzyłam się.
- A masz może kogoś konkretnego już na myśli? - zagaiłam.
- To zależy...
- Od?
- Od prawdopodobieństwa natknięcia się na Czarnych. W tym wypadku trzeba będzie posłać kogoś lepszego niż utalentowanego woja - wyjaśnił.
-Na przykład Ciebie?-zapytałam, unosząc do góry jedną brew.
-Na przykład mnie.-Zaśmiał się pod nosem.
Kilka łyków alkoholu i od razu poweselał. Świetnie, pomyślałam. Wizja misji z Elegią... ,,Nie rób tego, nie rób tamtego". Chyba dostanę szału…

<Epi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz